Jego kariera to gotowy scenariusz na film. W jednym roku wszedł do Grand Prix i otrzymał karę od polskiego klubu
Martin Smolinski w latach 2013-2014 przeżywał huśtawkę nastrojów. Został stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix i jednocześnie nie jeździł w polskiej lidze. Kilka lat później miał kontuzję, która mogła zakończyć jego karierę. Wrócił silniejszy.
Tylko w latach 2006-2008 odjechał w Polsce sporo spotkań, debiutując w barwach ekstraligowego RKM-u Rybnik, który z hukiem spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej. Sporo w kwestii naszej ligi u Smolinskiego zmieniło się dopiero w sezonie 2021.
Kara i awans
Na sportowej osi czasu Martina Smolinskiego należy się zatrzymać na sezonie 2013. Niemiec w polskiej lidze podpisał kontrakt z KSM-em Krosno. Smolinski miał być liderem zespołu na poziomie drugoligowym, lecz z tych przewidywań wyszła kompletna klapa. Zawodnik pojechał tylko w dwóch meczach. W pozostałych nie brał udziału, bo albo miał wtedy… spotkania ze sponsorami albo musiał odpocząć przed zawodami, które miał za 6 dni.
Smolinski przedstawiał zawsze dziwne tłumaczenia aż w końcu kierownictwo klubu z Krosna nie wytrzymało i ukarało go karą w wysokości 100 tysięcy złotych. - Potwierdzam tę informację. Martin Smolinski za każdą nieusprawiedliwioną absencję został ukarany kwotą 50 tys. zł - tłumaczył w rozmowie z naszym portalem Wojciech Zych, ówczesny wiceprezes klubu.
Zupełnie inaczej Bawarczyk przykładał się do występów na arenie międzynarodowej. W tym samym sezonie podczas Grand Prix Challenge w Poole zajął 4. lokatę, ale już po zawodach wiedział, że okaże się ona bardzo szczęśliwa. W pierwszej trójce turniej zakończył bowiem Niels Kristian Iversen, który wówczas zdobył także medal w Grand Prix i tym samym utrzymał się w cyklu na sezon 2014. To otwierało drogę do elity także Smolinskiemu.
Obaj ci panowie zostali później na koniec sezonu medalistami. A Smolinski? Niemiec nie pokazywał już takich fajerwerków jak w Nowej Zelandii, ale nie schodził poniżej pewnego solidnego poziomu. Jeszcze nawet przed ostatnią rundą cyklu miał szansę na miejsce w czołowej ósemce, ale ostatecznie zakończył sezon na 12. miejscu. To i tak był wynik ponad stan.
Niemiec pojawił się jeszcze w Grand Prix na dłużej w 2017 roku. Przejeździł wówczas pół sezonu jako rezerwowy, ale spisywał się dużo gorzej niż trzy lata wcześniej.
Najlepiej w domu
Przed sezonem 2020 Martin Smolinski otrzymał stałą dziką kartę na występy w elicie. Cykl jednak, jak i cały sezon został opóźniony, a w maju Niemiec przeżył wielką tragedię. Podczas treningu motocrossowego zaliczył upadek, w wyniku którego złamał i zwichnął biodro, a na dodatek zaraził się infekcją MRSA (odporność i brak wrażliwości na antybiotyki).
Na tor wrócił już dwa miesiące później, lecz z wiadomych przyczyn odczuwał ból. Prawdziwa weryfikacja miała nastąpić w 2021 roku. W polskiej lidze Smolinski podpisał kontrakt z Trans MF Landshut Devils, które debiutowało w rozgrywkach w naszym kraju. W lutym jednak przeszedł kolejną operację. Trudno było wyrokować, czy w ogóle wróci na tor.
Mimo to nie zamierzał się poddawać i powrócił silniejszy. Wreszcie po wielu latach pokazał moc w polskiej lidze. Osiągnął średnią 2,113 pkt/bieg i był jednym z liderów swojej drużyny, która dość niespodziewanie wygrała rozgrywki. Smolinski pokazał, że najlepiej czuje się w domu, bo w Landshut startował jeszcze wielokrotnie, gdy zespół rywalizował w lidze niemieckiej.
W sezonie 2022 będzie miał okazję się sprawdzić w eWinner 1. Lidze. Znając jego charakter i upór, to tanio skóry nie sprzeda.
6 grudnia Martin Smolinski obchodzi 37. urodziny.
Czytaj także:
Douglas objawieniem w Rawiczu? Ma zamiar przekonać do siebie Świderskiego [WYWIAD]
Stanisław Chomski po okresie transferowym. Stal wykonała ważną misję [WYWIAD]
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>