Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Robert Kubica zawdzięcza więcej Włochom niż Polsce. Polskie firmy przypomniały sobie o nim dopiero, gdy pojawił się w F1 i stał się jednym z najbardziej rozpoznawanych sportowców w kraju. Wcześniej nikt nie dbał o rozwój jego kariery, trudno też doszukiwać się pomocy ze strony Polskiego Związku Motorowego. Wsparcie ze strony Lotosu czy Orlenu przyszło z kolei w momencie, gdy był już ukształtowanym kierowcą.
To Artur Kubica musiał wydawać swoje pieniądze i zaciągać kredyty, by finansować karierę syna i kolejne starty we Włoszech, gdzie funkcjonuje jedna z lepiej rozwiniętych infrastruktur kartingowych i młodzi kierowcy mają szansę na rozwinięcie skrzydeł.
Czytaj także: Z końca stawki na piąte miejsce. Albon zachwycił w F1
Na pewnym etapie w domu Kubicy zdali sobie sprawę, że jeśli Robert ma zrobić karierę w motorsporcie, to musi opuścić Polskę. I tak zaczął się jego związek z Włochami.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Lewandowski zostaje w Bayernie. "Przeliczył bilans zysków i strat. Ten ruch był najlepszy dla jego kariery"
Traktowany jak swój
Włoscy kibice od lat traktują Kubicę jak swojego kierowcę. Płynnie mówi w ich języku, niektórzy twierdzą nawet, że lepiej niż po polsku. Na dodatek mieszka na stałe w tym kraju i bardzo dobrze zdążył poznać tamtejszą kulturę. Gdy w roku 2006 na Monzy stawał po raz pierwszy na podium F1, otrzymał salwę braw nie mniejszą niż Michael Schumacher z Ferrari.
Podczas gdy Kubica jest notorycznie krytykowany przez brytyjskich dziennikarzy, we Włoszech może liczyć na wsparcie i głos rozsądku. Tylko w ostatnich tygodniach w jego obronie niejednokrotnie stawali Roberto Chinchero, Giorgio Terruzzi czy Franco Nugnes. Ze względu na znaczenie Włochów w padoku F1, głos Chinchero czy Nugnesa jest znacznie bardziej słyszalny niż jakakolwiek wypowiedź z Polski.
- Gdy tylko myślę o Robercie, mam poczucie żalu. Bo tacy jak on pojawiają się raz na jakiś czas. Tymczasem on pokazał, że wola i talent mogą go zabrać wszędzie - pisał w sierpniu Terruzzi w jednym ze swoich felietonów (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Bez Włoch nie byłoby Kubicy w F1
Kubica kształcił się na włoskich torach, co pomogło mu ostatecznie pojawić się w F1. Jednak nawet po feralnym wypadku w Ronde di Andora pomoc nadeszła z półwyspu Apenińskiego. Kilkugodzinną operację, dzięki której udało się uratować rękę Kubicy przeprowadził Mario Igor Rossello. Gdyby nie włoski profesor, Polaka nie byłoby dziś w F1. Być może nawet nie miałby prawej ręki.
Później jego fizjoterapeutą został Francesco Monachino, z którym Kubica nawiązał przyjacielskie relacje. Był nawet obecny na jego ślubie. Jeśli zaś chodzi o kierowców, najbliższe stosunki 34-latka łączą z Kevinem Cecconem oraz Matteo Bobbim. W wyprawach rowerowych najczęściej towarzyszy mu z kolei Alessandro Petacchi. W bliskim otoczeniu Kubicy są sami Włosi, brakuje za to Polaków.
- Bardzo śmieszne - pisał w styczniu 2019 roku Bobbi (czytaj więcej o tym TUTAJ), gdy Paddy Lowe krytykował Kubicę za to, że nie pokazał pełni swoich możliwości podczas testów F1 w Abu Zabi, co zadecydowało o zakontraktowaniu Siergieja Sirotkina.
Bobbi miał też odwagę pisać wprost, że Williams wybrał pieniądze Sirotkina, a nie umiejętności Kubicy, gdy zespół podjął kontrowersyjną decyzję przed sezonem 2018. Stawał się obrońcą i rzecznikiem polskiego kierowcy.
O wysokich notowaniach Kubicy niech też świadczy oferta ze strony Ferrari po sezonie 2018. Włosi kusili Polaka ofertą pracy w symulatorze i kilkoma występami w sesjach treningowych w barwach Haasa czy Alfy Romeo. Włosi i Williams - to jedyne zespoły w stawce, które były gotowe zakontraktować Kubicę w jakiejkolwiek formie na rok 2019.
- Z kim chciałbym stanąć na podium? Bez wątpienia byłby to Kubica, bo jeden z moich najlepszych przyjaciół. Znam go bardzo dobrze i wiele się od niego nauczyłem. Zawsze dużo rozmawiamy o wyścigach. Jestem o dziewięć lat młodszy i nigdy nie rywalizowaliśmy między sobą - mówił ostatnio Cecccon, który rywalizuje w WTCR (wyścigi samochodów turystycznych).
Z ziemi włoskiej do Polski
Kubica ma przy tym świadomość, jak wielu kibiców posiada w Polsce. Nigdy nie powiedział na nich złego słowa. Gdy w tym roku przyjechali na Grand Prix Węgier w liczbie 40-50 tys. sprawili, że kierowca Williamsa mógł się poczuć jakby rywalizował na torze w Polsce, a nie w Budapeszcie. Kubica stanął też w ich obronie, gdy pojawił się artykuł z wypowiedziami George'a Russela na temat hejtu ze strony Polaków.
To głównie dla Kubicy ok. 250 tys. fanów przybyło w ostatni weekend sierpnia do Gdyni, by obejrzeć jego przejazdy samochodem F1. - To coś niesamowitego. Nie można tego porównać do wyścigu F1, bo jednak mamy tutaj przedstawicieli różnych dyscyplin. Organizator wykonał jednak ogrom pracy, by stworzyć ciekawą imprezę i to mu się udało. Chyba nawet wolałbym być po drugiej stronie i podziwiać te pokazy - mówił Kubica o Verva Street Racing.
Czytaj także: Magnussen czeka na zespołowego partnera
Tak samo gorące powitanie z pewnością w najbliższy weekend zgotują mu fani we Włoszech. Kubica jako jeden z nielicznych kierowców w stawce F1 może bowiem powiedzieć, że ma dwie ojczyzny. Dlatego też spora część włoskich kibiców przy okazji Grand Prix na Monzy będzie żałować tego, jak brutalnie los potraktował Polaka w roku 2011.
Bo przecież Kubica miał być kierowcą Ferrari począwszy od sezonu 2012. Włosi, którzy od lat nie potrafią doczekać się zawodnika na topowym poziomie w F1, w końcu mieli mieć "swojego" reprezentanta w walce o czołowe pozycje. Wypadek w Ronde di Andora wszystko zmienił.