A jednak nam się udało - rozmowa z Michałem Pawlaszczykiem, prezesem RKM-u ROW Rybnik

Tegoroczny sezon żużlowy w Rybniku był niezwykły. Dlaczego? Wszystko zaczęło się od zmiany władz. Potem przyszedł nowy skład, a na koniec nowinki organizacyjne podczas meczy, wprowadzone przez nowych działaczy. Efekt? Liczba fanów w tym sezonie była ponad dwukrotnie lepsza w porównaniu z sezonem poprzednim. Na koniec zawodnicy wywiązali się z założeń, czyli utrzymali pierwszoligowy byt dla rybnickich "Rekinów". Miniony sezon w rozmowie z naszym portalem podsumował Michał Pawlaszczyk, prezes RKM ROW Rybnik.

Krzysztof Kaczmarczyk: 14 meczy rundy zasadniczej. Ich bilans to 6 zwycięstw i 8 porażek. Odbieracie to za sukces, czy raczej liczyliście na coś więcej i jest lekki zawód?

Michał Pawlaszczyk: Ze sportowej strony źle to wygląda tak, bo bilans porażek jest większy od liczby zwycięstw, a trzeba do tego dodać jeszcze dwie porażki w fazie play off z tarnowską Unią. Mimo wszystko trzeba uznać ten sezon za sukces. W miesiącach styczniu, lutym, marcu czy nawet kolejnych, mieliśmy być w drugiej lidze - tak wszyscy sądzili, dlatego można to traktować w kategoriach sukcesu. Pieniążki przed sezonem zostały zainwestowane, jak to ludzie mówili, w rzemieślników. Skład ten jednak dał nam realizację celu. Właśnie ten skład wywalczył takie, a nie inne wyniki i moim zdaniem są to świetne wyniki.

Po fantastycznym początku sezonu, w środku dopadł was lekki kryzys. Zbiegło się to z długą przerwą w maju oraz kontuzją Ronniego Jamrożego, który "zabijając" wolny czas od speedwaya wybrał się na motor crossowy, co skończyło się złamanym obojczykiem.

I tak i nie. Bo jeżeli chodzi o Ronniego, to równie dobrze mógł poślizgnąć się na rozlanej plamie oleju w parkingu. Gdybyśmy wiedzieli, że upadniemy to byśmy usiedli tak. Jest to jedna z przyczyn tej zadyszki. Druga kwestia to, według mnie, nie do końca przemyślanych terminów i przerw, chociażby właśnie ta majowa. Nie wiem czemu i komu miała ona służyć. Zaczynaliśmy z wielkim bólem, bo bez treningów i mówię tutaj ogólnie o wszystkich zespołach ligowych, bo przecież sezon rozpoczął się bardzo wcześnie. Dla niektórych liga rozpoczęła się bardzo wcześnie i tak samo wcześnie się zakończyła, bo w naszym przypadku zakończyła się już w połowie sierpnia.

Był to pierwszy sezon pana pracy za sterami klubu z Rybnika. Czy z perspektywy całego sezonu może pan wybrać najlepsze i najgorsze spotkanie rybnickiego zespołu?

Nie. Wszystkie mecze dla mnie były niesamowicie interesujące. Nie wiem nawet, jakimi kategoriami mógłbym ocenić lepsze i gorsze mecze, i co miałbym punktować. Gdybym miał punktować zaangażowanie kibiców, bo od nich chciałbym zacząć, to nie było jeszcze takich meczy, jak w tym sezonie w tej krótszej historii klubu, czyli w jakieś 4-5 lat wstecz. Jeśli chodzi o zaangażowanie zawodników, to był jeden wielki team, jedna wielka rodzina. Zdarzały się czasem jakieś występki indywidualistów, ale po meczu czy w jego trakcie Darek Momot potrafił nad tym wszystkim zapanować i wykrzesać resztki sił z zawodników. Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, to mam nadzieję, że nie zrobiliśmy tutaj zbyt dużego zamieszania. Uczyliśmy się wszyscy od początku i chyba nie było źle. Myślę, że to tyle co do oceny spotkań w sezonie 2009.

Przed sezonem, gdy kompletowaliście skład, szukaliście zawodników "młodych i gniewnych", którzy być może po słabszych sezonach, będą chcieli coś sobie i komuś udowodnić. Czy spełnili pokładane w nich oczekiwania?

Daleki jestem od ganienia kogoś za sezon. Nie, to nie o to chodzi. To jest żużel. Jest to sport bardzo oddziałujący na psychikę, są bardzo duże oczekiwania. Wszędzie powtarza się słowa musisz, musisz i musisz. U nas nikt niczego nie musiał. To miała być, tak jak kiedyś wspominaliśmy, zabawa w żużel i rzeczywiście taką atmosferę udało się wytworzyć. Natomiast jeśli chodzi o zawodników z indywidualnego punktu widzenia, to nie chciał bym nikogo wyróżniać z osobna. Jest wielki szacunek z mojej strony w ich kierunku. Chylę przed nimi czoła, bo ja za cholerę nie wsiadłbym na motocykl i nie zrobił tego, co oni wyprawiają na torze. Jeśli chodzi o tych "młodych gniewnych" no to rzeczywiście była taka sytuacją, że mieli coś do udowodnienia i, co najważniejsze, chcieli coś udowodnić. Najbardziej podobał mi się Paweł Hlib, pomimo, że bardzo krótko jest w naszej drużynie. Chodzi mi o to, w jaki sposób wszedł do naszej drużyny, w jaki sposób się zaangażował. Kiedy rozmawialiśmy z nim powiedział, że ten sezon praktycznie uznał już za stracony. Bardzo jednak spodobało mu się to, jak można pracować przy żużlu, jak jest u nas w Rybniku. Wiemy, że jeździ na przyczepnych torach, co udowodnił na meczu z Gnieznem, gdzie zrobił show na torze. Jeśli chodzi o największe rozczarowanie.. Zawsze można znaleźć coś, co nie pasowało u jakichś zawodników. Ricky Kling, bardzo młody zawodnik, który zderzył się jak gdyby z naszą rzeczywistością. Dobrze zaczął, potem jak by coś się stało. W ciągu sezonu doszliśmy również do ciekawego wniosku, że demotywująco nieco na zawodników wpływała zmiana stanu cywilnego. Mariusz Węgrzyk miał dołek, Marcin Rempała dokładnie ta sama sytuacja. Może powstaje wtedy jakaś psychiczna blokada, kiedy trzeba już myśleć o rodzinie.

W Rybniku udało się wytworzyć ciekawą otoczkę wokół meczu żużlowego, który nie jest już tylko piętnastoma biegami, na których kończy się impreza. Mecz pewnego rodzaju eventem, który mocno przyciągnął kibiców na stadion. Mecze z Tarnowem czy Rzeszowem z trybun oglądał praktycznie komplet publiczności.

Takie były nasze zamierzenia. O tym rozmawialiśmy przez cały czas. Niektórzy klepali się po głowie, gdy słyszeli co chcemy zrobić. Pokazaliśmy, że to nie tylko arena wyłącznie do wydarzeń sportowych, czyli tych piętnastu biegów, ale też miejsce dla sponsorów, kontrahentów czy klientów. To jest biznes. Niektórzy mówili, że mijamy się z prawdą, że opowiadamy głupoty. Mówili, że nie da się tego zrobić, a jednak się udało. Druga sprawa to kwestia, że dla wszystkich chętnych, którzy chcą przybyć na mecz, trzeba zorganizować im ten czas od przybycia na, czy nawet przed stadion, do czasu rozpoczęcia meczu. Wiadomo, że każdy lubi siedzieć w swoim określonym ulubiony miejscu. Dlatego nierzadko trzeba było przychodzić na mecze dużo wcześniej, niż jego planowany początek. W tym momencie trzeba szukać alternatywy dla siedzenia i nic nie robienia na krzesełku. Trzeba było tym sympatykom zagospodarować czas. My wybraliśmy formę kawiarenek, barków czy różnego rodzaju wystaw na stadionie. Były też miejsca, gdzie najmłodsi fani mogli spędzić kilka chwil na zabawę.

Rybniccy kibice jak by na nowo zakochali się w żużlu, a tu bęc. 9 sierpień okazał się datą ostatniego meczu ligowego na stadionie przy ulicy Gliwickiej. Nie jest to chyba zbyt dobre rozwiązanie ze strony organizatora rozgrywek, żeby sezon kończył się dla niektórych drużyn tak wcześnie.

Cóż ja mogę powiedzieć. Ja mam ostatnio niestety na pieńku z Główną Komisją Sportu Żużlowego, ponieważ nie boimy się mówić. Jakoś to wygląda dziwnie, bo zawsze sądziłem, że żużel nigdy nie będzie porównywany do piłki nożnej i załatwiania wszystkiego przy "zielonym stoliku" przez "działaczy". Ja daleki byłem od takich stwierdzeń. Teraz okazuje się jednak, że niekoniecznie. Nie rozumiem dlaczego i komu ma to służyć. GKSŻ czy PZMot są przecież powoływane dla nas. Nie, to nie jest jakiś twór, który sobie tylko istnieje. Chciałbym, żeby kiedykolwiek ktoś nad tym pomyślał. To oni są dla nas, a nie my dla nich. To oni generują przepisy i oni decydują o sprawach spornych, a w zasadzie nie oni, tylko siedmiu panów, którzy głosują podnosząc rękę, nie wiedząc niekiedy, jakie czynią spustoszenie. Jesteśmy po rozmowie z jednym z przedstawicieli tej komisji i po przedstawieniu naszych argumentów dlaczego punkt bonusowy czy to dla drużyny gnieźnieńskiej, czy drużynie poznańskiej. Te decyzje naprawdę dużo namieszały, a nam potem przyznana została racja. Po tym wszystkim stwierdził, że gdyby znał wcześniej te argumenty, z pewnością głosował by troszeczkę inaczej. To wszystko tym bardziej przekonuje mnie do tego, że są to jakieś inne partykularne interesy. To tyle na ten temat.

Organizacja poszła bardzo do przodu, kibice przybywali licznie na stadion, a zawodnicy udowodnili, że potrafią jechać i stworzyć znakomite widowiska. Czy zaowocowało to jakimś odzewem ze strony potencjalnych nowych sponsorów czy partnerów, którzy chcieli by wesprzeć rybnicką drużynę?

Będę umiał o tym powiedzieć, jak podpiszemy nowe umowy. Zastaliśmy klub z aktywnymi paroma umowami, kończymy sezon w momencie, kiedy tych sponsorów jest na poziomie ponad czterdziestu. Jest to z pewnością dobry wynik. Nie było to jednak na tej zasadzie, że sponsorzy przyszli i dali nam pieniążki tylko na zasadzie "tak my wiemy, wy zrobicie to dobrze, to my wam damy". Nie, nie, nic z tych rzeczy, nic nie przyszło nam łatwo. Na samym początku panował wielki sceptycyzm i brak zainteresowania nami. Jeżeli chodzi o rozmowy z nowymi sponsorami, to rzeczywiście one się toczą. Ostatnimi czasy, ostatnie mecze, pokazały, że to zainteresowanie jest nawet dość duże. Spotykamy się z osobami, które w przyszłym sezonie najprawdopodobniej będą z nami. To jest z pewnością bardzo budujące. Będąc jednak przy sponsorach nie rozumiem tylko, tych naszych rybnickich firm. Bo nie ukrywam, że mówiąc sponsor, to mam na myśli firmy, które są tam gdzieś poza naszym rejonem. Nie rozumiem tych firm, które istnieją w Rybniku. Mam tu na myśli cały szereg sklepów wielkopowierzchniowych czy chociażby Elektrowni Rybnik. Można wymieniać bardzo długo. Chciałbym przytoczyć tutaj taki wzorzec, jeśli chodzi o kibiców i sponsorów. Mam tutaj na myśli Zieloną Górę. Chciałbym kiedyś potencjalnych i obecnych sponsorów zaprosić właśnie tam, żeby pokazać im, jak to tam funkcjonuje. Tam wielkim faux pas jest niebycie na meczu żużlowym. Mówi się o rybnickim piekiełku, że to tak, a nie inaczej wygląda. Jedynie jedna sieć handlowa, mam tu na myśli Lewiatan, z nami współpracuje. Zdecydowali się podjąć rękawicę i stwierdzili, że jest tu potencjał. Umówmy się, że ponad 8 tysięcy kibiców na meczu to potencjalni klienci.

Nowy zarząd przed sezonem z pewnością sobie coś założył. Czy wszystko się udało? Czy jesteście z czegoś niezadowoleni czy w pełni usatysfakcjonowani ze swoich działań?

Wpadki były na pewno. To co zrobiliśmy źle, to pewnie wiemy o co chodzi i będziemy się starali to wyeliminować. Myślę tutaj o problemach organizacyjnych. Wiem m.in. o olbrzymich problemach dziennikarzy z ekipą pilnującą porządku. Było dużo skarg w tym temacie. Jeżeli chodzi o plany sportowe zakładaliśmy, żeby być w szóstce i to szóste miejsce mamy. Starcie z Unią wiadomo. Oni muszą wejść do ekstraligi. Mają lepszych zawodników, lepszy sprzęt. Nie chcę tutaj porównywać nawet budżetów, a raczej ich różnicy. Jeśli chodzi o to co trzeba poprawić to zaangażowanie i zwiększenie jeszcze pracy sponsorów.

W klubie pracujecie już nad kolejnym sezonem, czy zamykacie ten już zakończony?

Zamykamy ten sezon. To że sezon ligowy jest zakończony, nie jest powiedziane, że w Rybniku w tym roku nie będzie już żadnego speedwaya. Staramy się coś zorganizować we wrześniu, może nawet w październiku. Chcemy jakoś zapełnić tą pustkę. Są pomysły na turnieje, na czwórmecz, na spotkanie naszej drużyny z ekipą z Ukrainy, bo takie rozmowy też już były i się toczą. Myślę, że na Gliwickiej będzie jeszcze w tym sezonie głośno od warkotu motorów.

Był temat Pucharu ROW?

Była o tym mowa, problem niestety jest znów związany z terminarzami. Powoduje to, że zawodników, których chcielibyśmy zaprosić na tą imprezę jest daleko niewykonalne. Więc jeżeli nie ten rok, to na pewno turniej ten zorganizowany będzie w przyszłym roku. Z naszej strony staramy się jednak mocno, żeby ta luka teraz do końca roku nie była pusta, i że coś się będzie na naszym stadionie żużlowym jeszcze działo.

Źródło artykułu: