To już lawina. Państwowe firmy wstrzymały przelewy na rzecz PKOl, a następnie zaczęły zrywać umowy sponsorskie, które zostały podpisane jeszcze za rządów Zjednoczonej Prawicy. To wymowne, bo Radosław Piesiewicz nie ukrywa swoich związków z Jackiem Sasinem, w przeszłości wpłacał fundusze na Prawo i Sprawiedliwość.
Imperium Piesiewicza wali się jak domek z kart
Od momentu zakończenia igrzysk olimpijskich w Paryżu umowy z PKOl zerwały Polskie Porty Lotnicze, PKP Intercity, Krajowa Grupa Spożywcza i Enea. W czwartek najprawdopodobniej dowiemy się, że podobnie postąpił Tauron. Firma energetyczna ma ogłosić swoją decyzję po godz. 12.00, podczas przedstawiania wyników finansowych za pierwsze półrocze 2024 roku.
Finansowanie PKOl wstrzymał też Orlen. Prezes Ireneusz Fąfara w specjalnym liście do Radosława Piesiewicza stwierdził, że musi mieć pewność, że "każda złotówka przeznaczana na sponsoring jest wydatkowana zgodnie z przeznaczeniem i w słusznym celu". Treść dokumentu ujawnił dziennikarz Mariusz Gierszewski z Radia ZET.
ZOBACZ WIDEO: Czy Fogo Unia zmieni szkoleniowca? Znana przyszłość Rafała Okoniewskiego
11 września minął miesiąc od zakończenia IO 2024. W tym czasie PKOl stracił kilkadziesiąt milionów złotych. Jak poinformowała "Polityka", umowy sponsorskie z państwowymi spółkami warte są aż 86 mln zł. Sam komitet twierdzi jednak, że "wskazana kwota nie jest prawdziwa" i "w znaczny sposób zawyżona".
Komitet nie dopuszcza też do siebie informacji o zakończeniu współpracy z wybranymi sponsorami. - Otrzymaliśmy pismo z Polskich Portów Lotniczych. Jego forma nie wywołuje żadnych skutków prawnych, ponieważ w samej umowie przewidziano konkretne powody jej rozwiązania, a one nie zaistniały - powiedziała PAP rzeczniczka prasowa Katarzyna Kochaniak-Roman.
PKP Intercity zerwało współpracę z PKOl ze względu na utratę zaufania i niezrealizowanie wszystkich świadczeń wskazanych w kontrakcie sponsorskim. Czy Piesiewicz ma jakiegoś asa w rękawie? Czy może dochodzić w sądzie swoich racji i udowadniać, że państwowe spółki nie miały podstaw, by zakończyć sponsoring i w ten sposób wywalczyć kary umowne?
- Nie, nie. Mieliśmy podstawy, by zerwać współpracę z PKOl. Pan prezes może sobie twierdzić, co chce. Ewentualnych procesów się nie boimy - usłyszeliśmy w środę w dwóch firmach, które wypowiedziały umowy komitetowi.
Warto przy tym zaznaczyć, ze igrzyska olimpijskie w Paryżu nie były udane dla Polski, bo wróciliśmy z nich z zaledwie 10 medalami. Był to najgorszy wynik od dekad. Po zakończeniu imprezy dyskusja nie skupia się jednak na słabym wyniku Biało-Czerwonych, a właśnie kwestiach finansowych i wątpliwościach wokół Piesiewicza.
Wątpliwości wokół Piesiewicza i PKOl
Kilka tygodni temu po Warszawie rozniosła się plotka, że Piesiewicz znajduje się na krótkiej liście PiS i może być kandydatem na prezydenta RP w 2025 roku. Prezes PKOl do swoich aspiracji politycznych nie chciał się odnosić, ale jeszcze przed IO 2024 pojawił się na banerach z najlepszymi polskimi sportowcami, co wywołało szereg kontrowersji. Obecnie szanse na jego start w wyborach są równe zeru.
Wystarczy podsumować wydarzenia z ostatnich tygodni. Kontrolę w komitecie rozpoczął prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski (miasto stołeczne sprawuje nadzór prawny nad PKOl, w rozumieniu ustawy Prawo o stowarzyszeniach), a minister sportu Sławomir Nitras ujawnił, że Radosław Piesiewicz jest pierwszym prezesem PKOl, który pobiera wynagrodzenie. Z informacji Radia ZET wynika, że może to być nawet ponad 100 tys. zł miesięcznie.
"Polityka" doniosła, że sowicie opłacani mają być też stronnicy prezesa PKOl - sekretarz generalny Marek Pałus oraz rzeczniczka prasowa Katarzyna Kochaniak-Roman. Z informacji tygodnika wynika, że oboje inkasują ponad 50 tys. zł miesięcznie. "Kwoty wymienione w artykule nie są prawdziwe" - odpowiedział PKOl w oświadczeniu.
Kontrowersje dotyczą też funkcjonowania Domu Polskiego podczas IO 2024. Jego funkcjonowanie pochłonęło 12 mln zł. Zdecydowana część ekspertów uznała to za wydatek zbędny. - Mamy prezesa, który chce mieć wokół siebie dwór i do tego chce chwalić się mocą sprawczą - mówił Robert Korzeniowski w "Fakcie".
Jakby tego było mało, Radio ZET ujawniło, że Piesiewicz wraz z rodziną korzystał z odpraw dla VIP-ów na lotnisku w Warszawie. Wszystko w ramach umowy pomiędzy PKOl a Polskimi Portami Lotniczymi. Prezes komitetu miał skorzystać z tego przywileju aż 35 razy. Korzystanie z lotniskowej strefy VIP kosztuje 1600 zł za pierwszą osobę i 1000 zł za każdą kolejną. Na podobne przywileje nie mogli liczyć... olimpijczycy lecący do Paryża. Tę sprawę Piesiewicz wyjaśniał na antenie TVN24, gdzie przedstawił przelew dowodzący zwrotu środków i przekonywał, że jego żona "nie lata za żadne publiczne pieniądze w salonikach VIP".
PKOl oblężoną twierdzą
Chcieliśmy porozmawiać z Radosławem Piesiewiczem na temat obecnej sytuacji w PKOl i masowym wypowiadaniu umów przez sponsorów, ale prezes nie znalazł czasu, aby odpowiedzieć na nasze pytania. Z opublikowanego w środę komunikatu dowiedzieliśmy się jedynie, że na wszelkie zarzuty odpowie dopiero pod koniec września. Dlaczego dopiero wtedy? Nie wiadomo.
Obecnie PKOl zdaje się być oblężoną twierdzą i odpiera wszelkie zarzuty. Tymczasem 12 października ma się odbyć gala olimpijska. Na niej medaliści z Paryża mają otrzymać ponad 3 mln zł nagród. PKOl, w związku z brakiem przelewów z państwowych spółek, nie ma środków na organizację imprezy. Piesiewicz ani jednak myśli o dymisji, o czym jako pierwszy informował "Przegląd Sportowy Onet".
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty