"Aleksander Doba, polski poszukiwacz przygód, który pływał samotnie kajakiem po Atlantyku, zmarł 22 lutego na szczycie Kilimandżaro w Tanzanii w Afryce. Miał 74 lata. Jego syn Czesław przyznał, że przyczyną zgonu było uduszenie spowodowane obrzękiem płuc" - pisze "The New York Times" (link TUTAJ), jeden z największych amerykańskich dzienników, wychodzący w Nowym Jorku.
Informacje gazety rzucają nowe światło na śmierć wielkiego polskiego podróżnika. Do tej pory media pisały bowiem o przyczynach naturalnych, ale nie wspominano nic o obrzęku płuc.
"Według aktu zgonu wydanego przez Zjednoczoną Republikę Tanzanii, śmierć Aleksandra nastąpiła z przyczyn naturalnych" - przekazał w specjalnym oświadczeniu na swojej stronie internetowej Klub Podróżników Soliści, który zorganizował ostatnią podróż Doby.
Poinformowano, że Aleksander Doba podczas wyprawy nie wykazywał żadnych objawów, które mogłyby wskazywać na problemy zdrowotne. Podróżnik miał być monitorowany przez przewodników oraz przechodzić rutynowe badania, m.in. pomiaru tętna i natlenienia krwi (więcej TUTAJ).
Jerzy Kostrzewa, przewodnik górski z 20-letnim doświadczeniem, otwarcie jednak skrytykował organizatorów. Zasugerował, że mogło dojść do niezachowania staranności w trakcie przygotowań i samego przebiegu wspinaczki na Kilimandżaro.
Zobacz:
Aleksander Doba - samotny człowiek w walce z żywiołem
Wchodził z Aleksandrem Dobą na Kilimandżaro. "Organizacja była najwyższej jakości"