Pierwszy pojedynek pomiędzy Australijczykami odbył się w 2006 roku i zakończył się punktowym triumfem Mundine'a. Już na początku rewanżowego boju doszło do zdecydowanej kontrowersji. W pierwszej rundzie Anthony Mundine (41 l.) w klinczu uderzył lewym sierpowym po sędziowskiej komendzie "stop". Danny Green (43 l.) wyraźnie odczuł ten cios, był zamroczony i padł na liny.
Sędzia Frank Garza próbował pomóc Greenowi utrzymać pozycję pionową, potem odesłał zranionego boksera na konsultacje medyczne. Gdy okazało się, że wszystko jest w porządku, ukarał winowajcę odjęciem punktu.
Konfrontacja była pełna nieczystej walki i brudnej gry. Arbiter ringowy musiał nieustannie dyscyplinować australijskich weteranów. Ząb czasu wyraźnie nadkruszył refleks obu panów i szybkość zwłaszcza Greena, któremu brakowało charakterystycznych zrywów. W arsenale pozostał mu za to prawy podbródkowy.
W siódmej rundzie "Green Machine" zaczął wyraźnie słabnąć fizycznie, ale w zaskakujący sposób zdołał się odrodzić i ukłuć rywala. Chwilę później został ukarany ostrzeżeniem za ataki łokciem.
Świetnie w końcówce odnajdywał się Mundine, który umiejętnie dociskał gaz i spychał do defensywy pogromcę Roya Jonesa Juniora. Po dziesięciu rundach sędziowie mieli pewne wątpliwości i nie byli jednomyślni, punktując remis 94-94 oraz 96-94 i 98-90 na korzyść Greena, przy czym ostatnia punktacja była zdecydowanie zawyżona. Był mistrz świata zemścił się swojemu pogromcy i najprawdopodobniej tym akcentem zakończy trwającą 16 lat karierę.
ZOBACZ WIDEO "Juras" wraca do klatki!