Gdy Liberty Media przejęła Formułę 1, jednym z pierwszych ruchów amerykańskiej firmy było zwrócenie się w kierunku młodszego kibica i powiększenie bazy fanów w Stanach Zjednoczonych. Nowy właściciel F1 uznał, że dokona tego poprzez serial przedstawiający kulisy wyścigów, a za jego realizację wziął się Netflix.
Jak dotąd Netflix zrealizował trzy sezony "Drive to survive". Dokument zbiera pochlebne opinie i spełnił swoją rolę, bo za jego sprawą Formuła 1 dotarła do nowych kibiców. Coraz częściej pojawiają się jednak głosy narzekania ze strony ekip F1.
Jak podaje Formel1.de, mniejszym zespołom nie podoba się sytuacja, w której otrzymują one mniej czasu antenowego niż giganci spod znaku Mercedesa czy Ferrari. Ich zdaniem, "Drive to survive" powinien każdemu poświęcać tyle samo uwagi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: strzał, rykoszet i... przepiękny gol. Ale miał farta!
Dodatkowo Netflix płaci licencję za produkcję serialu F1, a następnie ta rozdziela pieniądze pomiędzy zespoły i tutaj też pojawiają się zgrzyty. Okazuje się bowiem, że z tytułu "Drive to survive" na znacznie wyższe przelewy mogą liczyć Mercedes, Ferrari i Red Bull Racing.
Tymczasem to właśnie mniejsze ekipy chętnie otwierają swoje garaże przed operatorami Netfliksa i pokazują więcej zakulisowych scen, niż giganci F1. Dość powiedzieć, że Mercedes i Ferrari odmówiły udziału w pierwszym sezonie "Drive to survive", bo nie zakładały, że produkcja będzie takim sukcesem. W drugim sezonie Niemcy i Włosi otworzyli garaże przed operatorami jedynie przy wybranych wyścigach.
Formel1.de zwrócił uwagę m.in. na to, że dzięki "Drive to survive" popularność zdobył Gunther Steiner, bo szef Haasa kilkukrotnie został przyłapany na tym, jak używał soczystego języka względem swoich kierowców i krytykował ich za popełnione błędy.
- Powinni nam płacić więcej, skoro tyle później jest o tym w mediach. A tak na poważnie, jest jak jest. Musimy z tym żyć - powiedział Steiner.
Czytaj także:
Były kierowca F1 bliski śmierci z powodu COVID-19
Robert Kubica doczeka się następcy?