W ostatnich miesiącach w Formule 1 doszło do dwóch głośnych transferów związanych z osobami zatrudnionymi w FIA. Jesienią 2017 roku Marcin Budkowski zrezygnował z pracy w federacji, by objąć stanowisko kierownicze w Renault. Teraz podobnie postąpił Laurent Mekies. Zastępca dyrektora wyścigowego od września będzie pracownikiem Ferrari.
Ruch Włochów oburzył pozostałe ekipy z F1, gdyż ostatnio na spotkaniu Grupy Strategicznej zawarto dżentelmeńskie porozumienie. Zgodnie z jego treścią, zespoły miały zatrudniać pracowników FIA po odbyciu przez nich 12-miesięcznego okresu wypowiedzenia. - To coś nielegalnego - tak postępowanie Ferrari ocenił Christian Horner, szef Red Bull Racing.
- Rozumiem dlaczego niektóre zespoły są zdenerwowane. Wydaje mi się jednak, że informacje do których dostęp miał Laurent są mniej wrażliwe od tych, które znał Marcin. Nie słyszałem, aby jakiś zespół narzekał na to. Wprawdzie przeczytałem kilka artykułów na ten temat, ale nikt nie przyszedł do mnie i nie wyraził swojego niezadowolenia - powiedział Charlie Whiting, dyrektor wyścigowy F1.
Brytyjczyk ma jednak świadomość, że sprawa Mekiesa może mieć ciąg dalszy. Francuz ze skutkiem natychmiastowym został odsunięty od funkcji zastępcy dyrektora wyścigowego, ale pracę dla FIA będzie wykonywać jeszcze przez kilka tygodni. Do Ferrari dołączy dopiero we wrześniu. - Może kiedy spotkamy się za kilka tygodni z wszystkimi zespołami, to dyskusja nabierze tempa. Po odejściu Marcina było podobnie. Wtedy zaproponowano pewne wytyczne przy takich sprawach. Nadal pracujemy nad pewnymi zasadami z naszymi prawnikami. Chcemy zobaczyć, co jesteśmy w stanie zrobić, biorąc pod uwagę, że prawo pracy w krajach różni się - dodał Whiting.
Odejście Mekiesa stworzyło jeszcze jeden problem. W federacji nie ma osoby, która byłaby w stanie natychmiast przejąć jego obowiązki jako zastępcy dyrektora wyścigowego. Dlatego przed nadchodzącym weekendem w Australii kilka osób zostało przeszkolonych w tym zakresie.
- Oczywiście, na pewno będziemy szukać nowego pracownika w miejsce Laurenta. To co musimy zrobić w najbliższej przyszłości, to upewnić się, że mamy wystarczająco zabezpieczone pewne kwestie. Inne osoby muszą go zastąpić w tych obowiązkach. W Australii mamy do pomocy wiele lokalnych osób. One są w stanie się zaangażować, jeśli to tylko będzie konieczne. Tak samo było z odejściem Budkowskiego. Znalezienie nowego człowieka w jego miejsce zajęło nam kilka miesięcy, bo chcieliśmy mieć pewność, że dokonujemy słusznego wyboru - zakończył Whiting.
ZOBACZ WIDEO: Mikołaj Sokół: Robert daje z siebie maksimum. Pracy na pewno mu nie zabraknie