Ryszard Komornicki: Musimy wykorzystać bałagan w grze Szwajcarów

Marcin Olczyk
Marcin Olczyk

Czy miał pan już okazję zajrzeć do szwajcarskiej prasy albo kontaktował się z kimś ze Szwajcarii? Wie pan, jak Szwajcarzy oceniają najbliższego rywala?

- Tematem numer jeden jest Robert Lewandowski, bo wszystkim w Szwajcarii polska piłka kojarzy się właśnie z nim. Szwajcarzy podchodzą do nas z respektem, ale są przekonani, że awansują. Apetyty i oczekiwania są dosyć duże. Nikt nie kryje się z tym, że dobrze trafili. Prasa może być co do tego pewna, ale piłkarze i trener zdają sobie sprawę, że wpadli na trudnego przeciwnika.

Muszę w tym miejscu przyznać, że mój telefon dzwoni bez przerwy, ale nie odbieram od szwajcarskich dziennikarzy. Nie rozmawiam z nimi. Mam nadzieję, że Polska pokona Szwajcarię, więc co będę im mówił? Nie mam zamiaru zdradzać tajemnic polskiej reprezentacji i podpowiadać, jak grają.

Szwajcarską piłkę obserwuje pan z bliska ponad 20 lat. Jak zmieniała się ona na przestrzeni tego czasu?

- Szwajcarzy mają najlepszy system szkolenia trenerów, a co za tym idzie szkolenia również zawodników. Niemcy, Francuzi, Belgowie czy Holendrzy mają fajne, dobre systemy, ale uważam, że pod tym względem Szwajcarzy są od nich lepsi. Dlatego tak mały kraj istnieje w futbolu reprezentacyjnym, a nie można zapominać też o drużynach klubowych, które regularnie grają w pucharach europejskich, wychodzą z grup. Szwajcarska piłka zmieniała się na przestrzeni tych lat tak intensywnie, że Szwajcaria z kraju narciarskiego i hokejowego stała się państwem piłkarskim. Taka jest prawda, choć 20 lat temu było to nie do pomyślenia. Dzięki konsekwencji i nakładom finansowym związku piłkarskiego stworzono system treningowy szkolenia trenerów i zawodników, co teraz pozwala im odnosić sukcesy. To jest jedyna tajemnica.

Szwajcarzy mają wszystko poukładane, są dokładni i skrupulatni. Do tego dochodzi dużo utalentowanej młodzieży innego pochodzenia, ale ją też trzeba wyszkolić. Szwajcarzy próbują po prostu wykorzystać wszystkie dostępne możliwości i robią to naprawdę dobrze, dzięki czemu piłka zanotowała u nich olbrzymi postęp - nie tylko sportowo, ale też marketingowo, czy chociażby w zakresie oczekiwań. Nie wydaje mi się, żeby 20-30 lat temu panowały przed meczem z Polską takie opinie, że muszą wygrać. Teraz jednak Szwajcarzy są przekonani o swojej wartości, a potwierdzają to wyniki ich reprezentacji. Przez te ostatnie lata zmieniło się bardzo wiele, ale wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec ich rozwoju. Oni pracują dzień i noc nad tym, żeby wszystko dalej ulepszać.

Czy pan, jako trener, miał bliższy kontakt z tym szwajcarskim systemem szkolenia? W czym tkwi jego siła?

- Przede wszystkim rozróżnić musimy dwie sprawy: szkolenie młodzieży i prowadzenie pierwszych drużyn. W tej drugiej kwestii zespoły trenowane są oczywiście według indywidualnego upodobania - wiadomo, to są zupełnie inne pieniądze, potrzeby, oczekiwania. Jeśli jednak chodzi o szkolenie młodzieży to od najmniejszej wioski do największych miast wszystko musi działać tak samo. Nie może być inaczej, bo związek płaci na to olbrzymie pieniądze. W przypadku każdego zawodnika, gdziekolwiek by trenował, opłacany jest każdy jego trening w kwocie 2-4 franków - za każdego chłopaka w całej Szwajcarii, w każdym klubie, dlatego związek decyduje o tym, jak jest on szkolony. W przypadku młodzieży obowiązuje jedna metoda szkoleniowa i wszędzie tylko ona jest stosowana. Trenerzy muszą się tego trzymać. W innym wypadku mogą być zabierane im nawet pensje, bo w wielu klubach związek współfinansuje również trenerów młodzieży. Wszystko wychodzi więc z centrali, nie ma żadnej samowolki. To jest dobrze funkcjonująca maszyneria, dzięki której Szwajcarzy mają nie tylko utalentowanych, ale też dobrze wyszkolonych młodych piłkarzy.

Ważny w tym systemie musi być jednak również skauting, o czym świadczy fakt, że korzenie wielu reprezentantów kraju nie są szwajcarskie. Czy to znaczy, że rynek jest dokładnie penetrowany już od poziomu najmłodszych chłopców zaczynających kopać piłkę?

- W Szwajcarii nie ma zawodnika, który byłby utalentowany, a nie byłby pod obserwacją związku albo klubu. Wszystkich zawodników się tam zna, sprawdza, wszystko się o nich wie - ogląda, obserwuje, bada, mierzy. Rokujący chłopcy są pod specjalną opieką - przechodzą testy wydolnościowe i badania lekarskie. Trenerzy dostają dodatkowe rozpiski, żeby uzupełniać ich braki czy niedobory. Wszystko jest po pełną kontrolą, a już zwłaszcza rozwój tych najbardziej utalentowanych zawodników. Także choć kraj jest mniejszy, system funkcjonuje bardzo sprawnie i efektywnie.

U nas nie jest tak kolorowo.

- Przede wszystkim mam nadzieję, że obecne wyniki reprezentacji Polski nie będą odbierane jako efekt tego, że mamy szkolenie młodzieży na świetnym poziomie, bo to byłoby dla naszego kraju tragiczne w skutkach. Wszyscy wiedzą, że w Polsce w tej kwestii nie jest idealnie. Wciąż jest dużo do zrobienia. Fajnie, że pierwsza reprezentacja odnosi sukcesy, ale musi się to przełożyć na pracę u podstaw i większe dofinansowanie szkolenia dzieci i młodzieży. Trzeba czerpać wzory właśnie z Zachodu i zmieniać piłkę już od samego spodu. Na górze mamy świetnych zawodników, którzy grają w klubach zagranicznych od wielu lat i tam wyrobili sobie markę, wchodząc na najwyższy poziom sportowy. My na pewno mamy utalentowaną młodzież, ale praca z nią nie może być zaniedbana. Dlatego mam nadzieję, że nawet jak zdobędziemy mistrzostwo Europy, nikt nie spocznie na laurach i zarówno infrastruktura, jak i szkolenie młodzieży, dalej będą się rozwijać.

Czyli brak wyników reprezentacji pod koniec XX wieku wynikał przede wszystkim z braków w szkoleniu młodzieży?

- Mamy wielu utalentowanych chłopaków. Polska to kraj o dużym zaludnieniu i powinniśmy naprawdę konkurować z najlepszymi. Poziomu szkolenia nie odzwierciedlają wyniki zespołów młodzieżowych, tylko to, ilu zawodników i gdzie gra, to jak prezentuje się krajowa piłka. Za komuny sprawy przedstawiało się inaczej niż one faktycznie były, żeby lud się dobrze czuł. Nie powinniśmy tego teraz powielać, tylko spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że zespoły klubowe są daleko w tyle nawet za europejskimi średniakami, bo tak faktycznie jest. Na jakim poziomie jest szkolenie, najlepiej wiedzą ci, którzy się tym zajmują. Ja tylko mówię, że byłoby niedobrze, gdyby sukces reprezentacji przesłonił te braki czy problemy w szkoleniu polskiej młodzieży.

Wróćmy jeszcze na moment do reprezentacji Adama Nawałki. Na co stać Biało-Czerwonych we Francji?

- W meczu ze Szwajcarią stawiam na 3:1 dla nas. Chciałbym tego zwycięstwa dwoma bramkami. Czasami jakiś wynik trafiłem, więc może… Wszystko zależy od samych zawodników, ale w starciu ze Szwajcarami na pewno mają szansę na zwycięstwo. Nie jestem jednak jasnowidzem, bo jakbym nim był, to nie pracowałbym pewnie w piłce (śmiech). Szczerze mówiąc, wejście do ćwierćfinału byłoby wielkim sukcesem. Poziom na tym turnieju jest bardzo wyrównany i na pewno jest kilka zespołów lepszych od Polski, chociażby dlatego że grają ze sobą dłużej i mają na koncie pewne sukcesy, ale nie jest wykluczone, że kogoś stać będzie na niespodziankę. Jak zespół rozsmakuje się w zwycięstwach, to różnie może być. Na pewno Polacy muszą grać lepiej niż w swoim ostatnim meczu. To jest nieodzowne.

Rozmawiał Marcin Olczyk


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×