Żużel. Kolejny wielki powrót na horyzoncie. Historia zna takie przypadki

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Maksym Drabik.
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Maksym Drabik.

Przerwa w startach niespowodowana kontuzją bardzo często w przypadku żużlowców odbija się na nich pozytywnie. Mobilizuje ich głód jazdy i chęć udowodnienia, że nie powiedziało się ostatniego słowa. Teraz w takiej sytuacji jest Maksym Drabik.

Urodzony w Częstochowie nowy zawodnik Motoru Lublin, który we wtorek kończy 24 lata, piął się po kolejnych szczeblach swojej kariery. Do grona seniorów wkroczył jako dwukrotny Indywidualny Mistrz Świata Juniorów, czego przed nim nie dokonał żaden Polak. Od razu pewnie dołączył do czołówki polskich zawodników, ale pod koniec sezonu w 2019 roku na jego sportowe życie padł blady strach.

Wtedy okazało się, że w przypadku Maksyma Drabika doszło do złamania przepisów antydopingowych. Co warte podkreślenia, nie mówimy tu o zażywaniu niedozwolonych środków. Zawodnik przyjął wlewkę witaminową w ilości przekraczającej normę. Rozpoczął się proces prowadzony przez panel antydopingowy POLADA i przeciąganie liny przez zainteresowane strony (głównie środowisko zawodnika), co sprawiło, że jeszcze w 2020 roku Drabik przez jakiś czas ścigał się dla Betard Sparty Wrocław. Później został ukarany zawieszeniem za przekroczenie przepisów.

W pewnym momencie sezonu 2020 zawodnik zrezygnował jednak z jazdy, bo podobno miał dosyć całej otoczki wokół niego i tej sprawy. Opieramy się na domniemaniach, bo sam zainteresowany nabrał wody w usta i od wielu miesięcy nie udziela żadnych wywiadów. Odmawia nawet telewizji Canal+, która łoży na rozgrywki PGE Ekstraligi ogromne pieniądze.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Skąd w Toruniu pieniądze na Dudka i Sajfutdinowa? Klub odpowiada

Maksym Drabik nie tylko odciął się od mediów, ale na bardzo długi czas zniknął też z portali społecznościowych. Jego fanpage w serwisie Facebook cieszył się sporym zainteresowaniem. Teraz na próżno go szukać w wyszukiwarce. Cisza wokół zawodnika sprawiła, że zaczęto się zastanawiać czy Drabik wiąże jeszcze swoją przyszłość z żużlem.

Wątpliwości zostały rozwiane w okienku transferowym. Żużlowiec dołączył do lubelskiego Motoru, co zostało uwiecznione jego zdjęciem z prezesem wicemistrzów Polski, Jakubem Kępą. To pierwsza publiczna fotografia Drabika od bardzo dawna.

Na zdjęciu: Jakub Kępa (z lewej) i Maksym Drabik
Na zdjęciu: Jakub Kępa (z lewej) i Maksym Drabik

Do Motoru zaczęły spływać gratulacje z powodu pozyskania utalentowanego zawodnika. Poza klubem z Lublina, o jego angaż starały się ośrodki z Torunia i Częstochowy. W przypadku Włókniarza wola była jednak tylko z jednej strony. Drabik, co przyznał prezes Michał Świącik, nie podjął rozmów z macierzystym klubem.

W Lublinie są spokojni o formę wracającego do żużla zawodnika. Również zdaniem ekspertów jego obecność w składzie Motoru wzmocni zespół. - Byłem na treningu jesienią, kiedy Maksym Drabik mógł już jeździć na torze. Podobnie, jak wszyscy, którzy go widzieli, byłem pod ogromnym wrażeniem jego jazdy - przekonywał ostatnio w rozmowie z WP SportoweFakty Krzysztof Cugowski, były wokalista "Budki Suflera", prywatnie wielki kibic Motoru Lublin (zobacz całość ->>).

Nikt nie ma wątpliwości, że przerwa w startach w żaden sposób nie zaszkodzi młodemu zawodnikowi. Wręcz przeciwnie, może sprawić, że jego powrót będzie spektakularny. Historia tego sportu doskonale zna takie przypadki. Najbliższy Maksymowi miał miejsce... w jego rodzinie.

Ojciec Maksyma, Sławomir Drabik, musiał pauzować w 1995 roku, bo stracił prawo jazdy, a wobec ówczesnych przepisów równało się to z zakazem startów na żużlu. Do ścigania wrócił w 1996 i był to jego najlepszy sezon w karierze. Drabik senior został wtedy Indywidualnym Mistrzem Polski, drużynowym mistrzem kraju, a także awansował do cyklu Grand Prix. Był w nieprawdopodobnym sztosie i nie brał jeńców. Sytuacja w klanie Drabików może się powtórzyć, choć będzie miała gorzko-słodki smak, bowiem panowie od kilku lat pozostają w konflikcie.

Równie fantastyczny come back do żużla, co Sławomir Drabik, wiele lat później zaliczył Darcy Ward. Australijczyk wracał po zawieszeniu spowodowanym wykryciem u niego alkoholu przed rozpoczęciem turnieju Grand Prix na Łotwie w 2014 roku (w tamtym czasie alkohol traktowano jako doping). Warda ponownie na torze oglądaliśmy w 2015 i to była poezja dla oczu. Wyczyniał absolutne cuda, był bezlitośnie skuteczny i efektowny. Niestety, jego fantastyczny powrót zakończył fatalny wypadek, w wyniku którego do dziś porusza się na wózku inwalidzkim.

W podobnej sytuacji, co obecnie Maksym Drabik, był też niegdyś Patryk Dudek, w organizmie którego wykryto niedozwoloną substancję. Zawieszono go na kilka miesięcy, po których wrócił w bardzo dobrej formie. Tak samo zresztą, jak Grigorij Łaguta, z którym Drabik będzie się ścigać dla Motoru Lublin. Badania antydopingowe w 2017 roku wykazały u Rosjanina meldonium. Dziś Łaguta to kapitan Koziołków, bez którego nad Bystrzycą nie wyobrażają sobie zespołu. Czas pokaże, czy do grona udanych powrotów dołączy też Maksym Drabik.

Czytaj również:
Przeżył szok, gdy odwiedził Tomasza Golloba
Prezes Mrozek mówił o nim "perełka". Dziś ma problem, by znaleźć klub [WYWIAD]

Źródło artykułu: