Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Po ogłoszeniu transferu do Kinga Szczecin w przestrzeni medialnej pojawiły się takie komentarze, że Michał Nowakowski jest najemnikiem. Czy takie opinie zabolały?
Michał Nowakowski, koszykarz Kinga Szczecin, były gracz Anwilu Włocławek: Nie zabolały mnie, bo nie zwracam uwagi na takie opinie. Ludzie mówią i piszą to, co im się wydaje. Takie jest ich prawo. Wiem, ile ciężkiej pracy włożyłem w ostatnich 14 miesiącach, gdy byłem zawodnikiem Anwilu. Wiem, ile zrobiłem dobrego dla klubu z Włocławka. Razem zdobyliśmy trzy medale: brązowy w PLK i dwa złote w rozgrywkach międzynarodowych: ENBL i FIBA Europe Cup. Myślę, że pozostawiłem po sobie dobre wrażenie na parkiecie.
Powtórzę pytanie: czy Michał Nowakowski jest najemnikiem?
Każdy z nas, koszykarzy, jest poniekąd najemnikiem. Powiedzmy sobie wprost: ze świecą trzeba szukać graczy, którzy przez całą karierę grają w jednym klubie. Ostatnio coraz częstsza jest praktyka, że zawodnicy co rok zmieniają miejsca pracy. Tak wygląda ten biznes. Choć nie ukrywam, że gdybym mógł, to grałbym w jednym klubie przez całą karierę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Dzieci Kardashian oszalały. Gwiazdor spełnił ich marzenie
I tym klubem mógłby być Anwil Włocławek.
Tak. Niestety tak potoczyła się moja kariera sportowa, że tym klubem nie był Anwil Włocławek przez całe życie. Grałem w kilku miejscach w Polsce.
Zapytałem, bo z tego co wiem, to mocno sobie cenisz włocławskie środowisko i klimat wokół tego klubu. To prawda?
Tak. Uważam, że we Włocławku jest straszny boom na koszykówkę. Bardzo fajnie gra się dla tak żywiołowej publiczności. Teraz pracowałem pod wodzą trenera Frasunkiewicza, który dwukrotnie skomponował bardzo ciekawe zespoły. Za każdym razem kończyliśmy sezon z sukcesem. Najpierw był to brązowy medal i ENBL, a później FIBA Europe Cup. To jest bardzo dobre miejsce do grania w koszykówkę.
Kończąc wątek "bycia najemnikiem". Myślę, że nie wszyscy rozumieją fakt, że granie w koszykówkę to zawód, za który zawodnicy chcą pobierać jak największe pieniądze. To całkowicie normalne, zwłaszcza, że życie koszykarza też nie trwa wiecznie.
Tak. Myślę, że część kibiców patrzy na tę kwestię zbyt idealistycznie. Na zasadzie: "jeśli przychodzisz np. do takiego klubu jak Anwil, to musisz być w nim za wszelką cenę". Zgodzę się z tym, że w Anwilu jest wszystko dopięte na ostatni guzik, klub jest świetnie zorganizowany, a dla takich kibiców gra się super. Tyle tylko, że nie wszystko zależy od nas.
Czy miałeś konkretną ofertę z Anwilu Włocławek na kolejny sezon?
Rozmawiałem w czerwcu z trenerem Przemysławem Frasunkiewiczem na temat dalszej współpracy w Anwilu Włocławek. Wtedy usłyszałem: "Michał, widzę cię w składzie". To były bardzo pocieszające słowa, bo nie ukrywam, że widziałem siebie dalej w Anwilu. Finalnie jednak nie otrzymałem żadnej konkretnej oferty ze strony włocławskiego klubu. To było dla mnie dużym zaskoczeniem. Nieprzyjemne uczucie, bo Anwil - na mojej liście - był na samym szczycie. Chciałem tam grać, ale nie wyszło. Chciałbym też powiedzieć jedną ważną rzecz.
Proszę bardzo.
Nie ma między mną a trenerem Frasunkiewiczem żadnej złej krwi. Pomógł mi w karierze, dzięki pracy z nim stałem się lepszym koszykarzem. Rozwinąłem się pod jego wodzą jako koszykarz na pozycji numer "3". Stałem się bardziej uniwersalnym zawodnikiem. Dziękuję mu za to. Jestem otwarty na dalszą współpracę. Na pewno gdy zadzwonił, to odbiorę i porozmawiamy.
Jak było z Kingiem Szczecin?
Po braku oferty ze strony Anwilu, szybko wziąłem się do pracy. Sam odezwałem się do Kinga Szczecin i rozmowy potoczyły się błyskawicznie.
To był mocno zaskakujący ruch, bo wcześniej twoje nazwisko w ogóle nie było łączone z Kingiem Szczecin. "Ten transfer wszystkich zaskoczył" - napisałem w tekście.
Mam nadzieję, że zaskoczył pozytywnie, ale to będzie musiał udowodnić na parkiecie podczas meczów w Orlen Basket Lidze i w Basketball Champions League. Chcę pokazać, że trener Miłoszewski zrobił dobrze, że postawił właśnie na mnie.
Jak w ogóle doszło do kontaktu z trenerem Miłoszewskim?
Sytuacja jest nieco zabawna. Trener Miłoszewski udzielił wywiadu portalowi WP SportoweFakty, w którym przyznał, że szuka Polaków, wymieniając m.in. moje nazwisko. "Potrzebujemy graczy ambitnych, którzy chcą wygrywać, a dopiero później patrzą na finanse". Gdy skończyłem ten wywiad, to od razu wykonałem telefon do trenera Miłoszewskiego.
I co mu powiedziałeś?
"Trenerze, w tym wywiadzie chyba mówiłeś o mnie. Nadal jestem głodny gry i dalszych sukcesów, a u ciebie mógłbym się dalej rozwinąć i wiele osiągnąć".
Jak zareagował trener Miłoszewski?
Uśmiechnął się, zaczął żartować w swoim stylu. Zapytał mnie: "a co jeszcze mówiłem?" Próbował mnie sprawdzić, ale byłem przygotowany. Przeanalizowałem ten wywiad. Trener finalnie chyba uznał, że mam rację, bo do podpisania kontraktu doszło dość szybko. Chciałbym podziękować trenerowi i prezesowi Królowi, bo rozmowy były konkretne i bardzo merytoryczne. W ciągu kilku dni załatwiliśmy wszystkie formalności. Wracam do Kinga po sześciu latach. Mam bardzo dobre wspomnienia. Organizacja klubu jest na wysokim poziomie, prezes Król dba o wszystko. Nigdy nie było żadnych problemów. Kontrakt w Kingu jest wyróżnieniem.
Dlaczego?
To mistrz Polski, który zagra w renomowanych rozgrywkach BCL. Nie mogę się doczekać, jestem gotowy na to wyzwanie. King ma w swoich szeregach trenera MVP, zawodnika MVP. Inni gracze też zostali, co o czymś świadczy.
Doszło do pewnego rodzaju wymiany na linii Nowakowski - Kostrzewski.
I to już nie pierwszy raz! Kiedyś taka sytuacja miała już miejsce. Po zdobyciu mistrzostwa Polski z Anwilem nie otrzymałem propozycji przedłużenia kontraktu, a w moje miejsce wskoczył Mateusz Kostrzewski z BM Stali. Ja z kolei podpisałem finalnie umowę w Ostrowie Wielkopolskim.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Sebastian Kowalczyk: Słodko-gorzki smak. Sportowo zyskałem [WYWIAD]
- Tyle Zastal ma wydać na zawodników. Ważne słowa właściciela: będą zmiany w klubie
- Andrzej Pluta: Odrzuciłem ofertę Arki [WYWIAD]