Żużel. Wygrywał z Woffindenem i Lindgrenem. Teraz wraca po dziewięcioletniej przerwie! [WYWIAD]

Getty Images / Stephen Pond - PA Images / Na zdjęciu: Lee Complin
Getty Images / Stephen Pond - PA Images / Na zdjęciu: Lee Complin

- Moja ambicja i wola jazdy jest silniejsza niż wcześniej i chcę wszystkim pokazać, że wróciłem! - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Lee Complin. Brytyjczyk w marcu wyjedzie na tor. Po wielu latach przerwy od startów.

"Szokujący powrót!" - tak o wznowieniu kariery przez Lee Complina pisali zarządzający brytyjską Championship.

Brytyjczyk pojawi się na torze po dziewięcioletniej przerwie i bez problemów znalazł angaż w brytyjskiej pierwszej lidze. Dostanie swoją szansę w ekipie Newcastle Diamonds.

Promotor klubu Rob Grant mówi otwarcie, że wierzy w swojego nowego zawodnika i wie, że ten nie zdecydowałby się na "come back", gdyby sam nie był pewien swoich możliwości.

ZOBACZ WIDEO Czy Krzysztof Gałańdziuk poprowadzi Apator sam? Klub komentuje

Co ciekawe, nie jest to pierwsza taka sytuacja z udziałem Complina. Po raz pierwszy swoją sportową przygodę zakończył w 2002 roku, by powrócić w 2007.

Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Wraca pan do żużla po dziewięcioletniej przerwie. Skąd w pana głowie taki pomysł i chęć ponownego ścigania się w lewo?

Lee Complin, zawodnik Newcastle Diamonds: Zawsze chciałem, ale nie mogłem. Nie pozwalały mi na to, chociażby kwestie zawodowe.

Jak rodzina się na to zapatrywała?

Nie ukrywam, że nie byli do tego przekonani, ale teraz w pełni mnie popierają.

Nie ma pan żadnych obaw?

Absolutnie! Nie mogę się doczekać pierwszego wyjazdu na tor.

Kiedy przechodził pan na sportową emeryturę w 2012 roku, to głównym powodem była kontuzja. Jaki jest dziś pana stan zdrowia?

Kontuzja była tak naprawdę jedną z przyczyn. Była też kwestia zmagania się z finansami. Jeśli chodzi o samo zdrowie, to odkąd odszedłem z żużla, to cały czas uprawiałem aktywność fizyczną, zajmowałem się kulturystyką. Przerwałem to rok temu i od tamtego czasu zrzucam wagę, więc jestem gotowy do sezonu. Wcześniejsze urazy też już nie dają się we znaki.

Podpisał pan kontrakt z drużyną Newcastle Diamonds. Jak promotorzy zareagowali na wieść o pańskim powrocie na tor i dlaczego właśnie "Diamenty"?

Przyjaźnimy się z Robem jeszcze od czasów, kiedy ścigałem się na torach trawiastych. Zawsze byliśmy w kontakcie, a kiedy poruszyłem temat powrotu na tor, to był podekscytowany myślą, by mieć mnie w Newcastle.

Dwa lata temu do żużla wrócił James Wright, który również związał się z klubem z Newcastle. Wielu nie wierzyło w pana rodaka, tymczasem skończył on sezon w roli lidera. To chyba całkiem miły omen, prawda?

Tak, to na pewno fajna wróżba. Pokazuje, że kiedy czegoś bardzo chcesz, to musi ci się udać. Tak jak Jamesowi, a teraz mnie.

W rozmowie z klubowymi mediami powiedział pan, że satysfakcjonujące były dla pana wyniki na poziomie sprzed końca kariery, czyli 7-8 punktów na mecz. Nie jest to wysoka poprzeczka i całkiem realny plan do realizacji.

Tak, to jest taki cel, który sobie wyznaczyłem, aby wiedzieć, co mogę osiągnąć. Moja ambicja i wola jazdy jest silniejsza niż wcześniej i chcę wszystkim pokazać, że wróciłem!

Do zdobywania punktów potrzebne są nie tylko chęci, ale także dobre i szybkie motocykle. Jak będzie prezentował się pana park maszyn?

Zacząłem z niczym, ale mam niesamowitych ludzi wokół siebie, a także sponsorów, którzy pomogli mi stanąć na nogi i jestem im za to bardzo wdzięczny. Cały czas szukam partnerów, a że raz już udało mi się wrócić po siedmiu latach przerwy, to teraz wierzę, że mogę zrobić to ponownie!

Dziesięć lat to szmat czasu. Jak mocno zmienił się pana zdaniem żużel?

Oj, zmienił się i to bardzo mocno, ale tylko i wyłącznie na plus. No i wiem, że to jest czas na mój powrót! (śmiech).

W przeszłości ścigał się pan także w Grasstracku. Rozważa pan powrót do zawodów na torach trawiastych?

Już mam kilka pytań i propozycji startu od promotorów z Grasstracka. Zobaczymy, zawsze jeździłem na trawie i to tam zaczynałem swoją karierę wyścigową.

Porozmawiajmy chwilę o tym, co było. Kilka sukcesów ma pan na swoim koncie, a który z nich uważa za najcenniejszy?

Na pewno były to zawody charytatywne dla Garry'ego Steada w Sheffield (2007 rok - dop. red.). To był mój powrót po pięcioletniej przerwie i udało mi się wygrać, a w obsadzie było kilku niesamowitych zawodników, jak chociażby Fredrik Lindgren i Tai Woffinden.

A jakiś wyścig szczególnie miło pan wspomina?

Wiesz co, jeden to może nie, bo jest wiele takich momentów. Na pewno miło wspominam wszelkie turnieje charytatywne, a także te, w których zdobywałem nawet po 21 punktów.

Czy są jakieś decyzje, które pana zdaniem miały największy wpływ na rozwój kariery?

Na pewno. Na pewno żałuję czasu, który wiele mnie kosztował nie tylko finansowo, bo pod tym kątem nie było mnie stać na żużel. Jednak teraz z pomocą sponsorów mogę wrócić i obiecuję, że nie przestanę jeździć, dopóki znów nie dojadę na szczyt!

W 2009 roku podpisał pan kontrakt w Polsce, a konkretniej w KMŻ Lublin, jednak nigdy nie było panu dane wystartować w rozgrywkach w naszym kraju...

Zgadza się, bo nie dostawałem nigdy szansy. Żałuję tego, bo bardzo chciałem się ścigać w Polsce i uważam, że miałbym wiele do zaoferowania.

Czytaj także:
Trener pozytywnie ocenia szkolenie w Falubazie. Na talenty trzeba będzie poczekać
Motocyklem po plaży. Udowodnił, że może trenować wszędzie

Komentarze (0)