WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik [cz] i Martin Vaculik [ż]

Żużel. Lista wstydu Stali Gorzów. Mieli pod nosem świetnego trenera i dali się nabrać na Kildemanda

Jarosław Galewski

Czas na listę wstydu truly.work Stali, która w ostatnich latach na transferowej giełdzie myliła się rzadko. Aż dziwne, że tak doświadczeni działacze dali się nabrać na Petera Kildemanda. Jeszcze większym grzechem było rozstanie z Martinem Vaculikiem.

W przypadku truly.work Stali oceniamy przede wszystkim Ireneusza Macieja Zmorę, bo na razie nie wiemy, jakie będą efekty ruchów, które wykonał Marek Grzyb. Były prezes gorzowskiego klubu na transferowej giełdzie był wytrawnym graczem. Rzadko sięgał po gwiazdy, bo nie miał na nie zwyczajnie pieniędzy. Gorzowianie kontraktowali żużlowców, którzy rośli w siłę w ich szeregach. Dzięki temu Stal praktycznie co roku biła się o najwyższe cele, a Zmora stał się jednym z bardziej utytułowanych prezesów w PGE Ekstralidze.

Nie myli się jednak tylko ten, kto nic nie zrobi. Naszym zdaniem Zmora dwie największe wpadki zaliczył pod koniec swojej prezesury, choć z drugiej strony plan byłego prezesa mógł się udać. Największym błędem było rozstanie z Martinem Vaculikiem, który odszedł z Gorzowa w atmosferze skandalu. Słowak szybko stał się liderem Stelmetu Falubazu Zielona Góra i jednym z najskuteczniejszych zawodników ligi. Gdyby został, to z pewnością nie trzeba byłoby drżeć o utrzymanie w elicie.

Zobacz także: Najbardziej pokręcone historie transferowe. Zdrady, pieniądze i nagłe zwroty akcji

A dlaczego plan Zmory mógł wypalić? W miejsce Vaculika do Stali przyszedł Anders Thomsen, który całkiem nieźle zastąpił Słowaka. Gorzowianie nie musieli być słabszym zespołem, ale wszystko się rozjechało, bo nieoczekiwanie loty obniżył Krzysztof Kasprzak. Poza tym gorzowscy juniorzy (głównie chodzi o Rafała Karczmarza) zatrzymali się w rozwoju. To wszystko sprawiło, że brak Vaculika okazał się bardzo widoczny.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a 

Drugim dziwnym ruchem, który kompletnie nie pasował nam zresztą do Zmory, było sprowadzenie Petera Kildemanda. Stal zwykle stawiała na zawodników, którzy byli głodni sukcesów. W Gorzowie otrzymywali szansę i wskakiwali na wyższy poziom. Ściągnięcie Duńczyka w ogóle nie wpisywało się w tę filozofię. Kildemand zawodził w PGE Ekstralidze od dawna. Po każdym nieudanym sezonie zapowiadał, że tym razem będzie lepiej. Nie wierzył w to już prawie nikt, a gorzowianie dali się nabrać. To był jeden z bardziej niezrozumiałych transferów przed sezonem 2019.

Zobacz także: Gollob po dwóch operacjach. Cztery dni leżał nieruchomo i cierpiał, jak nigdy dotąd

Z perspektywy czasu za błąd można uznać także rozstanie z Michaelem Jepsenem Jensenem, który po sezonie 2016 trafił do KS Toruń. Duńczyk w nowym otoczeniu zaczął jechać zdecydowanie lepiej, a obecnie jest wyróżniającym się zawodnikiem Stelmetu Falubazu Zielona Góra. Jeśli spojrzymy, jak wyglądała druga linia Stali po jego odejściu, to można śmiało powiedzieć, że 27-latek doskonale by się w niej odnalazł.

Ostatni na liście wstydu truly.work Stali jest Mariusz Staszewski. Klub ma od pewnego czasu problemy ze szkoleniem młodzieży, a wychowanek, uznawany za jednego z najlepszych trenerów młodego pokolenia i specjalistę od pracy z młodzieżą, pracuje w pierwszoligowej Arged Malesa TŻ Ostrovii. Dziwne. Wychodzi na to, że gorzowianie byli kompletnie nieświadomi, że mają pod nosem znakomitego fachowca. Prezes Marek Grzyb nie ukrywa, że myśli o Staszewskim i chciałby jego powrotu do Gorzowa, ale na razie niewiele da się z tym zrobić, bo Ostrovia przedłużyła umowę z trenerem do końca sezonu 2021.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

< Przejdź na wp.pl