Trzy razy kończył karierę, ale nie przeszkodziło mu to trzy razy stać na trzecim stopniu podium mistrzostw Włoch i zbudować trzy tory do speedwaya. Żeby pogadać o aktualnej kondycji żużla we Włoszech, spotykamy się na jednym z nich, w Potenza Picena, 200 kilometrów na południe od Bolonii.
Paolo Salvatelli: To ja może zacznę nietypowo i zapytam pierwszy. Wiesz o tym, że jesteś ostatnim gościem, który widzi ten tor na żywo?
Wiktor Balzarek: Na dzień dobry zbijasz z tropu. Wybudowałeś śliczny, kameralny obiekt i co, znudził ci się? Zamierzasz go zamknąć?
Nigdy w życiu! To długa historia... Właściciel gruntu, na którym stoimy zbankrutował i teren przejął nowy człowiek, który jest szefem dużej firmy zajmującej się recyklingiem. Zamierza w tym miejscu postawić hale i magazyny. Teren można było odkupić, ale to ogromne koszty.
ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka
Nie ma nadziei?
Zawsze umiera ostatnia. Wkrótce po Sylwestrze (rozmowa przeprowadzona w grudniu - dop. red.) zamierzam się z nim spotkać i może uda się dogadać. Mój tor to przecież tylko fragment większego kompleksu do motocrossu. Jego los jest przesądzony. Ale może uda się przekonać właściciela, żeby ten skrawek żużlowej ziemi zostawić. Marne szanse, ale będę próbował.
Mam nadzieję, że nie opowiedziałeś właśnie końca tej historii. A mnie fascynuje jej początek. Różne ludzie mają kaprysy, różne rzeczy sobie budują. Ale żeby prywatny tor do speedwaya? W dodatku w tak egzotycznym miejscu? Gdzie narodził się ten pomysł?
W szpitalu.
Aha. W szpitalu. No przyznam, oryginalnie.
W 2005 roku ścigałem się w mistrzostwach kraju i...
…I teraz ja się wtrącę. Pojechałeś w dwóch rundach i skończyłeś karierę. Trzeci raz, definitywnie. Więcej już nigdy nie wystartowałeś.
Bo zaliczyłem koszmarny dzwon. Złamałem nogę, uszkodziłem miednicę, połamałem żebra. Najgorsze były kłopoty z oddychaniem, makabra. W szpitalu, jak już złapałem kontakt z rzeczywistością, zrobiłem rachunek sumienia. Wieku nie oszukasz, myślę sobie. Jestem stary, ciało już nie to, boli jak cholera... Czas zejść ze sceny, Paolo. I to była pierwsza myśl. A druga przyszła zaraz po niej: ale jak to, już nigdy nie poczuję tej adrenaliny? I tak zrodził się pomysł zbudowania prywatnego toru, dla własnej radochy. Jazda we czterech - już nie. Zabawa samemu - owszem, jak tylko przyjdzie ochota!
Kiedy zabrałeś się do roboty?
Kiedy? Natychmiast. Już w 2005 roku ułożyłem tor. Najpierw sam tor, później pojawiła się banda, pierwotnie ze słomy, później zastąpiona taką zwyczajną. W każdej wolnej chwili coś tam rzeźbiłem, coś ulepszałem, coś dodawałem. Ogrodzenie, światła do startu z puszek po oleju, wieżyczkę sędziowską, mini tor w środku… Całość zajęła mi trzy lata.
Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj. Ale ile kosztuje taka zabawa?
Kiedyś nawet to podsumowałem. Tylko pamiętaj o jednej kwestii - ja mam firmę budowlaną, żyję z tego. Więc swojego czasu i sprzętu nie liczę. A pozostałe wydatki zamknęły się w kwocie 35 tysięcy euro. Natomiast profesjonalny tor, taki z homologacją, mógłbym wybudować za jakieś 350 - 500 tysięcy.
Kto, oprócz ciebie, tu trenował?
Włoscy zawodnicy. Miałem takie marzenie, żeby kiedyś przyjechał topowy zawodnik z Polski. To byłoby coś. Ale nikt, nigdy nie chciał. U was nie jeździ się chyba o tej porze roku?
Tak. Tory zamierają zwykle od października do połowy marca.
Aż pięć miesięcy? A u mnie można śmigać właściwie cały czas.
Zorganizowałbyś profesjonalne treningi?
Żaden problem. Na wiosnę zapowiedzieli się na przykład Mario Niedermeier i Marius Hillebrand, mieli pojeździć przed sezonem. Ale jeśli tor przestanie istnieć, trzeba będzie ich odwołać.
Ciężko w to uwierzyć.
A mi ciężko się z tym pogodzić. Jak teraz chodzimy sobie dookoła i o tym opowiadam, to łza się w oku kręci. Dopiero dociera. Kawał życia, pracy, emocji…
No i nie ma drugiego takiego obiektu we Włoszech, na którym amatorsko można potrenować.
A wiesz, że nie do końca tak jest? W Bergantino był kiedyś żużel, a teraz miejscowi zbudowali treningowy tor, tak jak u mnie - przy obiekcie crossowym. Byłem u nich, zorganizowali fajny piknik, starają się popularyzować speedway. Mają natomiast kłopoty z homologacją obiektu, żeby wszystko mogło odbywać się oficjalnie. Trzymam kciuki, żeby chłopakom nie zabrakło determinacji.
Jadąc tutaj do ciebie zatrzymałem się w Rimini. Polakom ta miejscowość kojarzy się jednoznacznie - wakacyjny, niedrogi kurort. A tymczasem niemal pośrodku, może dwieście metrów od morza, stoi ładnie utrzymany tor. Wygląda tak, jakby można było tam potrenować choćby dziś.
Tak! Precyzując, obiekt leży Misano Adriatico i nazywa się "Arena 58". Jest śliczny! To moje trzecie, najmłodsze dziecko. Zbudowałem go w 2010 roku. I rzeczywiście, jest w pełni przygotowany do treningów.
No to teraz zgłupiałem do reszty. Wyobrażałem sobie zupełnie inną historię. Gdzieś w latach '60 zapaleńcy budują tor żużlowy, wokół którego rozwija się miasto, po latach wchłaniając go w siebie. Do głosu dochodzą ekolodzy, wszystkim przeszkadza hałas i kurz, obiekt umiera śmiercią naturalną. Z taką myślą tam jechałem. Tymczasem to najnowszy, legalny tor w Italii, i w dodatku Ty go zbudowałeś.
Romantycznie. Ale było zupełnie odwrotnie. Tam akurat nigdy speedwaya nie było. Pojawiła się okazja, była ziemia, były dobre chęci… No to czemu nie?
Bo to środek kurortu wypoczynkowego?! Tak jakby w Polsce pod molo w Sopocie strzelić sobie mały torek. Nie ma opcji! Okoliczni właściciele hoteli nie narzekają?
Wykazują bardzo dużo zrozumienia i tolerancji. Patrzą na Arenę 58 bardziej jak na atrakcję, która może przyciągnąć ludzi, niż ich stamtąd przepędzić. Włosi kochają motoryzację, kochają rywalizacje. Zawody flat tracka, albo pokazowe treningi żużlowe nie są problemem, tylko ciekawostką. Turyści często stykają się z tym pierwszy raz i są zainteresowani. Mogą wejść, popatrzeć na motocykle których nie znają, zapytać zawodników co to za sport… No i to przecież nie jest tak, że motocykle jeżdżą tam codziennie.
Fascynujące. Zazdroszczę tej mentalności. Ale my wciąż mówimy o obiektach typowo treningowych. Tymczasem "prawdziwe" stadiony do żużla właściwie już we Włoszech nie istnieją. Jako jeden z ostatnich poddał się obiekt w Badia Calavena. Pięknie położony u podnóża gór. Z trybuną, hotelem i restauracją.
Tak. Jeszcze kilka lat temu, może pięć, odbywały się tam zawody. Szczerze? Nie wiem czemu to umarło, nie znam przyczyn.
Nie do końca umarło. Treningi flat tracka są regularnie, a tor wygląda znakomicie. Nawierzchnia jest utrzymana świetnie, jest infrastruktura, parking, wszystko jest…
Tylko żużla już nie ma, prawda? Cholernie to smutne.
Zostało w zasadzie tylko Terenzano.
I o ten ośrodek można być spokojnym. Niedawno przebudowano obiekt tak, żeby wewnątrz toru było boisko do piłki i to dało tlen tamtejszym działaczom, oddalając różne czarne scenariusze. Teraz nie muszą się już martwić o obiekt, mogą robić swoje. To odpowiedzialni ludzie, znają się na robocie.
A Lonigo? Wasza żużlowa Mekka, najważniejszy obiekt w Italii. Od dwóch lat nie warczały tam motocykle.
Lonigo... Mówiąc o Lonigo musisz mieć świadomość, że tam odbywały się najważniejsze imprezy na naszym podwórku. Jeszcze przed GP organizowano m.in. Golden Galę, na którą przyjeżdżali najlepsi na świecie, a na trybunach siadało po 8 tysięcy ludzi i to nie było nic nadzwyczajnego. Ale w stadion nie inwestowano i rok do roku jego stan był coraz gorszy. Najpierw zniknęło GP, później organizowano coraz mniej zawodów, aż w końcu rada miasta zamknęła obiekt. Wiesz, polityka... Podobno teraz gubernator zdecydował się zainwestować pieniądze i na wiosnę Lonigo ma wrócić na żużlową mapę. Pożyjemy, zobaczymy...
A jak to było z Grand Prix? Nic nie pomogło w kwestii popularyzacji speedwaya? Byłeś na tych zawodach?
Pewnie że byłem. Ale nasz problem to nie jest problem Lonigo. Tu nie chodzi o jednorazowy turniej, który może będzie wydarzeniem w samym miasteczku. Bo pojedź stamtąd 100 kilometrów w którąkolwiek stronę i zapytaj czym jest speedway – nikt nie będzie miał zielonego pojęcia. W samym Lonigo ludzi do żużla przekonywać nie musisz. Ale jednym wydarzeniem nie zmienisz biegu historii. Tu jest potrzebna praca od podstaw.
Czyli został jeden profesjonalny tor. A ilu macie profesjonalnych zawodników?
Też jednego. Michele Castagna, syn Armando. Kiedyś zimą pracował w rodzinnej knajpce, żeby zarobić na motocykle. Teraz ściga się w Argentynie, jak przed laty jego ojciec, a w europejskim sezonie startuje w Anglii, z coraz lepszym skutkiem. Ma swój profesjonalny team.
Castagna ma 27 lat, tak samo jak mniej znany Nicolas Vincentin. Talent też chyba mają podobny.
No tak, Vincentin też stara się być żużlowcem na pełen etat. Ale staruje mniej, nie ma
też takiego teamu. Nie jest to jeszcze ten poziom organizacji.
A Nicolas Covatti? Najbardziej utytułowany, choć to rodowity Argentyńczyk.
We Włoszech jest traktowany jak swój! Tyle lat już tu jeździ, zdobył worek medali na naszym podwórku, ma obywatelstwo, reprezentuje nas w imprezach międzynarodowych. Swój chłop, który dodatkowo fajnie nakręca młodych, żeby do niego równali. Ale nie wymieniłem go celowo, bo choć jest najlepszy, to nie wiem czy będzie jeszcze ścigał się na poważnie. Nico to rodzinny facet, ma fajną kobietę, urodziło mu się dziecko… Zrezygnował z jazdy na wyspach, poszedł do pracy na pełen etat u swojego sponsora i wygląda na szczęśliwego człowieka. Nie wiem, musiałbyś sam go zapytać, ale ja znam bardzo dobrze ten stan, kiedy musisz wybrać między ściganiem się na sto procent, a byciem głową rodziny. Zwłaszcza, że żeby teraz utrzymać się finansowo na powierzchni, nie możesz być przeciętny. Obawiam się, że znam finał tej historii.
Ostatni strzał: Mattia Lenarduzzi. Jego też nie wymieniłeś.
Kulą w płot. Z tego co słyszałem, nie ściga się już na żużlu.
Żarty sobie robisz? Jeszcze jesienią 2020 widziałem go w Pardubicach na finale Mistrzostw Świata Juniorów. Fajnie jeździł, lepiej na przykład niż najlepszy Szwed, Woentin.
Ale w tym sezonie już nie startował (Pojechał raz, 24.IV w pierwszej rundzie krajowego czempionatu, zdobył osiem punktów w czterech startach, do piątego - ostatniego - nie wyjechał, przyp. autor). Z tego co ja słyszałem, do żużla nie wróci.
Masakra! Paolo, co się tutaj wydarzyło? Mieliście kilkanaście torów i kilkudziesięciu niezłych zawodników. Nie zostało właściwie nic.
No właśnie. To chciałbym podkreślić - mieliśmy naprawdę wielu dobrych zawodników, ja byłem tylko jednym z nich. Byli lepsi. Warto zapamiętać te nazwiska: Giuseppe Marzotto z Arzignano, Francesco Biginato z Lonigo , Mauro Ferraccioli z Bergantino, Sandro Pastorelli z Castelmassa, Paolo Noro… Oni tworzyli historię! To byli pionierzy, dzięki którym moje pokolenie miało szansę rozkochać się w żużlu.
Wybacz głupie pytanie, ale muszę je zadać. Żużel od tego czasu przestał być fajny?!
To wcale nie jest głupie pytanie. A ja nie znam odpowiedzi. Nie pojmuję tego! To niesamowity, fascynujący sport, w którym dawno temu zakochałem się po uszy. Dalej pod taśmą staje czterech kozaków, dalej ścigają się bez opamiętania przez cztery kółka. Ten hałas, ten zapach… Naprawdę nie umiem wytłumaczyć, dlaczego jest tak, jak jest.
Podpowiem. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Droga zabawa. Jaki trzeba mieć budżet, żeby odjechać pełen sezon w mistrzostwach Włoch i dołożyć do tego jakieś okazjonalne turnieje, czy eliminacje?
Szacowałbym 10-15 tysięcy euro. Tak, to drogi sport i to jest problem, ale chyba nie największy.
Twoja diagnoza?
Najgorzej jest z dostępnością obiektów do treningów. Możesz mieć pieniądze, ale jak nie masz gdzie jeździć, to co z nimi zrobisz? Stare tory nie istnieją, zwyczajnie nie ma gdzie uczyć się rzemiosła. Popatrz, motocykl crossowy kupisz łatwo, tor w okolicy zawsze jakiś znajdziesz. Kumpla do wspólnej zabawy też. A do żużla potrzebujesz obiekt i kogoś, kto pokaże ci o co chodzi. Dostępność - to jest ból...
Czyli zostaje flat track, który szybko robi się popularny w Europie. Wystarczy łąka i motocykl, który w pół godziny przerobisz z crossowego. Na upartego nawet dojedziesz nim na trening, bez zabawy z przyczepką. To jest przyszłość speedwaya?
Nie, to jest pytanie ignoranta! (śmiech) Nie mieszaj tego, to dwie różne dyscypliny. Flat track to flat track, a speedway to speedway. Jedno nie zastąpi drugiego. Żużel jest niepodrabialny! Nawet jeśli już go prawie nie ma...
Żebyś przy następnej okazji nie mówił, że żużel był niezapomniany…
Może i tak być. Ale przestańmy już smęcić. Pytasz o flat track - a wiesz w ogóle, że wynaleźli go Włosi? I że ja od niego zaczynałem? Chodź, zabiorę Cię w lepsze czasy, do miejsca w którym wszystko się zaczęło!
W drugiej części wywiadu, którą opublikujemy w najbliższych dniach, porozmawiamy o najlepszych czasach włoskiego speedwaya, życiu lokalnego żużlowca w latach osiemdziesiątych, karierze Paolo i pięknych miejscach, których już nie ma.
Zobacz także:
- Jarosław Hampel: Motor nie da mi niczego za piękne oczy
- Do dziś nie odzyskał butów. Ta anegdota byłej gwiazdy ligi polskiej zwala z nóg