Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Jest pan zawiedziony tegorocznym wynikiem Włókniarza w PGE Ekstralidze?
Rafał Osumek, wychowanek Eltrox Włókniarza Częstochowa, mistrz Polski z 1996 roku: Na pewno, bo, tak jak już kiedyś mówiłem, myślałem o medalu. Aspiracje tego składu z pewnością były wyższe.
Co pana zdaniem nie zagrało?
W kratkę jechali seniorzy. Brakowało zgrania drużyny, bo gdy jeden pojechał dobrze, to drugi zawiódł. Moim zdaniem jednak, za dużo meczów uciekło Włókniarzowi na własnym torze. To były spotkania, które powinny być powygrywane. Zespół lepiej stawiał się na wyjazdach, niż u siebie, a to raczej niecodzienna sytuacja. Trzeba zatem popracować z torem, by nasi zawodnicy czuli się na nim dobrze. Zwyciężanie u siebie to podstawowa rzecz.
Czy wobec tego powrót Lecha Kędziory na stanowisko trenera to trafiony pomysł?
Sądzę, że tak, bo gdy był nim we Włókniarzu w 2017 roku, to tor był atutem drużyny. Potrafił zadbać o przygotowanie nawierzchni i przede wszystkim przypilnować, by była ona jednakowa, a o to chodzi. Jeśli chce się zrobić jakiś wynik, to przede wszystkim trzeba wygrywać na swoim torze. Poza tym atutem Lecha Kędziory jest bardzo duże doświadczenie, bo jako trener pracuje od wielu lat.
Pana zdaniem lepiej przygotowywać tor w sposób powtarzalny, z meczu na mecz, czy należy brać pod uwagę rywala i dostosowywać warunki torowe tak, aby utrudnić przeciwnikom życie?
W latach 90., kiedy sam jeździłem, tory przygotowywało się właśnie w zależności od przeciwnika. Wiadomo było, że gdy jakiś zespół jeździł na twardym torze, to robiło się nawierzchnię bardziej przyczepną. Ale myślę, że te czasy już się skończyły. Teraz mamy komisarzy torów, którzy wszystko nadzorują i nie pozwolą, by nie wiadomo jak przerobić tor. Uważam, że zawodnicy powinni się wjeździć w swój owal, a sposób jego przygotowania powinien być powtarzalny. Pamiętajmy, że w tym sporcie różnie bywa, czasem ktoś może nie móc przyjechać na trening przed meczem. Warto więc, by nie był zaskoczony własnym torem, tylko w ciemno był w stanie dobrać odpowiednie przełożenia i przewidzieć, jak nawierzchnia będzie się zmieniać w trakcie zawodów.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Nie zna domowego toru, ale jest przekonany, że odnajdzie się w każdych warunkach
Skład Włókniarza prawie nie uległ zmianie na przyszły sezon. Co pan na to?
Sądzę, że postąpiono słusznie dając kredyt zaufania tej drużynie. W tym roku przytrafił się słabszy sezon, ale przecież żaden z tych zawodników nie zapomniał, jak skutecznie jeździć. Moim zdaniem nie warto było na siłę kombinować ze składem, bo też nie było za bardzo kogo wziąć z rynku transferowego. Zamieniać kogoś tylko po to, aby dokonać zmiany, według mnie mija się z celem. Wszyscy zawodnicy Włókniarza mają za sobą przynajmniej rok startów w tym klubie i uważam, że to też zaprocentuje. Oni też będą chcieli się zrehabilitować za ten rok.
W przypadku Włókniarza cieszyła na pewno postawa juniorów. Poza Jakubem Miśkowiakiem, świetnie radził sobie Mateusz Świdnicki, na którego częstochowianie zwracają szczególną uwagę, bo to wychowanek, a w Częstochowie nadal oczekuje się na następcę pana czy Sebastiana Ułamka. Jakich błędów musi Mateusz unikać, by nie przepaść po zakończeniu wieku juniora?
Zacznę od tego, że od czasu, gdy my z Sebastianem byliśmy młodzieżowcami, to ten sport bardzo się zmienił. Żużel poszedł do przodu. Mateusz w mojej ocenie już jest dobrym zawodnikiem, ale błędy czy słabsze występy jeszcze mogą się przytrafiać i po prostu trzeba to zaakceptować. Niekiedy słyszymy z ust bardzo doświadczonych zawodników, że się pomylili. Człowiek uczy się przecież całe życie. Dlatego sądzę, że nie można się tym zrażać. Mateusz ma wokół siebie odpowiednich ludzi, jak Sławomir Drabik czy Dariusz Łapa i myślę, że musi po prostu słuchać. W drużynie też są doświadczeni zawodnicy, jak Leon Madsen czy Fredrik Lindgren i ich rady również mogą być cenne. A zatem trzeba pytać, słuchać, być cierpliwym i wyciągać wnioski.
Co pan sądzi o nowych rozgrywkach U24 Ekstraliga?
Jeśli skorzystają na tym polscy zawodnicy, to będzie dobre rozwiązanie. Mamy dużo młodych zawodników, którzy nie łapią się do składów i muszą szukać zatrudnienia w niższych ligach, a niektórzy w ogóle kończą kariery. To może być trampolina dla ich rozwoju. Oby tylko nie okazało się, że większość w tych zawodach będzie startować zawodników zagranicznych, niż naszych.
Wobec tego domyślam się, że nie jest pan zwolennikiem powrotu zagranicznego juniora?
Zgadza się. Zawsze byłem za krajowymi chłopcami i wolałbym, by to oni jeździli, a już najlepiej wychowankowie klubów. Żeby się później nie okazało, że w imprezach rangi światowej będzie coraz mniej Polaków. Będę stał na stanowisku, że w pierwszej kolejności powinniśmy dbać właśnie o rozwój naszych polskich juniorów.
Na pewno śledził pan rynek transferowy. Kto poza Apatorem Toruń, który wzmocnił się Emilem Sajfutdinowem i Patrykiem Dudkiem zwrócił pana uwagę?
Zaskoczyło mnie to, że Artiom Łaguta zdecydował się zostać we Wrocławiu na kolejne kilka lat. Jest teraz mistrzem świata i pewnie mógłby przebierać w ofertach, ale widać, że w Sparcie musiał poczuć się naprawdę bardzo dobrze.
A czy Betard Sparta wzmocniona Bartłomiejem Kowalskim może spokojnie myśleć o obronie mistrzostwa?
Nie mam wątpliwości, że do tego będą dążyć. Przez kilka ostatnich lat próbowali złoto zdobyć i na pewno będą chcieli nacieszyć się nim na dłużej. Kowalski powinien skorzystać na współpracy ze Spartą, bo mamy przykłady młodych zawodników, którzy się we Wrocławiu rozwinęli, jak choćby Gleb Czugunow. Sparta juniorów super nie miała i transfer Kowalskiego to dla obu stron szansa.
Na koniec - gdzie pan widzi Włókniarz w przyszłym roku?
Myślę, że po dwóch nieudanych sezonach, gdzie zespół nie awansował do fazy play-off, teraz drużyna postara się wywalczyć coś lepszego niż czwarte miejsce.
Czytaj również:
-> Piwo, luz i ogromne serce do walki. Anglik, który w Polsce stał się legendą
-> Po bandzie: Rusko mógłby napisać książkę. O króliczku. A Lublin? [FELIETON]