Przypomnijmy, że u Duńczyka w jego debiucie w barwach Unii Tarnów, doszło do pęknięcia łopatki. Wszystko to było efektem upadku, do którego doszło tuż po zakończeniu pierwszego wyścigu ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk. Wówczas Niels Kristian Iversen sczepił się motocyklem z Jakubem Jamrogiem i obaj zapoznali się z nawierzchnią tarnowskiego owalu.
Uraz ten wykluczył go z rywalizacji w krajowych eliminacjach do międzynarodowych imprez. Były brązowy medalista Indywidualnych Mistrzostw Świata tym bardziej może tego żałować, gdyż turniej kwalifikacyjny odbywał się na torze w Esbjerg, a barwy miejscowego klubu reprezentował on przez wiele sezonów. Ostatecznie przepustki do eliminacji do Speedway Grand Prix wywalczyli Patrick Hansen, Nicolai Klindt, Rasmus Jensen i Mikkel Michelsen, a dodatkowo ten pierwszy powinien zająć miejsce w SEC Challenge w słoweńskim Krsko, jeśli tylko turniej ten dojdzie do skutku.
Iversen liczył na udział zarówno w eliminacjach do SGP, jak i całym cyklu SEC, a przypomnijmy, że Indywidualny Mistrz Europy ma mieć automatycznie zapewniony udział w walce o tytuł czempiona globu w sezonie 2022. Jest wprawdzie jeszcze jedna szansa na występ w kwalifikacjach, jednak wszystko zależy od duńskiej federacji. Ma ona do rozdysponowania "dziką kartę", choć sam zainteresowany jest podminowany tym, że musi polegać na czyjejś decyzji. Z pewnością jednak skorzystałby z zaproszenia.
ZOBACZ WIDEO Na czym polega problem Wiktora Lamparta? Trener Motoru Lublin komentuje
- Czas nigdy nie jest dobry, gdy przytrafia się coś takiego. Moim głównym celem na ten rok był udział w Indywidualnych Mistrzostwach Europy i dodatkowo występ w kwalifikacjach do cyklu SGP. Jeśli wszystko przepadnie z powodu tej kontuzji, będzie to dla mnie prawdziwy cios. Teraz moja przyszłość w tych turniejach leży w rękach innych ludzi, co nigdy nie jest idealnym rozwiązaniem. Zawsze starałem się osiągać wszystko samodzielnie i mam dobrą przeszłość w robieniu tego. Nawet "dzika karta" do rundy kwalifikacyjnej bardzo by mi pomogła. Wówczas nadal mógłbym walczyć o końcowy awans na własną rękę. W tym momencie nie zależy to jednak ode mnie. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję na najlepsze dla mnie rozwiązanie oraz na to, że ktoś inny spojrzy na to podobnie i da mi szansę - mówi Niels Kristian Iversen na stronie speedwaygp.com.
Zawodnik Unii Tarnów nie był jednak jedynym z tych, którzy są wysoko notowani i musieli opuścić duńskie kwalifikacje. Z powodu kontuzji kolana w turnieju w Esbjerg nie wziął udziału Anders Thomsen, a Michael Jepsen Jensen był zmuszony do wycofania się przez zakażenie koronawirusem.
- Wiem, że nie jestem jedynym zawodnikiem na to miejsce. Przez to zajęcie go będzie jeszcze trudniejsze, ponieważ działacze nie mogą na nie zgłosić wszystkich chętnych - dodaje.
Sezon 2020 Iversenowi zajęły głównie kontuzje. Przez uraz ramienia, którego doznał na przedsezonowym treningu w Gorzowie wskutek upadku z Bartoszem Zmarzlikiem, musiał opuścić pierwsze mecze. Po domowym spotkaniu w sierpniu przeciwko rywalom z Lublina konieczny był z kolei zabieg kontuzjowanej ręki. Na koniec w półfinałowym starciu z drużyną w Wrocławia doszło u niego do pęknięcia żeber i w ten sposób zakończył on pechowy sezon. Następny uraz w swoim pierwszym wyścigu w barwach Unii Tarnów, to ostatnia rzecz, jakiej Duńczyk oczekiwał na rozpoczęcie kolejnych rozgrywek.
- W tej chwili ciężko mi się ogląda żużel. Naprawdę chciałbym po prostu się ścigać i w tym uczestniczyć. Poprzedni rok był dla mnie bardzo bolesny, oczywiście miałem zamiar zacząć ten dobrze i ponownie "wrócić do gry". Teraz nie mogę tego zrobić i to jest naprawdę frustrujące. To kolejna przeszkoda, którą muszę pokonać i na tym się skupiam - podkreśla Iversen.
Początkowo mówiło się o kilku tygodniach przerwy w startach tego zawodnika, choć niektóre prognozy nie wykluczały i dłuższego rozbratu z jazdą. Sam zainteresowany ma jednak cichą nadzieję, że będzie mógł wrócić na motocykl wcześniej niż po miesiącu przerwy od tego niefortunnego wydarzenia.
- Mam pękniętą łopatkę, nie została ona jednak całkowicie złamana. Muszę po prostu czekać, aż kość się zagoi. Lekarz powiedział, że przerwa zajmie cztery tygodnie i tego muszę się trzymać. Mam jednak nadzieję, że potrwa to nieco krócej, choć na tym etapie nie można stwierdzić niczego więcej. Nie ma żadnego przesunięcia, ani niczego nie zwichnąłem, to było po prostu twarde lądowanie. To uderzenie spowodowało uszkodzenie kości. Normalnie gdy dochodzi do przemieszczenia, można uszkodzić więzadła i to kończy się gorzej, niż przy pęknięciu. W pewnym sensie miałem więc odrobinę szczęścia. Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby wyleczyć ten uraz i wówczas powinienem być ponownie gotowy do jazdy - wyjaśnia.
Iversen spotkał się z ostrą krytyką ze strony Jakuba Jamroga w polskich mediach. Jeden z liderów Zdunek Wybrzeża wyrażał swoje niezadowolenie ze sposobu, w jaki Duńczyk walczył o drugie miejsce inauguracyjnego biegu sezonu 2021. Zawodnik Unii Tarnów jeszcze raz odniósł się do tej sytuacji.
- Wydawało mi się, że Pieszczkowi, który był na prowadzeniu, na ostatnim wirażu pękła opona. Według mnie zaczął on trochę zwalniać. Nie pytałem go o to, zatem nie potwierdziłem tego, czy złapał gumę. Tak to jednak wyglądało, ponieważ zaczął spoglądać w dół i tracił prędkość. Wyniosłem się szerzej, aby upewnić się, że nie będę na tej samej ścieżce, co on, gdyby całkiem się zatrzymał. Jednak, zanim się tego dowiedzieliśmy, leżeliśmy już na torze.
Duńczyk jeszcze raz podkreślił, że jego intencją nie było niesportowe zachowanie, wbrew opinii niektórych komentarzy, które pojawiały się po tym wydarzeniu.
- Nie miałem pojęcia, że Jamróg zbliża się tam z taką prędkością, dlatego skończyło się to dosyć brutalnie. Widziałem, że kilka osób twierdziło, że chciałem "wpakować" go w bandę i spowolnić. Całkowicie się z tym nie zgadzam. Nie wiedziałem nawet, że on tam jest. Nie jeżdżę nieczysto i nigdy nie byłem takim zawodnikiem. Ta kolizja nie była zamierzona. To był po prostu pech i skończyło się na tej kontuzji, która mnie dobija - zaznacza Niels Kristian Iversen.
Czytaj także:
Zbigniew Leszczyński: Chcę odbudować żużel w Pile, bo żal patrzeć na kłopoty zasłużonego ośrodka
Start Gniezno długo czeka na pierwszy mecz. W klubie nie ma jednak nerwowych ruchów