Genialny Stephen Curry. Lider mistrzów NBA robi niesamowite rzeczy

PAP/EPA / JOHN G. MABANGLO / Na zdjęciu: Stephen Curry
PAP/EPA / JOHN G. MABANGLO / Na zdjęciu: Stephen Curry

Stephen Curry znów uratował Golden State Warriors. 34-latek w końcówce meczu był nie do zatrzymania, dał prawdziwy popis.

To znów nie był mecz, który układał się tak, jakby chcieli tego Golden State Warriors. Jeszcze półtorej minuty przed końcem Cleveland Cavaliers prowadzili w San Francisco 98:95 i mieli piłkę. Korzystny wynik dla mistrzów NBA był pod dużym znakiem zapytania. Ale wtedy do akcji wkroczył Stephen Curry.

Gwiazdor Warriors trafił za trzy, a następnie za dwa, wyprowadzając drużynę z Kalifornii na prowadzenie 100:98, aby po chwili znów przymierzyć z dystansu i zadać Cavaliers decydujący cios (103:99).

To była genialna minuta w wykonaniu jednego z najlepszych koszykarzy w historii tej dyscypliny. Curry na finiszu wykonywał jeszcze cztery rzuty wolne, z których trafił dwa, a Warriors triumfowali ostatecznie na własnym parkiecie 106:101, odnosząc drugi z rzędu, a piąty triumf w nowym sezonie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: nagranie wyświetlono ponad 2 mln razy. Co za gest!

Curry w 34 minuty zdobył aż 40 punktów, miał też pięć asyst. Trafił 15 na 23 oddane próby z pola, w tym 6 na 11 za trzy. Zapisał się na kartach historii, został pierwszym zawodnikiem w NBA, który mecz po meczu rzucił minimum 40 "oczek", notując skuteczność na poziomie 65-proc. z minimum pięcioma celnymi rzutami zza łuku. Lider obrońców tytułu w poprzednim spotkaniu zapisał przy swoim nazwisku 47 punktów.

- Skończyły się przymiotniki, które mogłyby opisać grę Stepha - mówił na konferencji prasowej trener Steve Kerr. - Jest niesamowity i robi wielkie rzeczy wieczór po wieczorze. Jest naprawdę w świetnej formie - dodawał.

Jeśli chodzi o Cavaliers, dla których to dopiero czwarta porażka, o triple-double otarł się Donovan Mitchell (29 punktów, 10 zbiórek, dziewięć asyst). Środkowy Evan Mobley miał 20 "oczek" oraz zebrał 13 piłek.

Trwa koszmar Los Angeles Lakers. Drużyna z Miasta Aniołów przegrała już po raz piaty z rzędu, jej bilans 2-10 mówi wszystko. "Jeziorowców" tym razem pokonali Sacramento Kings (120:114), dla których 32 punkty rzucił De'Aaron Fox, a 21 "oczek" i 10 zbiórek miał Domantas Sabonis.

Lakers byli osłabieni brakiem kontuzjowanego LeBrona Jamesa. Podkoszowy Anthony Davis robił, co mógł, zanotował 24 punkty oraz 14 zbiórek, a Russell Westbrook rzucił 21 "oczek" i rozdał 11 kluczowych podań, ale finisz meczu należał do Kings. Wielkie rzuty trafiał wspomniany Fox.

Jayson Tatum nie zwalnia tempa, bardzo dobrze wiedzie się też jego Boston Celtics. Skrzydłowy zaaplikował rywalom 34 punkty, a Bostończycy pokonali w hali TD Garden Denver Nuggets 131:112, notując piąty z rzędu, a w sumie już dziewiąty sukces w sezonie.

Wyniki:

Boston Celtics - Denver Nuggets 131:112 (33:25, 33:32, 31:34, 34:21)
(Tatum 34, Brown 25, Horford 21 - Jokić 29, Brown 16, Caldwell-Pope 15)

Orlando Magic - Phoenix Suns 114:97 (30:23, 28:29, 29:22, 27:23)
(Carter Jr. 20, Wagner 17, Suggs 16 - Payne 22, Booker 17, Ayton 14)

New York Knicks - Detroit Pistons 121:112 (30:26, 38:32, 26:22, 27:32)
(Barrett 30, Brunson 26, Randle 21 - Bogdanović 25, Burks 17, Diallo 13, Stewart 13)

Oklahoma City Thunder - Toronto Raptors 132:113 (29:24, 41:32, 36:29, 26:28)
(Omoruyi 22, Gilgeous-Alexander 20, Wiggins 17 - Boucher 20, Barnes 15, VanVleet 15)

San Antonio Spurs - Milwaukee Bucks 111:93 (31:27, 23:19, 29:30, 28:17)
(Johnson 29, Vassell 22, Poeltl 15 - Carter 21, Lopez 19, Portis 16)

Memphis Grizzlies - Minnesota Timberwolves 114:103 (33:30, 39:33, 24:21, 18:19)
(Morant 28, Bane 24, Brooks 21 - Edwards 28, McDaniels 15, Gobert 15, Towns 13)

Los Angeles Lakers - Sacramento Kings 114:120 (23:23, 37:33, 28:31, 26:33)
(Davis 24, Westbrook 21, Reaves 19 - Fox 32, Sabonis 21, Huerter 16)

Golden State Warriors - Cleveland Cavaliers 106:101 (25:25, 23:27, 26:25, 32:24)
(Curry 40, Wiggins 20, Poole 18 - Mitchell 29, Mobley 20, Gerland 15)

Czytaj także: Euroliga. W drugiej kwarcie zapomniały o obronie. Konsekwencje były bolesne
Czytaj także: Nets zdecydowali. Wiadomo, kto zastąpi Steve'a Nasha

Komentarze (0)