W meczu na szczycie tabeli PGE Ekstraligi, osłabiona kontuzjami drużyna Moje Bermudy Stal Gorzów przegrała w spotkaniu przerwanym po 12. wyścigach z Betard Spartą Wrocław 30:42. - Jeżeli sypie się zespół, to i morale są trochę inne. Przyjechał do nas lider tabeli w kompletnym składzie. My z kolei byliśmy przetrzebieni kontuzjami. Każdy wiedział, że musi dać sto procent z siebie, co oznaczało wygrywanie wszystkiego, a to nie jest takie łatwe, kiedy przyjechali głodni rewanżu za Grand Prix Maciej Janowski czy Tai Woffinden. Trudno wygrać mecz w trójkę, na dodatek, gdy potknięcia zaliczyli Vaculik, Thomsem i Bartosz Zmarzlik - powiedział po meczu Stanisław Chomski, trener gorzowian.
Różnica pomiędzy zespołami była widoczna, szczególnie na pozycjach juniorskich i U24. - Dysproporcja na juniorach naszych, a wrocławskich była duża. Oni zrobili 11 punktów, a my 1. Mecz przegraliśmy różnicą 12 punktów. Nie tłumaczę się bynajmniej, ale mówię o obiektywnych przyczynach. Bierzemy ten wynik na klatę. Mamy materiał do analizy. Szkoda, że zawody do końca nie doszły do skutku. Wtedy byłoby pełne oblicze i to, czy przekroczylibyśmy 40 punktów, czy nie. Myślę, że byłoby ciekawie. Zawodnicy, którzy popełnili błędy w ustawieniach na początku, skorygowali je i środkowa faza była nasza. Trudno powiedzieć, co wydarzyłoby się w starciu tych najsilniejszych w wyścigach od 13 do 15. To jest tylko gdybanie - dodaje trener Moje Bermudy Stali Gorzów.
Betard Sparta potwierdziła w Gorzowie mistrzowskie aspiracje. Obie drużyny mogą spotkać się jeszcze w finale play-off, bo wiadomo, że w półfinałach już nie dojdzie do bezpośredniej konfrontacji wrocławian i gorzowian. - Chcieliśmy w tym meczu zostawić po sobie lepsze wrażenie, ale taki jest w tej chwili obraz, że Sparta to zespół, który wygrywa praktycznie wszędzie, poza potknięciami w Grudziądzu i Lublinie. To drużyna, która celuje w tytuł mistrzowski. Zobaczymy, jak to się zakończy. Los czasami bywa przewrotny - zaznacza nasz rozmówca.
ZOBACZ WIDEO Wkurza go, kiedy ludzie tak mówią. Wielki mistrz zabrał głos
W zespole z Gorzowa z konieczności wystąpili mało doświadczeni juniorzy Kamil Pytlewski i Oliwier Ralcewicz. W trakcie transmisji w nSport+ komentujący to spotkanie z Tomaszem Dryłą, Mirosław Jabłoński zwracał uwagę, że tor w Gorzowie jest ciężki i stąd też młodzież gospodarzy nie radzi sobie na takiej nawierzchni, a należało ją przygotować pod najsłabsze ogniwa, czyli juniorów. Co na to Stanisław Chomski? - Mirosław Jabłoński niech się zajmie swoim synem i swoją karierą. Czasami siedząc z daleka nie wie, co mówi. Robimy tor, jaki pasuje wszystkim zawodnikom, a ci juniorzy jechali tylko i wyłącznie z konieczności - podkreśla trener Stali.
- To nie był ciężki tor. O czym my w ogóle mówimy? Pan Jabłoński nie wie, chyba jak wygląda ciężki tor. Zapraszam go na trening z synem i myślę, że spokojnie jego syn sobie poradzi na takiej nawierzchni. Na takim torze trenuje Oskar Paluch i ci juniorzy, którzy jechali w meczu. Kiedy jednak przychodzi rywalizacja o ligowe punkty, ci młodzi zawodnicy nie są jeszcze do tego przygotowani ani mentalnie, ani fizycznie. Dochodzi dodatkowy stres i stąd też biorą się te błędy - ocenił trener gorzowian.
Zobacz także:
Jan O.Pedersen wskazuje mistrza świata 2021
Poznaliśmy zwycięzcę rundy zasadniczej PGE Ekstraligi