Piotr Świst: Gdybym wylądował w szpitalu w Polsce, pewnie już by mnie nie było na świecie

- Dzięki Bogu, że ten wypadek miał miejsce w Austrii. Gdybym wylądował w szpitalu w Polsce, pewnie już by mnie nie było na świecie - mówi Piotr Świst o dramatycznych wydarzeniach z Wiener Neustadt.

Dawid Franek
Dawid Franek
Piotr Świst WP SportoweFakty / Jakub Barański / Na zdjęciu: Piotr Świst
Rok 1990. Piotr Świst ma już uznaną markę na polskich torach. Z sezonu na sezon jego średnia biegowa wzrasta, a on sam puka do bram światowej czołówki. 16 czerwca jednak marzenia o podboju światowych torów legły w gruzach. Wtedy Piotr Świst toczy najcięższy wyścig w swojej karierze. Wyścig o życie.

Zaczął dusić się własną krwią

Na torze w Wiener Neustadt rozgrywano półfinał Mistrzostw Świata Par. Świst jechał w parze z Ryszardem Dołomisiewiczem. W każdym wyścigu pod taśmą stawało sześciu żużlowców. Pierwszy bieg dnia zakończył się dla polskiego duetu kompletem punktów. Drugi z kolei okazał się koszmarem.

Na drugim okrążeniu Dołomisiewicz upadł po ataku rywala, a Świst nie chciał w niego uderzyć. Gorzowianin przeleciał przez bandę i wylądował na trybunach. Tuż po wypadku zaczęła się walka o jego życie, bo Świst zaczął się dusić własną krwią.

ZOBACZ WIDEO Przyjaźń mistrzów świata. Tomasz Gollob: Bartosza wyróżnia ciężka praca i konsekwencja

- Dzięki Bogu, że ten wypadek miał miejsce w Austrii, a nie w Polsce. Gdybym wylądował w szpitalu w Polsce, to pewnie już by mnie nie było na tym świecie - stwierdził wychowanek Stali Gorzów. - Mówię to w kontekście rozwiniętej na owe czasy medycyny. Mimo licznych obrażeń, lecząc się w Austrii, nie czułem wielkiego bólu. Mam wrażenie, że lekko to zniosłem - opowiada.

Świst po karambolu doznał złamania szczęki. Miał także złamane obie ręce, otwarte złamanie kości piszczelowej oraz strzałkowej. Mimo wielu urazów wychowanek Stali Gorzów jeszcze w tym samym roku pojawił się na torze.

- Od początku byłem zdecydowany, że wracam na tor. Zadawałem sobie pytanie: dlaczego mam nie jeździć? Moim celem po wypadku było jak najszybsze dojście do zdrowia i powrót do żużla - dodaje Świst.

Warto podkreślić, że od sezonu 1991 zrezygnowano z pomysłu jazdy w sześciu w Mistrzostwach Świata Par - Nigdy nie popierałem jazdy w sześciu. Już wcześniej była mowa, że na łukach jest za ciasno i bardzo niebezpiecznie. Było kilka upadków wraz z moim, po którym zdecydowano, że nie będzie już mistrzostw świata par z sześcioma zawodnikami w jednym wyścigu - mówi Świst.

Guma na tylnej oponie

Licencję żużlową zdał w 1984 roku. Trzy lata później był już jednym z liderów Stali Gorzów, osiągając średnią 2,376 pkt/bieg. W tym samym sezonie Świst osiągnął pierwszy międzynarodowy sukces. W Zielonej Górze został indywidualnym wicemistrzem świata juniorów (oficjalnie zawody były rozgrywane pod egidą IMEJ, choć startował w nich Amerykanin Ronnie Correy).

- Zawody w Zielonej Górze wspominam bardzo miło. Początkowo jeździłem na Goddenie, którego używałem podczas oficjalnego treningu. Na zawody dostarczono mi Jawę. Przydarzył mi się jednak pech, gdy złapałem gumę na tylnej oponie w ostatnim wyścigu. Dzięki temu mogłem pojechać w wyścigu dodatkowym jedynie o srebro - wspomina Piotr Świst.

Rywalami wychowanka Stali Gorzów w rozgrywce o srebro byli: Sean Wilson, Bo Arrhen i Tommy Dunker. Tym razem Polak zdecydowanie wygrał wyścig i uniknął pecha.

- Nie obawiałem się rywalizacji w biegu dodatkowym. Podszedłem do niego, jak do każdego innego. Byłem jednak nieco podłamany, bo gdyby nie guma w oponie, to jechałbym z Garym Havelockiem o złoto. Mam nawet w swojej kolekcji zdjęcie, na którym widać, że łezka z oka poleciała mi z żalu - dodaje Świst.

Sukcesy i sportowe spełnienie

Koszmarny upadek w Wiener Neustadt w 1990 roku podzielił żużlowe życie Piotra Śwista na dwie części. Po wydarzeniach w Austrii nadal był bardzo skuteczny na polskich torach. W latach 1991-1997 ani razu nie zszedł poniżej średniej 2 pkt/bieg, wielokrotnie będąc liderem Stali Gorzów. Nieco inaczej wyglądała sytuacja na arenie międzynarodowej, gdzie nie był w stanie osiągnąć wielkich sukcesów.

Świst na torze jeździł odważnie i skutecznie. Odwagi nie można także mu odmówić w kontekście zmiany klubów. Przed sezonem 1998 podjął zaskakującą decyzję. Postanowił odejść ze Stali Gorzów do Stali Rzeszów, gdzie spędził dwa lata. Następnie wrócił do Gorzowa, by w 2003 roku zasilić szeregi rywala zza miedzy, Falubazu Zielona Góra.

Później jeździł w niższych ligach, gdzie najwięcej czasu spędził w Polonii Piła. To właśnie w tym klubie zakończył karierę w 2016 roku, która trwała aż 32 lata. Przez ten czas Świst wywalczył pięć medali Drużynowych Mistrzostw Polski (trzy srebrne, dwa brązowe) oraz trzy medale Indywidualnych Mistrzostw Polski (jeden srebrny, dwa brązowe).

Jeszcze przed wydarzeniami z Wiener Neustadt, Świst trzy razy z rzędu zdobywał młodzieżowe indywidualne mistrzostwo Polski. Później jego wyczyn powtórzył Tomasz Gollob.

Świst na żużlowych torach osiągnął sporo. Pewnie, gdyby w 1990 roku wydarzenia torowe potoczyłyby się inaczej, to gorzowianin zawojowałby także arenę międzynarodową.

- Patrząc na całokształt mojej kariery, czuję się spełnionym sportowcem. Uważam, że zrobiłem wszystko, co mogłem, by osiągać jak najlepsze wyniki - kończy Piotr Świst.

20 czerwca Piotr Świst obchodzi 53. urodziny.

Czytaj także:
Zdumiewające wyznanie Jasona Doyle'a. Gdyby nie oni, mógł zakończyć karierę
Matej Zagar robi sobie przerwę! Zawodnik Falubazu mówi o problemach z barkiem i inwestycjach w sprzęt [WYWIAD]

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×