Jeszcze kilkanaście lat temu Władimir Putin mocno zabiegał o to, aby Formuła 1 pojawiła się w Rosji. Chciał w ten sposób zbliżyć się do Zachodu, a same zawody miały być potwierdzeniem statusu jego kraju. Moskiewski dyktator chętnie pokazywał się zresztą na trybunach w Soczi podczas GP Rosji, zwykle obserwował rywalizację kierowców w towarzystwie Berniego Ecclestone'a.
Podczas pierwszej edycji GP Rosji w Soczi doszło też do kuriozalnej sytuacji, gdy służby specjalne zaczęły zagłuszać sygnał docierający z toru. W efekcie zespoły F1 miały problemy z telemetrią i łącznością. Minęło trochę czasu, zanim wszyscy zorientowali się, że utrata kontaktu ma związek z aparaturą wykorzystywaną przez ludzi Putina.
Wojna w Ukrainie sprawiła, że GP Rosji wypadło z kalendarza, a sam kraj został ostro potraktowany przez Liberty Media. Amerykański właściciel F1 wypowiedział m.in. kontrakt telewizyjny stacji Match TV, przez co Formuły 1 nie można oglądać w sposób legalny w Moskwie. To sprawiło, że narracja w kraju Putina zmieniła się o 180 stopni.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kosmos! Ustanowili niezwykły rekord świata
Rosja stworzy konkurencję dla F1?
Obecnie Rosjanie żyją w sporze z Formułą 1. Choćby z tego względu, że na początku 2022 roku, na krótko przed rozpoczęciem inwazji na Ukrainę, zdążyli uiścić część opłaty za prawa do organizacji wyścigu w Soczi. Wydali na ten cen kilkanaście milionów dolarów.
Królowa motorsportu do teraz nie zwróciła tych pieniędzy. Główny powód to fakt, że agencja Rosgonki, promotor GP Rosji, jest powiązana kapitałowo w bankiem VTB. Został on objęty zachodnimi sankcjami, bo finansuje wojenną machinę Putina. To uniemożliwia przelanie pieniędzy na konta firmy.
Zakończenie współpracy z F1 nie boli jednak Rosjan. Przynajmniej tak wynika z propagandowych przekazów ludzi, którzy liczą na przychylność dyktatora z Kremla. - Ani trochę nie tęsknię za F1. Odeszła, a my możemy tworzyć i promować własne zawody. Mamy tutaj własne, fajne wyścigi. To plus dla wszystkich - powiedział Aleksiej Titow, dyrektor generalny Rosgonki, prorządowej agencji TASS.
Były szef GP Rosji doszedł do wniosku, że kraj wydawał sporo pieniędzy na organizację wyścigu F1, a teraz te środki będzie mógł przeznaczyć na rozwój motorsportu w kraju, co w ostateczności przyniesie większe korzyści państwu.
Podobny przekaz stara się uskuteczniać Aleksandr Tasczin z Match TV. - Nie jest tajemnicą, że w zeszłym roku wiele zagranicznych serii wyścigowych rozwiązało z nami kontrakty. Wierzymy, że miało to nie tylko jakiś tam negatywny skutek, ale też przyniosło pozytywne rzeczy. Dało to duży impuls do rozwoju sportów motorowych w Rosji. Nigdy wcześniej nie pokazywaliśmy takiej liczby rosyjskich serii wyścigowych na naszych antenach - powiedział dyrektor generalny Match TV w zarządzanej przez siebie stacji.
Rosyjskie wyścigi ciekawsze niż F1?
Podczas gdy do niedawna państwowe firmy (VTB, Lukoil, Gazprom) zrzucały się co roku na wysoką opłatę licencyjną za GP Rosji, a zawody od roku 2023 miały być rozgrywane w "mieście Putina" - Sankt Petersburgu, Rosjanie nagle starają się odwracać kota ogonem. Przy każdej nadarzającej się okazji powtarzają, że Formuła 1 w Rosji nie była niczym szczególnym.
- Match TV nie ma już F1, ale wypełniliśmy niszę powstałą po jej odejściu. Jesteśmy zadowoleni z rosyjskich serii wyścigowych, które pokazujemy. Ich rozwój, promocja, zwiększanie oglądalności to praca długoterminowa - oświadczył Tasczin w rozmowie z "Championat".
- Ludzie kochają F1, ale nie od razu zaczęli ją oglądać. Ona stopniowo zyskiwała swoją publikę. Podobnie będzie z wyścigowymi mistrzostwami Rosji. Optymistyczny scenariusz zakłada, że za trzy, może pięć lat będą się cieszyć sporą popularnością. Musimy stopniowo przyzwyczajać odbiorców do takich treści - dodał dyrektor rosyjskiej stacji.
Zdaniem Tasczina, wyścigowe mistrzostwa Rosji są "bardziej interesujące niż F1" i "przynajmniej można je oglądać na torze". - Formuły 1 nie da się obserwować będąc na trybunach - podsumował.
24h Le Mans również na celowniku Rosjan
O chęci utworzenia "rosyjskiej F1" wspominał już w marcu 2022 roku, ledwie kilkanaście dni po rozpoczęciu wojny, Siergiej Sirotkin. Były kierowca Williamsa w ten sposób zareagował na rezygnację z GP Rosji i wyrzucenie Nikity Mazepina z Formuły 1. "Jestem pewien, że teraz nadszedł najlepszy czas, by tworzyć własne serie wyścigowe i mistrzostwa. Nie wpadam w panikę z powodu sankcji. Nie ulegajmy impulsywnym i pochopnym decyzjom. Wyciągajmy za to wnioski i szukajmy rozwiązań" - napisał Sirotkin w mediach społecznościowych.
Rosjanie dali "popis" swoich możliwości pod koniec września 2022 roku, gdy w terminie, w którym miało odbyć się GP Rosji, na torze w Soczi zorganizowano "Festiwal 1". Były to pokazy samochodowe połączone z koncertami muzyków. Nawet rosyjskie media uznały wydarzenie za ogromną klapę.
Część Rosjan wierzy jednak, że wkrótce takie imprezy będą nie tylko konkurencją dla F1, ale też wyścigów długodystansowych, w tym 24h Le Mans. - Możemy organizować własne Le Mans. W tym roku będziemy mieć "Garage Fest" w Sankt Petersburgu. To będzie impreza na najwyższym światowym poziomie. Za kilka lat może urosnąć rangą do 24h Le Mans. Będzie na równi z F1. Mamy wszystko, czego potrzeba - powiedział kierowca Roman Rusinow w Match TV.
Podobnie jak w przypadku "Festiwal 1", wyścigi mają być połączone z koncertami gwiazd rosyjskiej muzyki. Imprezę zaplanowano na 5 i 6 sierpnia, więc już wkrótce przekonamy się, jak Rosjanom idzie z tworzeniem konkurencji dla F1.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Red Bull zadecydował ws. zespołu F1. Orlen będzie zadowolony
- Pieniądze przekonają Hamiltona? Trwa zamieszanie wokół transferu