Współwięzień został zgwałcony i zabity za paczkę papierosów. Legendarny mistrz przeżył prawdziwy dramat

Piotr Jagiełło
Piotr Jagiełło
Trudny debiut

Hopkins zadebiutował 11 października 1988 roku na gali w New Jersey. Już na starcie profesjonalnej kariery przeżył ciężkie rozczarowanie. Po czterech rundach sędziowie opowiedzieli się za jego rywalem, Clintonem Mitchellem. Porażka niejednemu twardzielowi podcięłaby skrzydła, ale "Kat" podszedł do sprawy inaczej. Skupił się na wyeliminowaniu błędów i dał sobie czas na kolejne podboje. Dzięki temu wygrał następne 21. walk, a uległ dopiero Royowi Jonesowi Juniorowi w potyczce o tytuł IBF.

Swego dopiął 29 kwietnia 1995 roku, pokonując przed czasem Segundo Mercedo i zdobywając trofeum mistrza świata International Boxing Federation. Przez kolejną dekadę był niepokonany, przechodząc do historii jako pierwszy zawodnik w dywizji średniej, który bronił pasa aż 20 razy. A został absolutnym czempionem w tej wadze, stopując m.in. Felixa "Tito" Trinidada i Oscara De La Hoyę.

"Kosmita" zdradza przepis na długowieczność

Mijały lata, a Hopkins w dalszym ciągu należał do najlepszych w swojej klasie. W 2008 roku 43-latek spotkał się w ringu z Kellym Pavlikiem - wschodzącą gwiazdą boksu, legitymującą się nieskazitelnym rekordem 34 zwycięstw. "Duch" miał rozjechać "dziadka" i udowodnić, jak znakomitym jest wojownikiem. Między linami było jednak szokująco, młodszy pięściarz nie był w stanie znaleźć koncepcji na weterana i po 12 rundach przegrał wyraźnie na punkty (109-117, 108-118 i 106-119).

Hopkins rozochocony tym sukcesem szukał kolejnych spektakularnych triumfów. W maju 2011 roku postanowił zaatakować Jeana Pascala, panującego czempiona WBC w wadze półciężkiej. Pod koniec 2010 roku zremisował z Kanadyjczykiem i za wszelką cenę chciał wziąć rewanż. Stawka była ogromna, Amerykanin dał popis swojego niewygodnego stylu i po dwunastu starciach wypunktował oponenta młodszego o 17 lat. Data przejdzie do historii zawodowego boksu, bowiem Hopkins został wtedy najstarszym mistrzem świata, bijąc rekord George'a Foremana ustalony w 1994 roku. W dniu rywalizacji Hopkins miał 46 lat (Foreman miał 45 lat).

Rekord wyśrubował jeszcze w 2014 roku, nieznacznie pokonując Beibuta Szumenowa w Waszyngtonie. Licznik wskazywał 49 lat, a sam wtedy nazwał siebie "Kosmitą", bo nikt inny nie mógł tego dokonać. A jaka jest receptura na długowieczność? - To bardzo proste, wystarczy nie jeść słodyczy - mówił z uśmiechem.

Na koniec pogromca Fonfary

15 stycznia Hopkins będzie świętował 52. urodziny. Swoimi wyczynami zdecydowanie przesunął granicę sportowej przydatności do spożycia. Choć w ringu nie był od listopada 2014 roku, gdy przegrał na punkty z Siergiejem Kowaliowem, postanowił ostatecznie pożegnać się z kibicami kolejnym bojem. 17 grudnia w kalfiornijskim Inglewood skrzyżuje pięści z sensacją z Long Island, Joe Smithem Juniorem.

Gdy Hopkins debiutował wśród profesjonalistów, Smitha Juniora nie było jeszcze na świecie. O 27-latku pięściarski świat usłyszał w czerwcu tego roku, gdy "Artysta nokautu" niespodziewanie zastopował Andrzeja Fonfarę już w pierwszej rundzie starcia w Chicago. Hopkins zechciał na dobre rozstać się z ukochanym sportem dzięki rywalizacji z kimś, kto jest na fali. Dlatego wybór padł na Smitha.

- Zwycięstwo, remis, porażka... Nie będzie żadnego tłumaczenia. I tak jestem legendą. Czas na ostateczne pożegnanie - mówił na konferencji prasowej "Kosmita".

Czy Bernard Hopkins pokona Joe Smitha Juniora?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×