Gdy zimą Robert Kubica podpisywał kontrakt z Alfą Romeo, wielu ekspertów chwaliło ten ruch, bo Polak trafiał do zespołu bardziej konkurencyjnego niż Williams. Tak przynajmniej wydawało się w tamtym momencie. Jednak na przestrzeni kilku miesięcy w Formule 1 może się zmienić bardzo wiele.
Kubica za sprawą Alfy Romeo i występów w piątkowych treningach F1 miał zyskać okno wystawowe, dzięki któremu miał pokazać się z dobrej strony i zapracować na powrót do stawki w roku 2021. To mu się udało tylko raz - w lutym, gdy znalazł się na czele jednej z sesji testowych w Barcelonie. Teraz jest znacznie gorzej, a wszystko za sprawą kiepskiej formy ekipy z Hinwil.
Źródło problemów Alfy Romeo
W ciągu kilku miesięcy w F1 może się zmienić wiele. W zeszłym roku Williams nawet nie miał szans na nawiązanie walki z Alfą Romeo, a szwajcarski zespół piął się górę za sprawą inwestycji opłacanych przez Włochów. Nowi pracownicy i nowy symulator były najlepszym tego dowodem. Wydawało się, że Alfa Romeo prędzej gonić będzie gigantów F1, niż spoglądać w dolne rejony tabeli.
ZOBACZ WIDEO: Tenis. Lotos PZT Polish Tour. Paweł Ciaś: Plan? Przygotować się fizycznie
Jednak obecnie Alfa Romeo jest najsłabszym zespołem, jeśli chodzi o tempo kwalifikacyjne. Niewiele lepiej jest w niedzielnych wyścigach. Po pięciu Grand Prix ma na swoim koncie tylko 2 punkty. Przed rokiem po takiej liczbie rund Alfa Romeo miała 13 "oczek" - ponad sześć razy więcej niż obecnie.
Skąd taka zapaść? Czy to Kubica przynosi pecha, jak żartują niektórzy polscy internauci? Nie. Zespół nie poprawił znacząco bolidu, ale za to ma znacznie słabszy silnik. Ferrari musiało przeprojektować swoją jednostkę, po tym jak FIA dopatrzyła się w niej rozwiązań, które łamały regulamin F1. Na przestrzeni kilku miesięcy "serce" bolidu straciło ok. 50-60 koni mechanicznych.
W tym samym czasie Mercedes poprawił swoją maszynę. Dlatego w kwalifikacjach, gdy ekipy korzystają z silników w maksymalnym trybie mocy, George Russell z Williamsa potrafi awansować do Q2, podczas gdy obaj kierowcy Alfy Romeo za każdym razem w roku 2020 odpadali na etapie Q1.
Robert Kubica znów na tyłach
Słabe tempo Alfy Romeo ma wpływ na przyszłość Kubicy. Polaka próżno szukać w spekulacjach transferowych w kontekście sezonu 2021. Nieprzypadkowo Roger Benoit ze szwajcarskiego "Blicka", dobrze znający realia F1 i zespołu z Hinwil, pominął ostatnio krakowianina.
O wyczynie Kubicy z przedsezonowych testów, gdy był na czele stawki F1, niewielu już pamięta. Polak ma już za sobą trzy występy w piątkowych treningach F1 i w żadnym z nich nie błysnął na tyle, by mogły się nim zainteresować inne zespoły. Oczywiście 35-latek błysnąć nie mógł, bo nie pozwala mu na to obecny bolid. Trzeba mieć tego świadomość, zanim zacznie się wylewać na niego wiadro pomyj.
W treningu przed GP Styrii Kubica był 18., przed GP Węgier - 19., przed GP 70-lecia - znów 19. To pozycje identyczne do tych, jakie Polak zajmował w Williamsie. I nawet jeśli sprawdzał w trakcie ich trwania nowe części, pracował na rzecz zespołu, to wynik idzie w świat.
Gdyby Alfa Romeo miała konkurencyjny bolid w sezonie 2020, Kubica mógłby pojawić się w środku stawki raz czy drugi, co automatycznie wywołałoby dyskusje na temat jego przyszłości. Dobrym przykładem może być tutaj Nico Hulkenberg.
Hulkenberg i Perez z większymi szansami niż Kubica
Koronawirus u Sergio Pereza dał szansę Nico Hulkenbergowi. Niemiec po ponad półrocznej przerwie od F1 wskoczył do konkurencyjnego bolidu Racing Point i natychmiast zaczął kręcić przyzwoite czasy. To automatycznie umieściło go w centrum spekulacji transferowych. - Na przestrzeni ostatnich miesięcy wielokrotnie rozmawiałem z szefem Alfy Romeo - wypalił Hulkenberg w podcaście "F1 Nation", stawiając się w roli faworyta do jazdy w tym zespole w sezonie 2021.
- Jest za wcześnie na decyzję. Muszę omówić tę kwestię z akcjonariuszami zespołu - odpowiedział Frederic Vasseur, pytany o szanse na transfer niemieckiego kierowcy.
W padoku F1 coraz więcej osób nie ma wątpliwości, że po sezonie 2020 karierę zakończy Kimi Raikkonen, bo Fin nie ma frajdy z jazdy Alfą Romeo na końcu stawki. Jesteśmy jednak dalecy od realizacji scenariusza, jaki jeszcze zimą kreślili polscy fani Kubicy. Oni głęboko wierzyli, że jeśli tylko Fin powie "pas", to krakowianin z automatu będzie kandydatem numer jeden do jazdy w stajni z Hinwil.
Kubica, aby wrócić do stawki F1 w roku 2019 potrzebował szczęścia i odpowiednich ruchów transferowych na rynku. Teraz mogą one nie ułożył się już tak korzystnie dla niego. Mowa bowiem nie tylko o ewentualnym powrocie Hulkenberga do F1.
Poza Aston Martina wypychany jest Perez, którego sponsorzy mają równie bogaty portfel jak nasz PKN Orlen. W tej chwili Meksykanin też znajduje się przed Kubicą w kolejce po miejsce w Alfie Romeo. Jeszcze parę miesięcy temu mogło się wydawać, że 30-latek nie będzie zagrożeniem dla Polaka. W końcu jego kontrakt z Aston Martinem miał obowiązywać do końca 2022 roku. Jednak jak widać, w F1 niczego nie można być pewnym.
Czytaj także:
Kimi Raikkonen powinien zakończyć karierę
Ferrari chce surowszej kary dla Racing Point