W Formule 1 bez pieniędzy nie masz większych szans na sukces. Nie w obecnych czasach. Obecnie prym w mistrzostwach wiodą całkiem nieprzypadkowo fabryczne stajnie Mercedesa i Ferrari, które mogą pozwolić sobie na ogromny nakład finansowy jaki zarząd każdego z koncernów zdecydował się przeznaczyć na współzawodnictwo w motosporcie. Inaczej rzecz ma się z prywatnymi zespołami rywalizującymi w mistrzostwach świata, które uzależniają swoje przetrwanie od sponsorów.
Taką ekipą jest od lat brytyjska stajnia należącą do Franka Williamsa. Jeden z trzech najbardziej utytułowanych zespołów w historii F1 świętował w niej dawniej sukcesy zostawiając za plecami potężne marki. W XXI wieku opanowanym przez pieniądze, o podobny wyczyn jest jednak niezmiernie trudno. Williams szuka więc różnych możliwości dofinansowania, by znaleźć kapitał konieczny do szybszego rozwoju.
Całkiem niedawno Williams wydawał się ponownie ugruntowywać swoje miejsce w czołówce. W latach 2014-2015 stajnia z Grove zajmowała trzecie miejsce w mistrzostwach świata, a co istotne nie odbywało się to przy udziale "pay drivera" czyli kierowcy płacącego grube pieniądze za swoje miejsce w zespole. Notabene rok wcześniej, przed awansem na podium MŚ, Williams został sklasyfikowany na 9. pozycji w zestawieniu konstruktorów, mając w składzie Pastora Maldonado, za którym płynęły wenezuelskie petrodolary. Układ nie dawał zespołowi szans na rozwój więc postawiono na inny model.
Przed rokiem Williams zaliczył jednak spadek z 3. na 5. lokatę w rywalizacji zespołowej. Dla stajni z Grove punkty zdobywali wówczas doświadczeni Valtteri Bottas i Felipe Massa. Ten drugi ogłosił zresztą później zakończenie kariery, a na jego miejsce zatrudniono młodego 18-letniego Lance'a Strolla, Kanadyjczyka wspieranego przez ojca miliardera Lawrenca Strolla, który wzbogacił się przez wprowadzenie na rodzimy rynek prestiżowych marek odzieżowych.
ZOBACZ WIDEO Miłka Raulin chce wejść na Mount Everest
Decyzji Williamsa broniły również sukcesy Strolla, który był aktualnym mistrzem Formuły 3, bo taki tytuł wywalczył 2016 roku. Za kierowcą z Kanady szły jednak przede wszystkim ogromne pieniądze dla zespołu. Według szacunków kwota ta sięga aż 30 milionów euro. Stawia to Strolla seniora w czołówce prywatnych inwestorów zasilających budżety teamów Formuły 1.
Jak potężna jest to suma świadczy fakt, że dwaj główni sponsorzy Williamsa - Martini i Rexona wspólnie zasilają budżet podobną kwotą jak Stroll. Czy oznacza jednak to, że Kanadyjczyk zapewnił swojemu synowi miejsce w zespole na lata? Wcale nie. Pieniądze decydują o przetrwaniu w F1 tak samo jak determinują sukcesy w niej. Sukces jest zaś jednocześnie największym magnesem na jeszcze większe pieniądze.
Od kilku tygodni w środowisku spekuluje się o tym, że Williams po sezonie opuści ostatecznie Felipe Massa, który zawiesił swoją pierwotną decyzję o zakończeniu kariery, po tym jak Williamsa na rzecz Mercedesa opuścił Valtteri Bottas. Brazylijczyk zwolniłby w ten sposób najbardziej atrakcyjne miejsce na rynku kierowców. Rynku, na którym być może jest Robert Kubica.
Polak ma już na liczniku znaczącą liczbę kilometrów pokonaną w tym roku w bolidzie Formuły 1. Chce wrócić do sportu po swoim fatalnym wypadku z 2011 roku i mocno wspierało go w tym Renault. Francuski koncern po ostatnich testach na Węgrzech miał jednak wątpliwości czy Kubica jest ostatecznie gotowy do powrotu. Renault pragnęło zorganizować Kubicy kolejne jazdy obecnym bolidem, by dać pełną ocenę jego możliwości. Zabrakło czasu. Koncern był mocno zamieszany w rozstanie McLarena z Hondą i w ostatnim etapie szerokiej układanki zapewnił sobie usługi Carlosa Sainza, o którego miał mocno zabiegać ambasador zespołu - Alain Prost.
Kubica skierował się więc w stronę Williamsa. Brytyjska prasa podała w ostatnich dniach, że zespół będzie starał się o dodatkowe testy dla polskiego kierowcy, które potwierdzą ostatecznie jego zdolność do prowadzenia samochodu F1. Spekulowano nawet, że część kosztów prywatnych jazd bolidem F1 sfinansuje Kubicy Lawrence Stroll, który miałby liczyć w ten sposób na to, iż jego syn zyska startując w jednym zespole u boku takiego fachowca.[nextpage]
Sytuacja może być jednak zgoła inna. Sprzeczne informacje podają bowiem inne dobrze zorientowane media, według których Stroll Kubicy w zespole nie chce, obawiając się o to jak szybko może on zawstydzić jego syna, który nie ukończył nawet 20 lat. Kanadyjczyk jest zaś przekonany, że rzeczone 30 milionów euro jakie trafiło na konto Williamsa, daje mu prawo do decydowania o ważniejszych kwestiach, takich jak obsada drugiego samochodu obok jego syna.
Budżet Williamsa w Formule 1 sięga blisko 200 milionów euro. Szacuje się, że to obecnie szósty wynik wśród wszystkich rywalizujących, lecz niekoniecznie przenosi się on na pozycję zespołu w mistrzostwach świata. Dysponujący prawie dwukrotnie wyższym budżetem McLaren zajmuje aktualnie 9. miejsce w zestawieniu konstruktorów. Przykład teamu z Woking pokazuje zresztą idealnie jak niewielki jest rzeczywisty wpływ pieniędzy Strolla na zespół Williamsa, o czym się tak szeroko pisze.
Kilka dni temu McLaren porzucił intratną umowę z Hondą, która gwarantowała zespołowi darmowe jednostki napędowe i ok. 100 milionów euro rocznie. Wszystko tylko po to, aby zespół kojarzony przede wszystkim z sukcesami w F1, wrócił na swoją dawną pozycję, nawet kosztem znaczącego ograniczenia budżetu, co mogłoby mieć wpływ na rozwój samochodu.
Tyle, że McLaren podobnie jak Williams, ma za sobą coś więcej - nazwę. Tę kojarzą nawet osoby rzadko szukający transmisji z zawodów Formuły 1. To wartość nie do przecenienia. Kasa pompowana przez Strolla w zespół z Grove mogłaby równie szybko zostać zastąpiona przez wkład nowego sponsora tytularnego. Williamsowi brakuje jednak sukcesów. Do tego potrzebna jest rozbudowa bolidu. W tym celu też szeregi teamu zasilił w marcu Paddy Lowe.
Brytyjczyk jest uznawany za jednego z ojców sukcesów Mercedesa w ostatnich latach. Niemiecki zespół nie tylko stworzył bowiem najbardziej konkurencyjny silnik w stawce, ale także konstruował w minionych sezonach najlepsze samochody. Bolid Williamsa na sezon 2017 będzie zaś pierwszym zbudowanym w stu procentach pod batutą Lowe'a.
Gdzie w całej układance miejsce dla Kubicy? A no, wspomniany wcześniej McLaren ma w swoim składzie kierowcę-inżyniera Fernando Alonso. Wyścigowy geniusz oraz osoba, której wiedzę chłonie cały sztab techniczny zespołu z Woking. Lowe w Williamsie póki co ma przy sobie doświadczonego Massę. Co jednak jeśli Brazylijczyk zdecyduje się odejść? Nastoletni Stroll nie zastąpi słynnemu inżynierowi zawodnika, który ma na swoim koncie setki tysięcy kilometrów przejechane w bolidach F1 różnej generacji. Tutaj pada więc nazwisko Kubicy.
Jeśli rzeczywiście Polak w testach potwierdzi swoją gotowość do powrotu, Williams zyska wiedzę większą niż każdy dolar/euro przelane z konta Strolla. Umiejętności Kubicy mogą w krótkim czasie doprowadzić do niezwykłego rozwoju samochodu, a co za tym idzie, zwiększenia potencjału finansowego całego teamu przez: a) pieniądze za wyższą lokatę w MŚ b) pozyskanie nowych sponsorów. O darczyńcach Polaka też warto tutaj pamiętać.
W mediach nie padło oficjalne zapewnienie o wsparciu finansowym dla Kubicy ze strony żadnej z polskich firm. Jako że wszystko obraca się wokół motosportu, wymienia się tu naturalnie polskie petrochemie. Nazwa konkretnej z nich nie ma większego znaczenia, a nawet fakt czy rzeczywiście dojdzie do podpisania umowy. Powrót Kubicy po tragedii jaka spotkała go kilka lat temu, będzie miał bowiem niespotykany ogromny rozgłos. W taką historię może być w stanie zainwestować wielu.
Można tylko przypuszczać, że Kubica sam przyniesie za sobą spory wkład do budżetu Williamsa, który choć nie będzie równał się temu co daje zespołowi Stroll, to jest w stanie zbilansować zyski i straty przy ewentualnej stracie kanadyjskiego kapitału. Miliarder zza oceanu nie stoi więc w pozycji, w której mógłby stawiać warunki zespołowi z podobną historią w F1 co Williams. Stajnia z Grove nie jest ekipą pokroju Caterhama, Marussi czy Spykera o których już dawno w F1 zapomniano. Dla Strolla Kubica może być jednak rzeczywiście problemem z powodu swojej konkurencyjności.
Nie ujmując bowiem nic doświadczonemu Felipe Massie, to Robert Kubica przez swoją determinację do powrotu, wydaje się być kierowcą jeszcze bardziej głodnym osiągania wielkich rezultatów. To źle wróży Lance'owi Strollowi, który przy ewentualnym zatrudnieniu krakowianina, może zacząć wyglądać blado na jego tle. Wtedy rozpocznie się dyskusja o pozostaniu młodziana w ekipie dążącej do większych rzeczy niż tylko walka o 4-5 lokatę w MŚ.
Williams zdaje sobie doskonale sprawę z potencjału Kubicy. Najbliższe testy Polaka z zespołem określą nie tylko jego przyszłość, ale mogą też mieć niebagatelny wpływ na rozwój całego zespołu. Za to pozostaje nam trzymać gorąco kciuki. Robert nie mógł marzyć o lepszym miejscu do powrotu, jak zespół w którym po tytuł mistrzowski sięgali tacy kierowcy jak Alain Prost, Nigel Mansell czy Damon Hill.