Aktualnie Wybrzeże Gdańsk już od kilku sezonów występuje na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Inaczej było w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Gdańszczanie od 1975 do 1989 roku jeździli nieprzerwanie w I lidze (wówczas najwyższa klasa rozgrywkowa) i zdobyli w tym czasie dwa srebrne medale. Ważną postacią, choć nieco na uboczu był Bogdan Skrobisz.
Ligowy rzemieślnik
Urodzony w 1952 roku Bogdan Skrobisz w lidze zadebiutował w wieku 20 lat. Łącznie odjechał dla Wybrzeża Gdańsk 200 spotkań, w których zdobył 1 187 punktów i 110 bonusów. Szczególnie dobre były dla niego sezony 1977-1980, w których osiągał średnią biegową ponad 1,9 punktu na bieg.
Czy wobec tego czuje się spełniony jako żużlowiec? - Jako Wybrzeże często byliśmy za silni na II ligę, za słabi na I. Czy ja byłem spełniony? Z początku dawało to dużą satysfakcję. Później jednak kontuzje się nawarstwiały i w tej chwili ledwo żyję. Mam wymienione biodra, wszystko ma związek ze sportem - przyznał Skrobisz w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Ratajczak o swoim debiucie w PGE Ekstralidze. Ma ważną radę dla młodszych kolegów
- Człowiek inaczej patrzy na to jak jest młody, a inaczej teraz. Wcześniej żadne upadki nie robiły na mnie żadnego wrażenia tylko wsiadałem i jechałem dalej. Wówczas przewinęło się przez szkółkę mnóstwo ludzi, niektórzy raz upadli i kończyli, a na mnie to nie działało. Widocznie tak miało być - dodał były żużlowiec.
Po latach, były zawodnik Wybrzeża skromnie podchodzi do swoich osiągnięć. - Mieliśmy dwa wicemistrzostwa Polski w 1978 i 1985 roku, ale to było wszystko co wtedy osiągnęliśmy jako zespół. Mieliśmy dobrych prowadzących parę, ale ci doparowi zdobywali za mało punktów. Takie były czasy - przyznał.
Z żużla wyciągnął przede wszystkim wspomnienia
Aktualni zawodnicy, którzy przez swoją karierę zdobędą ponad 1 000 punktów w PGE Ekstralidze jak to miało miejsce u Skrobisza, po jej zakończeniu mogą mieć spory kapitał. Wtedy tak nie było. - Ja byłem dobrym ligowcem i nic więcej. Tylko przez pewien okres trochę poszarpałem. Wszystkie pamiątki i puchary zostawiłem na starym mieszkaniu mojej byłej żonie - zauważył Bogdan Skrobisz.
- To, co wyciągnąłem z żużla to piękne wspomnienia - warsztat, basen w którym kąpali się ludzie, a my siedzieliśmy za płotem i piliśmy kawkę, grillowaliśmy. Na pewno było miło szczególnie, że wraz z Zenkiem Plechem lubiliśmy robić różne dowcipy. Dużo się działo - zaśmiał się gdańszczanin.
Atmosfera wokół żużla wyglądała zupełnie inaczej jak obecnie. - Jeździłem jako wychowanek w Wybrzeżu przez 15 lat, teraz wygląda to w tym sporcie dużo lepiej. Wówczas zespół był jak rodzina. Wspólnie grillowaliśmy przy warsztacie, stadion to było inne życie. Teraz każdy idzie w swoją stronę i tak to już nie wygląda. Płacili nam śmieszne pieniądze, ale więzi były mocne - ocenił.
Krótka przygoda trenerska
Po zakończeniu kariery zawodniczej, Bogdan Skrobisz był trenerem. Nie trwało to jednak długo. Powody są jednak takie, że niejednemu nóż się w kieszeni otwiera. - Nie chciałem wstąpić do partii. Był to klub policyjny i za to, że tego nie zrobiłem, nie było dla mnie przyszłości w sporcie żużlowym - przyznał były zawodnik Wybrzeża.
W czasach komuny, kluby należały do różnych resortów i zawodnicy byli opłacani przez kopalnie, huty, przemysł chemiczny, wojsko, kolej czy budownictwo. Wybrzeże było przez długi czas klubem milicyjnym, czego oczywiście nie było widać na trybunach, ale na pewno w gabinetach prezesów i w papierach zawodników.
- My byliśmy właśnie na etatach milicyjnych i ja zawsze odmawiałem wszelkich szkoleń - nie miałem ani munduru, ani broni. Po szesnastu latach w służbach mundurowych jestem szeregowym i możliwe, że jestem jedyny w Polsce który nigdy nie awansował. Przez moje wszelkie odmowy, byłem "odpowiednio" traktowany. To była komuna - ocenił Bogdan Skrobisz.
Stracił zainteresowanie żużlem
Po tym, jak nie było dla Bogdana Skrobisza miejsca w żużlu, ten zdecydował się na emigrację. - Przez 12 lat byłem w Niemczech, a następnie w Hiszpanii i na Karaibach. Straciłem kontakt z żużlem i zacząłem się bardziej interesować Formułą 1. Oczywiście czasem obejrzę mecze w telewizji, ale czasy są zupełnie inne - przyznał były zawodnik.
- Na pewno od strony medialnej wygląda to tak, jak powinno. Gdybym jeździł teraz z tymi punktami jakie zdobywałem wtedy w GKS-ie, to chyba całkiem dobrze bym stał. Z tego co słyszę jakie są kontrakty, to łapię się za głowę. Mój bratanek, który interesuje się żużlem mówi mi zawsze, że za wcześnie się urodziłem - dodał.
Czym zajmował się Skrobisz? - W Niemczech prowadziłem serwis Harleya Davidsona u kuzyna. Później z tym skończyłem, to z już nieżyjącym kolegą Czesławem Kraską (wychowanek Śląska Świętochłowice, w Wybrzeżu jeździł w latach 1960-1965, dop. red.) pływałem na jachtach. Niestety teraz jest nas już coraz mniej - zauważył.
Co ciekawe, były żużlowiec po powrocie do Polski miał okazję przejechać się jeszcze po torze. - Obecnie mieszkam pod Gdańskiem, gdzie zbudowałem dom. Na stadion przychodzę rzadko, ale miałem rok temu ciekawą przygodę, bo dogadałem się z Mirkiem Berlińskim, by przejechać się na moim Harleyu po torze. Na motocykl żużlowy bym już nie wsiadł - zaśmiał się Bogdan Skrobisz.
Czytaj także:
Anglik na torze dokonywał cudów
Ta formacja się u nich wyróżnia