Przypominamy najlepsze materiały żużlowe mijającego roku.
***
Matej Kus w przeszłości startował w polskiej lidze w klubach z Lublina, Równego, Torunia, Gdańska i Krakowa. Rozwój kariery urodzonego w Pilźnie żużlowca hamowały liczne kontuzje. - Miałem tyle upadków, że skutki odczuwam do dziś. Normalnie pracuję, choć dwa razy w tygodniu chodzę na rehabilitację - wyjaśnia zawodnik, który niedawno przestał się ścigać.
Przebudził się i zaczął mówić
O Czechu głośno było w 2007 roku. Ucierpiał w wypadku, do którego doszło w lidze brytyjskiej. 18-letni wówczas zawodnik podczas meczu Berwick Bandits kontra Glasgow Tigers uczestniczył w kraksie na torze. Po głowie Mateja Kusa przejechał motocyklem inny zawodnik. Czech stracił przytomność. Ze śpiączki wybudził się dopiero po dwóch dniach.
Peter Waite, menedżer Berwick Bandits, informował wtedy w mediach, że u Czecha nastąpiło niewyjaśnione zjawisko. Kus, po wybudzeniu, zaczął mówić płynnie w języku angielskim z idealnym akcentem, choć wcześniej posługiwał się tym językiem w stopniu zaledwie podstawowym. Po czasie nietypowe umiejętności językowe ustały.
ZOBACZ WIDEO Prezes klubu zwraca uwagę na nietypowy terminarz. Dwa kluby będą pokrzywdzone
- O tym, co wtedy się tak naprawdę stało, dowiedziałem się dopiero siedem lat później. Nie bardzo z tego cokolwiek pamiętam. Po tym wszystkim języka angielskiego uczyłem się sam, intensywnie. Jego znajomość po wybudzeniu ze śpiączki okazała się czasowa - wspomina teraz w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Takie sytuacje są znane nauce. Określa się to jako "zespół afazji u poliglotów". Podejrzewam, że ów żużlowiec musiał mieć znajomość języka angielskiego w stopniu podstawowym. Mógł słabo się nim posługiwać i mówić mało płynnie, ale uraz w zakresie lewej półkuli mózgu, który zaburzył płynność mowy w zakresie podstawowego języka, ułatwił mu posługiwanie się tą alternatywną zdolnością. Przypuszczam, że w tym samym czasie musiał mieć problemy z posługiwaniem się w języku czeskim. Bywają ludzie, którzy mają tą dolegliwość dość długo. Zależy czy doszło do trwałego czy czasowego uszkodzenia - wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Konrad Rejdak, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
W niedzielę oglądam PGE Ekstraligę
Czech karierę zakończył w lipcu 2020 roku. - W meczach nie startowałem już od sezonu 2019. Przygotowywałem się na odejście od dwóch lat. Wiedziałem, co chcę dalej robić w swoim życiu. W Pilźnie już prowadziliśmy firmę, którą razem ze wspólnikiem rozkręciliśmy także w Pradze - wyjaśnia.
Były żużlowiec prowadzi z kolegą w stolicy cukiernię. - Wyrabiamy i sprzedajemy ciastka. Mamy własną halę do produkcji, cztery sklepy, w tym dwa w najlepszych centrach handlowych w Pradze. Jestem współzałożycielem firmy, dyrektorem i osobą odpowiedzialną za wyniki - opowiada. - Zeszły rok, jak dla wszystkich, był dla mnie również bardzo trudny, ale daję radę. Ale czasami przypomina to wszystko kabaret. Jest jak czeski film. Politycy udają, że robią tyle dla ludzi, rekompensując im straty spowodowane pandemią i restrykcjami. Zachowują się przy tym, jakby wykładali pieniądze z własnych kieszeni, a przecież powodują długi, które jeszcze moje wnuki będą spłacać. Są restrykcje i trzeba się do nich stosować. Najważniejsze, by nie zagrażać zdrowiu innych.
Kuś wyznaje też, że interesuje się tym, co dzieje się w jego ukochanym sporcie, choć nie ma już na to tyle czasu co kiedyś. - W ostatnich dwóch latach obejrzałem na stadionie Grand Prix we Wrocławiu oraz w Pradze. Byłem na dwóch meczach w Czechach. W niedzielę jednak oglądam w telewizji polską PGE Ekstraligę - dodaje były zawodnik.
Szkoła życia
Matej Kus trzykrotnie otrzymał dziką kartę na Grand Prix Czech w Pradze. Regularnie był także reprezentantem Czech w Drużynowym Pucharze Świata. W 2009 roku w Miszkolcu wraz z braćmi Drymlami wywalczył tytuł Mistrza Europy Par. Sukces ten powtórzył rok później w Stralsundzie. Na swoim podwórku w Czechach zdobył wszystko, co było do wygrania. Łącznie na swoim koncie ma dziesięć tytułów mistrzowskich. - Żużel był dla mnie świetną szkołą życia. Choć skutki urazów odczuwam do dzisiaj, jestem zadowolony i radzę sobie całkiem nieźle - kończy Matej Kus.
Zobacz także:
- Duńczyk z koreańską flagą. Marzy o znalezieniu klubu w Polsce
- Talent, który zatrzymały kontuzje. Już jako 16-latek był mistrzem