Victor Sanders: Nie myślę o sobie

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Victor Sanders
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Victor Sanders

Victor Sanders to jeden z tych koszykarzy, na których patrzy się z ogromną przyjemnością. Amerykanin ma duży pakiet zagrań w ofensywie, swoimi akcjami potrafi poderwać z krzeseł nawet największych malkontentów. O sobie mówi jednak bardzo skromnie.

W środowisku mówi się, że czas play-off to czas weryfikacji nie tylko umiejętności, ale też odporności mentalnej. Kto tu nie zawiedzie, ten ma szansę na dużą podwyżkę w kolejnym sezonie. Do tego grona bardzo mocno aspiruje Victor Sanders, który do Anwilu Włocławek trafił w trakcie rozgrywek, w miejsce słabo spisującego się Josha Bostica. To był prawdziwy strzał w dziesiątkę!

Amerykanin szybko zaskarbił sobie przychylność wymagającej, włocławskiej publiczności. Potrafi "grać z kibicami", czerpać wielką energię z ich dopingu. To gracz, który potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność w trudnych momentach, nie boi się ryzykownych decyzji, które często przynoszą dużą korzyść. To efektownie grający koszykarz, który ma ten pozytywny "pierwiastek szaleństwa".

- To unikatowy zawodnik. On bardzo ciężko trenuje, na co dzień ćwiczy te rzuty, które później bierze w meczu. Dlatego nie jestem zaskoczony, że później te rzuty wpadają. To nie jest przypadek. Sanders jest graczem świetnie wyszkolonym - nie ukrywa Przemysław Frasunkiewicz, trener Anwilu Włocławek.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pamiętacie ją? 40-latka błyszczała w Madrycie

- To bardzo pracowity i zespołowy zawodnik. Nie forsuje gry pod siebie, dobrze się z nim współpracuje. Myślę, że będzie dużym wzmocnieniem naszej defensywy. Potrafi się dobrze komunikować, bronić zawodników 1na1. Pozytywna postać w szatni i poza boiskiem - dodaje Kamil Łączyński, kapitan włocławskiej drużyny.

Sanders zrobił wielkie show w meczu, który był o "być albo nie być" dla Anwilu Włocławek w rozgrywkach Energa Basket Ligi. Amerykanin był rewelacyjnie przygotowany do spotkania pod względem mentalnym, od samego początku był bardzo skoncentrowany na zadaniu: czyli przedłużeniu serii z Kingiem Szczecin. Już w samej pierwszej kwarcie zdobył 15 punktów, tyle samo co... rywale! Koszykarz był nie do zatrzymania, zdobywał punkty na różne sposoby, raz po raz oszukując obronę rywali.

Swoimi zagraniami potrafił poderwać z krzesełek nawet największych malkontentów. O swoim występie mówi jednak bardzo skromnie. Docenia klasę rywali, dziękuję też trenerowi i kolegom za zaufanie. Mało mówi o sobie.

- Pierwsza kwarta? To był mój moment. Czułem się znakomicie, też ze względu na to, że miałem świadomość faktu, że koledzy i trenerzy wierzyli mnie, dali mi 100 procentowe zaufanie - komentuje.

- Prawda jest taka, że my już od dłuższego czasu gramy z nożem na gardle. Wiele meczów było dla nas jak o życie, o "być albo nie być". Dla nas nie jest to nic wyjątkowego. Jesteśmy zaprawieni w bojach - uśmiecha się.

- Wygraliśmy FIBA Europe Cup, ale my wciąż jesteśmy głodni kolejnych sukcesów. Nie jesteśmy najedzeni, dlatego tak bardzo zależy na wygraniu tej serii i awansie do strefy medalowej - zaznacza.

Koszykarz sporo mówi o kolegach i trenerze Frasunkiewiczu, z którym nadaje na tych samych falach. Sam szkoleniowiec Anwilu mówi o nim, że to gracz, którego świetnie się prowadzi. Używa amerykańskiego określenia: "coachable". Co na to Sanders?

- Nadajemy na tych samych falach. Świetnie nam się układa ta współpraca, jestem z niej bardzo zadowolony. Robię wszystko, by drużyna wygrywała mecze. Nie myślę o sobie, a całym zespole. Nie mam ego. Jeśli trener mnie ściąga z boiska, to schodzę. Nie wymachuję rękoma z niezadowolenia. Nie jestem wtedy zły. Siadam na ławce i wspieram kolegów. Nie mam z tym żadnego problemu - podkreśla.

- Czuję wolność i ogromną radość z gry w koszykówkę. Wiem, że trener i koledzy z zespołu mi ufają. To są kluczowe aspekty do tego, by pokazać swoją najlepszą twarz na parkiecie - zaznacza.

Ostatecznie Amerykanin zakończył niedzielne spotkanie z dorobkiem 23 punktów, trzech asyst i dwóch zbiórek. Wykorzystał 8 z 15 rzutów z gry. Zapewnił Rottweilerom wyjazd do Szczecina. Tam jednak łatwo nie będzie, bo King to bardzo jakościowy i fizyczny zespół.

- To bardzo atletyczny i wymagający rywal, który wysoko zawiesił nam poprzeczkę w tej serii. King ma mnóstwo utalentowanych zawodników, którzy w każdym momencie potrafią włączyć się do gry i dać coś extra zespołowi. Trudno ich wszystkich powstrzymać, ale robimy, co w naszej mocy, by jak najmocniej utrudnić im życie - komentuje.

Decydujące o awansie spotkanie rozegrane zostanie w środę (początek 20:00). Na triumfatora z tej pary czeka już BM Stal Ostrów Wielkopolski, która w ćwierćfinale ograła Grupa Sierleccy Czarnych Słupsk.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Andrzej Pluta, syn legendy: Zabrać od taty rzut
Mantas Cesnauskis: 6. miejsce? Sukces bez szastania kasą
Michał Michalak: Być najlepszą wersją siebie [WYWIAD]
Norik Koczarian, trener mentalny: Zamykanie rozdziałów i krótka pamięć

Komentarze (0)