Kwatera jest bez wątpienia pięciogwiazdkowa, bo w posiadłości prezesa niczego Bykom - sorry, Kangurom - nie brakuje. Czyste powietrze, jezioro, posiłki podane pod nos, a gdy kucharz-prezes przygotowuje steki, to wedle życzenia.
Leszczyńska słabość do Australijczyków jest, rzecz jasna, pokłosiem wyjątkowej współpracy z Leigh Adamsem. Wyjątkowej, gdyż z Bykiem na piersi przejeździł on piętnaście kolejnych sezonów (1996-2010), co do tej pory nie zdarzyło się w PGE Ekstralidze żadnemu innemu obcokrajowcowi. Choć Chris Holder jest naprawdę blisko. Jeśli tylko pozostanie Aniołem na sezon 2022, wyrówna osiągnięcie rodaka.
Zresztą, Adams zadbał również o samorozwój wielu leszczynian. Bo wielu chciało wiedzieć, o czym on mówi. M.in. Piotr Rusiecki.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek ubolewa w związku z brakiem kibiców na trybunach. "My jesteśmy dla nich, oni dla nas"
- W szkole niby się angielskiego uczyłem, ale długi czas nie używałem. Pamiętam, że w 2002 roku byłem na turnieju Grand Prix, mechanicy żartowali w boksie Leigh i się śmiali, a ja stałem z boku zdziwiony taki. Postanowiłem sobie wtedy, że na kolejny rok będę już mówił po angielsku, co przydało mi się bardzo i w sporcie, i w życiu zawodowym - wyjaśnia prezes.
Co ciekawe, nauka okazała się połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Inna sprawa, że wraz ze zwiększaniem zasobu słownictwa powiększył się też nieco... brzuch.
- Poznałem wtedy Anglika, Johna, który wcześniej w Londynie poznał pewną Polkę. Przyjechał za nią do naszego kraju i się ohajtał. Przez całą zimę chodziłem z nim do pubu na dwa piwka, niemal codziennie. A że wtedy mieszkałem jeszcze w domu rodzinnym w Lesznie, w Rynku w zasadzie, to wyjście do pubu zajmowało dosłownie dwie minuty. On mnie uczył angielskiego, a ja Johna, przy okazji, polskiego - tłumaczy prezes. Tym sprytnym sposobem załatwił sobie za darmo native speakera. No, nie do końca za darmo. Dwa piwa za lekcję.
Nowym lokatorem w Krzycku jest Jason Doyle, który prezesowi już dawno temu wpadł w oko. - Nie ukrywam, że pierwszy raz rozmawialiśmy na koniec sezonu 2017, przy okazji jednej z rund IMŚJ, w której startował Brady Kurtz. Jednak wtedy różnice w oczekiwaniach finansowych obu stron okazały się dosyć spore. Próbowaliśmy też w 2018 i 2019 roku, ale bez efektu. Skąd ta sympatia? To jeden z większych walczaków na tę chwilę. Jemu potrzeba stabilizacji. Nie zgodzę się, że on podąża za kasą. Jasne, każdy chce zarobić i jest to ważne, ale myślę, że potrzebuje chłop usiąść gdzieś na chwilę i pozostać - ocenia prezes Fogo Unii. Czy Doyle rzeczywiście spędzi sezon w posiadłości Rusieckiego?
- Już mieszka z nami. I powiem jedno - to pracoholik. Trenuje, trenuje, trenuje. Zajęcia na torze, do tego rower, biega do lasu, siłownia na miejscu. Gościu cały czas jest w ruchu - przekonuje boss. A jedzenie z pudełek? - Póki co zamawia, a weekendy po mojej stronie. Zobaczymy, jak się potoczą sprawy papierkowe. Czy dojedzie też małżonka, czy będzie latał do Anglii - wyjaśnia.
Gdy chodzi o Jaimona Lidseya, w sierpniu zeszłego roku jego narzeczona wydała na świat syna (Eddie Hayze), a rodzina kupiła w Lesznie mieszkanie. - Jaimon jest odchowany i może ruszać w świat, da sobie radę. Choć niekoniecznie ma się ruszać z Leszna... Do Polski przyleciał z rodziną w środę. Jeszcze ich nie widziałem, ale wpadną na steki - nie ma wątpliwości Rusiecki. Bo ta relacja jest rodzinna wybitnie. A konkurencja świetnie wie, że rodziny, ot tak, zmienić sobie nie można.
- To mogę opowiedzieć jako anegdotę. Siedzimy sobie w jakiś jesienny wieczór zeszłego roku, a Jaimon mówi do mnie tak: - "Jak to jest, Tata, że żaden inny prezes do mnie nie dzwoni? Przecież jestem mistrzem świata." Wyjaśniłem mu, że musiałby zapytać tych siedmiu innych prezesów z ekstraligi. A resztę każdy może sobie dopowiedzieć - zdradza Rusiecki, który Jaimona rzeczywiście usynowił i reszta Rzeczypospolitej Żużlowej to wie. - Tatujemy tak sobie, bo wszystkich ich traktuję jak synów. Gdy składam zapotrzebowanie u Ashleya (Hollowaya, tunera - WoK), to mu mówię, że następny synek jest i żeby dobry silnik szykował - dodaje.
A więc kolejny synek to Keynan Rew. Mijającą zimę spędził w Krzycku, bo lot do Australii w pandemicznym okresie to dość kosztowna zachcianka. - Nie wiem dokładnie, z jaką sumą by się to wiązało. Czy trzeba by wyłożyć 25 tysięcy złotych czy coś w zbliżonych granicach. Na pewno sporo, bo w Australii wprowadzono nakaz spędzenia po przylocie dwóch tygodni w super hotelu czterogwiazdkowym na własny koszt. W każdym razie przegadaliśmy sprawę, mówiąc mu, że rozumiemy, iż to dla niego coś nowego, zostać na zimę w Europie. Ale tak się stało i przez cały ten okres trenował z naszą drużyną, co ma swoje plusy. Jak i minusy - zauważa prezes.
Po raz pierwszy Rew przyleciał do Polski jako piętnastolatek, a jego rozwój zastopowało rok później złamanie uda. Potencjał jednak jest.
I Brady Kurtz. Teraz to zawodnik Orła i przebywa już w Łodzi, jednak do Krzycka z pewnością zawita. - Drzwi ma otwarte, jedno łóżko więcej się znajdzie - zapewnia sternik leszczyńskiego klubu. Kilka miesięcy temu jego australijscy synowie pokazali, że potrafią również dawać. Wspólnym sumptem złożyli i podarowali tatce motocykl żużlowy, a na obszyciach od Maliniaka znalazł się taki oto napis:
"Do szefa! Dziękujemy ci za wszystko, co dla nas, Twoich chłopców, zrobiłeś. Bez twojej pomocy i wsparcia nasze żużlowe kariery nie byłyby tam, gdzie są obecnie. Jesteśmy wdzięczni za wszystko, co dla nas zrobiłeś, ale też za picie i jedzenie, co weekend 10 kilogramów steków, za to, że mówiłeś, że jesteśmy "słabi", że nie możemy być "panienkami" i za wszystko inne.
Od twoich ulubionych australijskich kowbojów"
I motocykl od synków stoi w domu prezesa. A córki? Panny Rusieckie? Starsza, 20-letnia Marysia, marzyła zawsze o nauce za oceanem, jednak wylądowała na renomowanej uczelni w Cambridge, gdzie studiuje psychologię. Nota bene, dosłownie nieopodal mieszka Troy Batchelor. Z kolei 17-letnia Anna uczy się w leszczyńskim technikum logistycznym.
A czy Doyle przybył do Leszna również po to, by uzupełnić prywatną kolekcję o złoto Drużynowych Mistrzostw Polski?
Zobacz także:
- Z jednej strony sportowiec, z drugiej strażak. "Widzę śmierć, dramaty i płacz"
- Mecz o złoto, a jego nie ma! "Po prostu w to nie wierzę"