Ostrów Wielkopolski - ponad 70-tysięczne miasto zakochane w sporcie, z długimi tradycjami żużlowymi. Rok 2021 przyniósł mu dwa ogromne sukcesy - najpierw było dość niespodziewane mistrzostwo Polski koszykarzy Arged BM Stali, a następnie awans Arged Malesa awansowała do PGE Ekstraligi.
Ostrowianie wracają do elity po 24 latach przerwy, choć przez ten okres wielu kibiców zdążyło zwątpić w to, czy kiedykolwiek nadejdzie jeszcze moment chwały dla ich klubu. Słowo "klub" jest w tym przypadku kluczowe, bo pech do działaczy i nieudolne decyzje powodowały, że niemal co chwilę w Ostrowie Wielkopolskim zmieniał się szyld.
Na przestrzeni lat mieliśmy Iskrę, Klub Motorowy Ostrów, ŻKS Ostrovię i obecną TŻ Ostrovię. Każdy z poprzedników obecnego tworu kończył w niełasce - pogrążony w aferach i długach. Dopiero ostatnie sezony przyniosły pozytywną zmianę, dzięki której ostrowski żużel przestał być pośmiewiskiem w kraju.
Afera goniła aferę
Iskra Ostrów kończyła swój byt po sezonie 2002, gdy żużel w mieście znajdował się na II-ligowym poziomie. Nie obyło się wtedy bez skandalu. Jeszcze w maju, gdy rozgrywki dopiero startowały, zawodnicy wystosowali ultimatum do zarządu. Domagali się wypłacenia co najmniej 80 proc. zaległych pieniędzy bądź dymisji działaczy.
ZOBACZ WIDEO Zmarzlik do samego końca wierzył w tytuł mistrza świata. "Wtedy poczułem krew"
Pieniądze w żużlu były wtedy inne, a więc i kwoty wydają się symboliczne jak na obecne czasy. Zaległości sięgały lat ubiegłych, a Przemysław Tajchert czy Marek Latosi ujawniali w mediach, że mowa o ok. 60 tys. zł. Na czas zapłatę otrzymywały jedynie zagraniczne gwiazdy, jak chociażby Charlie Gjedde.
- My do Gjedde nie czujemy antypatii, lecz są mecze, w których start tego zawodnika nie jest nam potrzebny - mówił Latosi w "Gazecie Wyborczej" i zwracał uwagę na to, że kontrakt Duńczyka jest kilkukrotnie wyższy.
Powiewem nowości miał być Klub Motorowy Ostrów. Oparty na nowych ludziach, zyskujący wsparcie firm z regionu. Działacze mieli jednak pecha. Trudno inaczej nazwać fakt, że zespół zbudowany z takich gwiazd i solidnych zawodników jak Tomasz Jędrzejak, Peter Karlsson, Mariusz Węgrzyk czy Matej Ferjan nie potrafił wywalczyć o awansu do Ekstraligi.
Kolejne składy ostrowian określano mianem "dream teamów", a to nie przekładało się na wymarzony sukces. Z klubu i kibiców zaczęli też żartować sympatycy speedwaya w innych częściach Polski. "100 proc. KMO" - powtarzano zwykle w okresie transferowym, bo do startów w wielkopolskim ośrodku zwykle przymierzano najgłośniejsze nazwiska.
Próba korupcji przed finałem
Być może presja i chęć odniesienia sukcesu doprowadziły do wydarzeń, które miały miejsce pod koniec sezonu 2007. KMO szykował się do finału ligi, w którym rywalem drużyny z Wielkopolski miała być gorzowska Stal. Jej barwy reprezentował Ferjan, który ze względu na wcześniejsze starty w Ostrowie był dobrze znany tamtejszym działaczom i sponsorom.
Marcin G., jeden ze sponsorów KMO, oferował Słoweńcowi pieniądze w zamian za odpuszczenie meczu i został skazany przez sąd na karę ograniczenia wolności w zawieszeniu. Po apelacji uniewinnieni zostali m.in. prezes Jan Łyczywek oraz trener Lech Kędziora, choć ten musiał spędzić ponad miesiąc w areszcie i był pierwotnie zawieszony w prawach szkoleniowca przez GKSŻ.
Afera korupcyjna wyrządziła wielką szkodę ostrowskiemu żużlowi. Zespół przegrał batalię o Ekstraligę po raz kolejny, stracił zaufanie części sponsorów, a w ramach kary otrzymał od żużlowej centrali siedem ujemnych punktów na starcie sezonu 2008 i grzywnę finansową w wysokości 400 tys. zł. Działacze poszli jednak za ciosem. Na kolejny rok, w myśl zasady "zastaw się, a postaw się", zbudowali kolejny dream team. Tym razem z Chrisem Harrisem, Karolem Ząbikiem czy Lukasem Drymlem w składzie.
Z czasem stało się jasne, że budżet w Ostrowie się nie spina. Braki finansowe i kiepska atmosfera w zespole sprawiły, że choć na papierze KMO powinno w roku 2009 znów się bić o Ekstraligę, skończyło zmagania ligowe z ledwie 3 punktami na koncie i spadkiem do II ligi. W ten sposób klub odszedł do historii. Już w kolejnym sezonie zastąpił go nowy twór - ŻKS Ostrovia.
Zgaszone światło i "afera butowa"
ŻKS Ostrovia, prowadzona przez prezesa Mirosława Wodniczaka, stopniowo pięła się po szczeblach. Nie było jej łatwo, bo chociażby sezon 2013 przyniósł ponowny spadek do II ligi, ale szybko udało się powrócić do I-ligowej rzeczywistości. Tyle że znów odbyło się to w atmosferze skandalu.
Szybko wróciły bowiem demony przeszłości. Presja na szybki awans sprawiła, że dziwnym przypadkiem podczas finału II ligi, gdy wydarzenia nie układały się po myśli gospodarzy, na stadionie w Ostrowie zgasło światło. Awarii nie udało się naprawić i mecz z krakowską Wandą trzeba było przerwać. Jego powtórka potoczyła się już po myśli gospodarzy.
Tyle że rok 2015 przyniósł kolejny skandal. Wprawdzie w półfinale I-ligowych rozgrywek ostrowianie pokonali faworyzowany ROW Rybnik, ale w finale nie byli w stanie pokonać Lokomotivu Daugavpils. Wtedy też prezes Wodniczak stwierdził, że trener Marek Cieślak poprowadził zespół pod wpływem alkoholu.
- Ty pijaku, jesteś skończony, wyliż mi buta - mówił Wodniczak do ówczesnego trenera Ostrovii. Cieślak został nawet przebadany alkomatem. Szkoleniowiec miał 1 promil alkoholu w organizmie, ale w rozmowie z mediami twierdził, że napił się dopiero po zakończeniu zawodów.
Zaraz po wydarzeniach z ligowego finału prezes Wodniczak i pozostali członkowie zarządu podali się do dymisji. Okazało się bowiem, że klub ma spore długi i uzyskanie licencji na starty w kolejnym sezonie może graniczyć z cudem. Efekt? Brak ligowego speedwaya w Ostrowie Wielkopolskim w sezonie 2016.
Idzie nowe
Kontynuatorem żużlowych tradycji została TŻ Ostrovia. Nowy podmiot na czele którego stanął najpierw Radosław Strzelczyk, a obecnie kieruje nim Waldemar Górski. Należy przyznać, że działacze robią wiele, aby złe wspomnienia po poprzednikach zostały zatarte.
Obecnie Arged Malesa to klub mający ręce i nogi. Z być może najlepszym trenerem na rynku, bo postawienie na Mariusza Staszewskiego okazało się strzałem w dziesiątkę. Z prężnie działającą szkółką, która w ostatnich latach wyhodowała kilka talentów. Z odpowiednimi sponsorami i kochającymi żużel od lat braciami Garcarkami.
Upragniony awans udało się wywalczyć po 24 latach przerwy i to składem, który na papierze wcale tego nie gwarantował. W Ostrowie postawiono na zawodników doświadczonych i już niechcianych w ekstraligowych warunkach (Grzegorz Walasek czy Tomasz Gapiński), którzy udowodnili, że mając odpowiednie zaplecze są jeszcze w stanie coś zaoferować speedwayowi.
Rok 2022 zapowiada się jednak jako kolejna próba ostrowskiego żużla. Zbudowanie składu gwarantującego coś więcej niż walkę o utrzymanie w PGE Ekstralidze jest niemożliwe, bo rynek transferowy w polskim żużlu został zabetonowany. Oby zatem upragniona elita nie doprowadziła do kolejnych turbulencji. Tych w Ostrowie Wielkopolskim było ostatnimi czasy za dużo.
Czytaj także:
Poznaliśmy rezerwowych w Grand Prix. Jest zaskoczenie
Słowa Protasiewicza dają do myślenia