Nie był to rzecz jasna debiutancki rok torunian w najwyższej lidze w kraju. Wywalczyli miejsce w niej po sezonie 1975, kiedy zadecydowano o powiększeniu elity z ośmiu do dziesięciu drużyn, już po przegranym barażu z bydgoszczanami. Nie brakuje głosów, że awansować udało się "kuchennymi drzwiami", ale z drugiej strony ówczesna Stal, by móc znaleźć się wśród najlepszych, musiała przecież uzyskać wcześniej odpowiednio wysoki wynik w II Lidze.
Początkowo celem było utrzymanie w I Lidze i ta sztuka regularnie udawała się żużlowcom z miasta Mikołaja Kopernika. Co ciekawe, w 1979 było bardzo blisko podium, ale trzecia lokata została przegrana z Falubazem Zielona Góra tylko gorszym bilansem punktów biegowych. Po czterech latach batalia o medal w końcu okazała się zwycięska. Tym razem to ten właśnie rywal musiał obejść się smakiem w walce o brąz.
Apator Toruń prowadzony przez Andrzeja Pogorzelskiego wygrał wszystkie spotkania na swoim torze, z czego większość bardzo wysoko. To budowało pewność ambitnego zespołu, który mógł liczyć przede wszystkim na Wojciecha Żabiałowicza. 26-leni lider coraz śmielej poczynał sobie wśród najlepszych w kraju. Notował świetne wyniki, czego dowodem była średnia biegowa 2,446 (ósma w lidze). Nierzadko kończył on mecze z kompletem punktów.
ZOBACZ WIDEO Władze Apatora zadowolone ze sprzedaży karnetów. Padły konkretne liczby
Na trzy kolejki przed końcem pierwszoligowych zmagań do Torunia zawitał Falubaz, który musiał wygrać, żeby zwiększyć swoje szanse na medal. W tabeli oba zespoły dzieliły tylko dwa punkty na korzyść Apatora. Gospodarze wygrali 54:36. Żabiałowicz zdobył 14 "oczek" i miał duże wsparcie w Janie Woźnickim, Tadeuszu Wiśniewskim oraz Eugeniuszu Miastkowskim, którzy dołożyli po 9 z bonusami. Jan Ząbik z kolei w drugiej fazie meczu wygrał oba swoje biegi.
Anioły miały jednak przed sobą trudny wyjazd do Bydgoszczy, choć tamtejsza Polonia zawodziła w tamtym sezonie i musiała tak naprawdę bronić się przed spadkiem, niż myśleć o laurach. Jak wiadomo, stara zasada głosi, że derby rządzą się swoimi prawami, lecz tym razem goście mający brąz na wyciągnięcie ręki spisali się wzorowo i triumfowali na terenie odwiecznego rywala 49:41. Wynik nie wskazuje może pogromu, ale to tylko dzięki podwójnej wygranej bydgoszczan w ostatnim wyścigu dnia, który był już bez znaczenia.
Była to zresztą jedyna wygrana miejscowych w całych zawodach. Przy Sportowej dzielił i rządził Apator. Na prowadzenie wyszedł już po drugiej gonitwie i z czasem systematycznie punktował coraz bardziej bezradnych Polonistów. Tym razem liderował Miastkowski (12), ale cały zespół stanął na wysokości zadania. Gryfy tylko utwierdziły się w przekonaniu, że w 1983 roku były tłem dla torunian. Ci na terenie lokalnego rywala mogli świętować zdobycie upragnionego, bo pierwszego krążka w Drużynowych Mistrzostwach Polski.
Derby Pomorza wspaniale więc podsumowały bardzo udany sezon. A wymiar zdobytego medalu był szerszy. Dyscyplina zaczęła rozkwitać w Toruniu coraz śmielej. Przy Żabiałowiczu, Miastkowskim, Ząbiku czy Stanisławie Miedzińskim, bo też to dwaj ostatni wzięli wkrótce pod swoje skrzydła mnóstwo utalentowanej młodzieży, zaczęli dorastać następcy. Choć w kolejnych sezonach Apator plasował się niedaleko podium (dwukrotnie piąte miejsce), puentą tego pokolenia zawodników było złoto zdobyte w 1986 i prawdziwy boom na speedway w mieście.
Nowa klubowa potęga na dobre zaczęła zbierać owoce pracy z licznymi adeptami już wkrótce. Apator stojący wychowankami, opierający na nich swoją siłę i kolekcjonujący wiele medali zmagań młodzieżowych od mistrzowskiego roku 1990 aż do 1996 nieprzerwanie plasował się na pozycjach medalowych w DMP, przeżywając najlepszy okres w swojej historii.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Osłabiony Włókniarz zatrzymał braci Gollobów. Anglik w roli głównej
Piotr Protasiewicz proponuje zmiany w polskim żużlu. Legenda Falubazu mówi m.in. o KSM