Wypadek Rity Malinkiewicz wstrząsnął nie tylko kolarskim środowiskiem. Przypomnijmy: 1 czerwca w dwie rowerzystki (Ritę oraz żonę jednego ze znanych polskich kolarzy) wjechał samochód osobowy prowadzony przez 58-latkę (TUTAJ więcej szczegółów >>). Obie zawodniczki trafiły do szpitala. Rita Malinkiewicz w ciężkim stanie walczy o życie w Sosnowcu. Została tam przetransportowana helikopterem. Policja prowadzi śledztwo.
Jedna z największych naszych nadziei na sukcesy w kolarstwie szosowym - Marta Lach - zna Ritę od wielu lat. Nic dziwnego. Są koleżankami "zza miedzy". - A właściwie zza pola - mówi zawodniczka zawodowej grupy kolarskiej CCC Liv. - W linii prostej, właśnie przez pola, to nasze domy dzieli około 10 kilometrów. Zdarza się, że jak mamy podobne cele treningowe, to wspólnie jedziemy na trening.
Dziewczyny znają się od lat
Ostatnio razem "kręciły" po szosie 9 maja. Rita Malinkiewicz opublikowała wspólne zdjęcie na Facebooku (z prawej Marta Lach - przyp. red.).
- Znamy się od dawna, bo obie zaczynałyśmy naszą przygodę kolarską w Zatorze - opowiada Lach. - Jeździłyśmy w innych klubach, ale oczywiście spotykałyśmy się na zawodach MTB. Często się mijałyśmy, gdzieś tam na trasach.
Ostatecznie zawodniczki poszły w inną stronę: Lach ściga się na szosie, Malinkiewicz wybrała MTB. To nie zmienia faktu, że część treningów się pokrywa i mogą umawiać się na wspólne zajęcia. - Jak tylko czas pozwala, to dzwonimy do siebie i organizujemy wspólne wyjazdy - tłumaczy Lach.
Cel? Paryż 2024
Lach: - Rita jest pełna energii. Kolarstwo to jej pasja. Uwielbia również gotować. Poza tym jest bardzo zajętą osobą. Studiowała dwa kierunki, pracuje w firmie, która zajmuje się specjalistycznym sprzętem sportowym. Ona nigdy się nie nudzi.
Co ciekawe, dziewczyny mają wspólny cel: igrzyska olimpijskie w Paryżu, w 2024 roku.
- To jest cel, który postawiliśmy sobie na początku wspólnej współpracy (...) I wierzę w to nadal głęboko, że mimo tego makabrycznego wypadku uda nam się to marzenie zrealizować - powiedział nam trener Rity Malinkiewicz, Michał Bogdziewicz.
- W Paryżu wywalczę medal olimpijski, taki założyłam sobie plan - z kolei Lach zdradziła nam to w dużym wywiadzie, który przeprowadziliśmy na początku kwietnia 2020 (TUTAJ przeczytasz całość >>).
- Rita na treningach często krzyczała do mnie: Martusia jedziemy do Paryża, dawaj! - dodaje Lach.
Trzy godzinki w siodle
Zawodniczka CCC z przerażeniem przeczytała o makabrycznym wypadku koleżanki. Nie przerwała jednak treningów. Kolarstwo to jej zawód. Pandemia koronawirusa co prawda zatrzymała na kilka miesięcy sezon, ale już wkrótce peleton wraca na szosę. Lach musi być gotowa do ścigania. Nie może odpuścić.
Codziennie jeździ. W środę (3.06.) rozmawialiśmy telefonicznie tuż przed kolejnym treningiem. - Jadę z bratem, nieco ponad trzy godzinki w siodle, około 100 kilometrów, pojedziemy przez Kocierz (znany z ostatniej edycji Tour de Pologne - przyp. red.), wokół jeziora Żywieckiego - opisuje.
Lach zauważyła dokładnie to, o czym wspomniał trener Malinkiewicz. Po tym, jak większość z nas "zamknęła się" w domach z powodu koronawirusa, na drogach jest jeszcze bardziej niebezpiecznie niż było przed pandemią. - Ludzie świrują - twierdzi Lach. - Nie ma treningu, żeby ktoś mi nie zajechał drogi, żebym nie poczuła na łokciu lusterka, albo karoserii samochodu. Aż strach wyjeżdżać.
"Tolerujmy się, ułatwiajmy sobie życie"
Kierowcy nie potrafią często też oszacować prędkości kolarzy. A oni przecież pędzą w granicach 40 km/h. - Tak, często wyjeżdżają z bocznych dróg, a potem są zaskoczeni, że tak szybko dojechałam i że musiałam hamować, aby nie uderzyć w auto - mówi Lach.
Zawodniczka CCC-Liv jest jednak daleka od zrzucania całej odpowiedzialności na kierowców. - To nie tak, kolarze też nie są święci - przyznaje. - Jeżdżą na przykład środkiem drogi, utrudniają życie kierowcom.
Dlatego... - Szanujmy się, tolerujmy się, ułatwiajmy sobie życie, przecież nikomu nie zależy na kolejnych tragediach. Proszę to napisać, to dla mnie ważne - apeluje.
I dodaje: - proszę też nie osądzać i nie hejtować tej kobiety, która potrąciła Ritę i jej koleżankę. Nie wiemy, co się stało. Może zasłabła za kierownicą? Może był inny powód? Jest wiele sytuacji, gdzie dzieje się coś poza człowiekiem i nic nie można poradzić. Skupmy się na trzymaniu kciuków za poszkodowane dziewczyny. Będzie dobrze! Wierzę w to.