Liga Mistrzów: niespodzianki nie było. Pick Szeged za mocny dla Orlenu Wisły Płock

Newspix / Adam Starszynski / PressFocus / Na zdjęciu: Michał Daszek
Newspix / Adam Starszynski / PressFocus / Na zdjęciu: Michał Daszek

Katastrofalna gra w ataku i koniec przygody Orlenu Wisły Płock z tegoroczną Ligą Mistrzów. Nafciarze przegrali z Pickiem Szeged 23:16.

To było czwarte podejście Nafciarzy do walki o ćwierćfinał LM. Czwarte nieudane. Tragiczna postawa kilku zawodników w ataku, perfekcyjny Alilović w bramce Picku i Wisła odpadła z elitarnych rozgrywek.

W węgierskim kotle wrzało od samego początku. Wypełnione po brzegi trybuny hali w Segedynie gorącym dopingiem niosły swoich ulubieńców. A ci pięknie się im odpłacili. Obrona, która w pierwszym spotkaniu była najsilniejszą bronią wicemistrzów Polski, nagle stała się potężnym orężem w dłoniach Picku, z którym nijak nie mogli sobie poradzić przyjezdni. Gospodarze grali bez ceregieli, często na granicy brutalności, ale co dla nich najważniejsze - skutecznie.

W grze Wisły odezwały się stare demony. Po udanych pierwszych minutach, Nafciarze mieli coraz więcej kłopotów z pokonaniem Mirko Alilovicia. Chorwat rozgrywał doskonałe zawody, w pewnym momencie odbijał co drugą rzuconą w niego piłkę. Sposobu na golkipera nie mogli znaleźć kolejno Renato Sulić, Michał Daszek czy Jose de Toledo.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Mocna opinia o Lewandowskim. "Jest bardzo sfrustrowany. To nie pomaga w tworzeniu drużyny"

W grze drużyny z północnego Mazowsza prym wiódł Tomasz Gębala. Reprezentant Polski wziął na siebie ciężar zdobywania bramek i co i raz odpalał swoje rakiety. Szkoda, że nie miał w tym żadnego wsparcia. Jego zmiennik, Dan-Emil Racotea, w tym sezonie delikatnie mówiąc nie zachwyca. Rumun, jeżeli nie zakończy meczu z czerwoną kartką, jest irytująco nieskuteczny.

Czytaj też: Stal wygrywa w Szczecinie!

Xavier Sabate próbował odmienić rezultat. Świeżość mieli wnieść Ondrej Zdrahala czy Mateusz Piechowski, między słupkami rywali zatrzymać miał Adam Borbely. Pomysły hiszpańskiego szkoleniowca jednak nie zdały rezultatu. Strata, zamiast maleć, wciąż rosła.

A na trybunach doping w najlepsze. Gromkie Mirko! Mirko! Mirko! niosło się po ścianach hali. Chorwat wyczyniał cuda w bramce, a po drugiej stronie na kole szalał Bence Banhidi. Węgier przykrył czapką swojego 39-letniego odpowiednika w niebiesko-biało-niebieskiej koszulce. Swoboda, z jaką rozgrywający Picku obsługiwali swojego obrotowego, musiała imponować.

Kłopoty Wisły mnożyły się z minuty na minutę. Racotea utrzymał swój równy, słaby poziom, Zdrahala znowu przestrzelił w zadaniowej sytuacji, a Przemysław Krajewski nie był w stanie pokonać Alilovicia w kontrze. Na 10 minut przed końcem Nafciarze mieli do odrobienia łącznie 9 bramek. Zadanie z kategorii "niemożliwe".

Niespodzianki więc nie było, Wisła przegrała i zakończyła swój udział w Lidzie Mistrzów. Nie ma co się dziwić - nie da się grać na takim poziomie, gdy rzuca się 16 bramek w całym meczu...

Liga Mistrzów 
MOL-Pick Szeged - Orlen Wisła Płock 23:16 (13:8)
Pierwszy mecz:

22:20.
Awans: Pick Szeged.
Pick: 

Sego, Alilović 1 - Maqueda 2, Bodo 1, Sigurmannsson 3 (1 k), Canellas 1, Henigman, Balogh 1, Blazević, Gaber 1, Sostarić 1, Rodriguez, Banhidi 7, Kasparek 2, Bombac 3, Żytnikow.
Karne:
1/1.
Kary:
6 min. (Gaber 4 min., Banhidi 2 min.).
Wisła:

Wichary, Morawski, Borbely - Daszek 3 (1 k), Krajewski, Racotea 1, Moya 1, Zdrahala, Obradović, Góralski, Piechowski, Mihić, de Toledo 2, Sulić 1, Mlakar 3, Gębala 5.
Karne: 1/1.
Kary:
6 min. (Obradović 4 min, Sulić 2 min.).

Źródło artykułu: