Żużel. Szpila tygodnia: Życie w zaprzeczeniu. Jak długo będziemy to tolerować? [FELIETON]

WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Norbert Kościuch na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Norbert Kościuch na prowadzeniu

Wszyscy w żużlu wiedzą, że limity finansowe są obchodzone na lewo i prawo. Zawodnicy "pod stołem" dostają kwoty, które nie obejmują procesu licencyjnego. Jak długo będziemy tolerować tę fikcję? Może w końcu zawodnicy powiedzą "dość"?

- Moim zdaniem na dziś kluby uczestniczą w przestępstwie - powiedział Witold Skrzydlewski w rozmowie z WP SportoweFakty. Główny sponsor Orła Łódź znany jest z kwiecistych i mocnych wypowiedzi. Czy tym razem poszedł za daleko? Być może, ale nie ulega wątpliwości, że polski żużel od kilku lat żyje w obłudzie. O czym mowa? Oczywiście o limitach finansowych, które każdy obchodzi na lewo i prawo.

Sam Witold Skrzydlewski mówi, że "nie chce limitów w ogóle". Kilka tygodni temu Marta Półtorak wprost nazwała je "ściemą". O funkcjonowaniu umów sponsorskich, które pozwalają obchodzić zapisy dotyczące maksymalnych stawek, wiedzą wszyscy - działacze, kibice, eksperci. Jak długo będziemy je tolerować?

Rozumiem, że władzom polskiego żużla lepiej i łatwiej jest wprowadzić niskie limity i na koniec sezonu sprawdzić, kto wywiązał się z kontraktów zgodnych z regulaminem. Dodatkowe umowy sponsorskie, które nie obejmują procesu licencyjnego? Panie, a kto by to weryfikował? Jeszcze wyjdzie na jaw, że kluby mają długi. To przecież rzutowałoby na wizerunek dyscypliny.

ZOBACZ WIDEO Gala PGE Ekstraligi, czyli gwiazdy najlepszej żużlowej ligi świata

Dlatego tak sobie żyjemy w zaprzeczeniu od kilku lat. Można by udawać, że to dobre dla dyscypliny, że nie ma głośnych upadków klubów - tak jak jeszcze kilka, kilkanaście lat temu. Jednak potem i tak słyszymy, że klub z Poznania ma zaległości względem zawodników, że klub X czy Y szantażuje zawodnika. Jak nie przedłużysz kontraktu, to nic nie zobaczysz z umowy sponsorskiej.

Swoje pięć groszy do tego procederu dokładają też żużlowcy, którzy ochoczo podpisują dodatkowe umowy sponsorskie. Wszystko jest pięknie, póki pieniądze w nich obiecane spływają na konto. Problem, gdy jest inaczej. Dlaczego zawodnicy nie potrafią się zbuntować i powiedzieć "dość"? Dlaczego nie zażądają zniesienia limitów i objęcia wszelkich umów procesem licencyjnym? Być może króluje wygoda. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w PGE Ekstralidze nikt nie ma większych problemów z uzyskaniem obiecanych kwot. Najgorzej jest na II-ligowym froncie, ale kto by się przejmował zawodnikami z tego szczebla?

W czasach słusznie nam minionych wszyscy mieli mieć równo i sprawiedliwie, co oczywiście było ułudą. I tak samo jest teraz. Nie stworzymy rozgrywek, w których każdy klub będzie miał taki sam budżet i dysponować będzie konkurencyjnym składem. Zawsze znajdzie się ktoś bogatszy, lepszy. Rzuci wyższymi kwotami w umowie sponsorskiej i tyle będzie z limitów. Po co nam więc one?

Pozostaje mieć nadzieję, że ktoś w żużlowej centrali się obudzi i przestanie zamiatać problem pod dywan. Tyle mówi się o rozwoju dyscypliny, rekordowym kontrakcie telewizyjnym i ogromnych kwotach pompowanych w żużel. Przestańmy więc udawać, że zawodnicy jeżdżą w meczach za parę złotych.

Łukasz Kuczera

Czytaj także:
Najpierw zbudowali duży biznes, teraz podbijają sportowe areny
Marcin Gortat wesprze młody talent. "Byłem tym bardzo zaskoczony"

Źródło artykułu: