[tag=5744]
Paweł Hlib[/tag] to bez wątpienia jeden z najbardziej utalentowanych polskich zawodników pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. Niestety, jednocześnie jest także jednym z największych zmarnowanych talentów obecnego stulecia. Dzisiaj obchodzi 36. urodziny i być może ponownie jest na żużlowej emeryturze.
Duże sukcesy w wieku juniora
Wychowanek Stali Gorzów w lidze zadebiutował w 2002 roku w meczu przeciwko Torunianom. Miał wtedy 16 lat i zdobył 5 punktów w 4 startach. Już wtedy zwrócił na siebie uwagę wielu kibiców i ekspertów. W całym sezonie wystąpił w 18 spotkaniach, osiągając niespełna 0,8 pkt na bieg, co jak na szesnastolatka było niezłym osiągnięciem. Gorzowianie jednak zajęli ostatnie miejsce w Ekstralidze, przez co w następnym roku musieli wystartować na niższym szczeblu rozgrywek. To właśnie w pierwszej lidze talent "Hlipka" wystrzelił na dobre. Na tym poziomie ligowym występował przez 3 lata, za każdym razem będąc jednym z liderów gorzowskiej Stali.
Po świetnych sezonach postanowił wrócić do Ekstraligi i w 2006 roku przywdział barwy Unii Tarnów. Wspólnie z kolegami miał bić się o kolejny tytuł DMP, jednak kontuzja Tony’ego Rickardssona pokrzyżowała te plany. Rozgrywki zakończył ze średnią 1,3 pkt/bieg, co było przyzwoitym wynikiem, choć zapewne on sam spodziewał się po sobie czegoś więcej. Końcowy rok na pozycji juniora ponownie spędził w 1. lidze w macierzystym klubie. Tam znów był pierwszoplanową postacią w drużynie, znacząco przyczyniając się do awansu. To niestety był również najprawdopodobniej ostatni udany sezon w karierze Pawła Hliba.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Lech Kędziora wskazał, co trzeba zmienić w częstochowskim torze
W tym czasie, oprócz bardzo dobrych wyników w lidze, osiągał duże sukcesy indywidualane. W 2007 roku zdobył brązowy medal IMŚJ, przegrywając jedynie z Emilem Sajfutdinowem i Chrisem Holderem. Mało, kto pamięta, że już w 2005 roku zajął w IMŚJ 4. miejsce, wyprzedzając, chociażby Antonio Lindbaecka. Dwukrotnie sięgał po medal MIMP, wygrywając te zawody w 2007 roku. Obok Hliba na podium stał wówczas Karol Ząbik i Daniel Pytel, a zaraz za nimi uplasował się Adam Kajoch. Warto zauważyć, że żaden z tej czwórki, z różnych powodów, nie osiągnął w późniejszym czasie większych sukcesów w seniorskiej karierze.
Problemy z prawem i samodyscypliną
Po świetnym okresie jako młodzieżowiec, wydawało się, że przed gorzowianinem lata wielkich sukcesów. Czar jednak dość szybko prysł. Do mediów zaczęły przeciekać informacje, że Hlib nie prowadzi do końca sportowego trybu życia, a imprezy i alkohol pojawiają się u niego coraz częściej. Najgłośniejsza była sprawa pobicia w jednym z gorzowskich lokali, gdzie młody żużlowiec miał uderzyć butelką jednego z gości.
W 2008 roku nie zachwycał również na torze. W 30 biegach zdobył zaledwie 22 punkty łącznie z bonusami. Wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań, jednak wtedy można było jeszcze myśleć, że to być może kwestia przejścia w wiek seniora. Po nieudanym sezonie kolejny raz zszedł ligę niżej i zasilił szeregi klubu z Rybnika. Zamiast odbudowy było następne rozczarowanie. "Hlipek" wystartował w 22 biegach i osiągnął średnią biegową na poziomie 1,2 pkt.
Sam zawodnik przyznawał, że przejście w wiek seniora nie było dla niego łatwe. - Kiedy byłem juniorem, wszystko robiłem bardziej automatycznie. Postępy i sukcesy przychodziły same. Teraz muszę wszystko wypracować w pocie czoła. Jestem na to gotowy - mówił. W 2010 r. przeniósł się na pomorze do Gdańska. - Po tych dwóch nieszczęśliwych dla mnie latach ogarnąłem się - zapewniał.
Faktycznie, wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę, zwłaszcza w pierwszej połowie sezonu. Średnia blisko 1,6 pkt na bieg może nie była rewelacyjna, ale dawała nadzieję na lepszą przyszłość. Zresztą Pawła Hliba wspierało wiele osób, w tym kibice, którzy zorganizowali nawet zbiórkę pieniędzy na sprzęt dla zawodnika. Potwierdzał to Stanisław Chomski - ówczesny trener Wybrzeża Gdańsk.
- Teraz nawet po sezonie dochodzą do mnie sygnały od kibiców, telefony, żeby go jednak zostawić. Myślę, że jeśli podejdzie do przyszłego sezonu z jeszcze większą mobilizacją i wolą wytrwania to jest szansa, że ten chłopak jeszcze pokaże własną wartość - dodawał szkoleniowiec gdańszczan, po nie najgorszym sezonie 2010, wierząc w duży potencjał zawodnika.
Ogromna nadzieja na lepsze wyniki
Przed następnymi startami były brązowy medalista IMŚJ zrzucił sporo na wadze, aby jeszcze lepiej prezentować się na torze. Zresztą nie jest tajemnicą, że miał on przez całą swoją karierę problemy z nadmiernymi kilogramami. - Druga sprawa to, zrzucam zimą wagę, bo to jest dla mnie priorytetem. Nie mam co prawda za dużej nadwagi, jeśli chodzi o żużel, ale co roku muszę to robić. Nie inaczej będzie tej zimy. Jest to ważny element moich przygotowań do sezonu - przyznał w jednym z wywiadów.
Kolejny sezon przyniósł jednak podobne rezultaty do poprzedniego roku. Dlatego Paweł Hlib zdecydował się na odważny krok i postanowił podpisać umowę z drugoligowym KSM Krosno. - Pożyjemy, zobaczymy, ale wydaje mi się, że dobrze wybrałem - niestety, nie miał racji. Co prawda pokazał się z dobrej strony, jednak po kilku meczach zrezygnował ze startów, a klub z Podkarpacia wycofał się z rozgrywek. W 2013 roku ponownie zmienił barwy, tym razem wracając do macierzystego klubu.
- Wszyscy doskonale znają historię tego chłopaka. Jeśli on spojrzy rano w lustro i powie sobie, że pan Bóg dał mu wielki talent, a on teraz dołoży do tego trochę rozumu, to możemy mieć naprawdę ciekawego żużlowca, który na naszym torze będzie w stanie zdobywać w granicach 7-8 punktów. To wielki, niespełniony talent. Ma dwójkę dzieci i jako ojciec musi zarabiać pieniądze dla rodziny. Liczę po cichu, że to on będzie tym, który zaskoczy - mówił Władysław Komarnicki.
Po raz kolejny się jednak nie udało. Były mistrz Polski juniorów wystąpił w 15 spotkaniach, jednak prezentował się słabo, zdobywając trochę powyżej 3 punktów na mecz. Następnie zniknął na kilka lat z polskich torów i wydawało się, że na dobre zakończył swoją karierę.
Ostatni akt?
Kiedy polscy kibice pomału zaczynali zapominać o wychowanku Stali Gorzów, w listopadzie 2018 roku pojawiła się zaskakująca wiadomość. Wilki Krosno poinformowały o podpisaniu kontraktu "warszawskiego" z Pawłem Hlibem. - Mam wokół siebie ludzi, którzy chcą pomóc mi w powrocie na tor. Chcę mocno przepracować zimę i dojść do odpowiedniej formy fizycznej i mentalnej, bo wiem, że na to mnie stać - zapewniał żużlowiec.
Wiele osób w tym momencie z niego szydziło. On sam schudł ponad 25 kg, mówiąc, że nie wraca dla zabawy, a do startów podchodzi na poważnie. Trzeba przyznać, że początek miał naprawdę obiecujący. Imponował w trakcie treningów i sparingów, a Janusz Ślączka był zachwycony jego postawą. Mówił, że powracający po kilku latach zawodnik zaimponował mu ambicją i wolą walki. - Wygląda jak z czasów juniorskich, a nawet jeszcze lepiej - dodawał.
W turnieju o Puchar Prezydenta Miasta Gdańska wygrał z Nickim Pedersenem, a w kolejnym debiucie w ligowej rywalizacji zdobył 12 "oczek" i bonus. Wszystko wyglądało wtedy świetnie. Niestety po pewnym czasie pojawiły się kłopoty sprzętowe i zdrowotne. Ostatecznie zmagania zakończył ze średnią 1,633 pkt/bieg, co jak na powrót po tak długim czasie nie było wcale złym wynikiem.
- Popełniłem wiele błędów w przygotowaniu, nie pomyślałem "co będzie gdy.." i to GDY się właśnie stało. Nie byłem ani na to gotowy, ani przygotowany. To największy błąd jaki w najbliższym sezonie będę chciał wyeliminować - napisał w komunikacie dla kibiców.
Można było myśleć, że Hlib w następnym sezonie dalej będzie się ścigał na trzecim poziomie rozgrywek w Polsce. Ten jednak podpisał kontrakt "warszawski" z Apatorem Toruń. Miał być alternatywą dla któregoś z podstawowych zawodników drużyny, gdyby któryś z nich złapał kontuzję lub spisywał się poniżej oczekiwań. Od tego momentu nie widzieliśmy już gorzowianina w ligowych potyczkach.
Dwa lata temu trener Chomski tak opisywał 36-latka. - Właśnie zły wpływ otoczenia był kiedyś jego największym problemem. Pokusy życia też. Poza tym w sporcie wszystko przychodziło mu za łatwo. Był wybitnie uzdolniony, do jazdy na motocyklu wręcz stworzony. - Trudno się z tym nie zgodzić.
Teraz być może ponownie zakończył swoją karierę. Jednakże przez te wszystkie lata potrafił zaskakiwać swoich fanów więc, kto wie, czy nie zrobi tego ponownie. 36 lat w dzisiejszym żużlu to nie jest nic nadzwyczajnego. Pozostaje tylko pytanie, czy Pawłowi Hlibowi wystarczyłoby jeszcze ambicji, chęci i środków do startów na żużlowych torach?
Czytaj także:
Żużel. Zawodnik Eltrox Włókniarza mówi o sprzętowych wpadkach. Ma już plan na początek sezonu
Żużel. Peter Karlsson życzy utrzymania Arged Malesie, choć ją przestrzega. "Ekstraliga to ciężki kawałek chleba"