Koniec fantastycznej serii Anwilu. "Rottweilery" rozpoczęły obecne rozgrywki Orlen Basket Ligi od 13 zwycięstw z rzędu. We wtorek włocławianie nie dali jednak rady ograć we własnej hali Legii, przegrali 74:76, a licznik został skasowany.
Więcej o meczu przeczytasz tutaj -->> Co za końcówka w meczu Anwilu z Legią!
Anwil miał szansę odwrócić losy pojedynku. Przy stanie 71:73 trójkę wziął na siebie Victor Sanders. Gwiazdor "Rottweilerów" do tego czasu miał 6/8 zza łuku.
Tym razem jednak piłka do kosza nie powędrowała. Co więcej. Sędziowie zdecydowali się odgwizdać mu przewinienie, gdy kolejny raz - w swoim stylu - "wyrzucił nogi" do przodu kopiąc obrońcę.
Amerykanin był wściekły i długo nie mógł pogodzić się z taką decyzją arbitrów, za co potem otrzymał jeszcze przewinienie techniczne (powędrowało na konto ławki, gdyż sam miał już pięć przewinień). Całe spotkanie miał jednak udane. Zaliczył 24 punkty, pięć asyst i trzy przechwyty.
- Wielu próbuje go zatrzymać i rzadko komu się udaje. Trzeba mieć dużo szacunku do tego zawodnika, bo potrafi grać w koszykówkę. Ktoś może lubić jego styl lub nie, ale to gracz, który może odmienić drużynę, mecz - przyznał trener Legii Wojciech Kamiński.
Wreszcie!
Legia we Włocławku pokazała, że nadal mierzy wysoko w obecnych rozgrywkach. W końcu wygrała spotkanie z topowym rywalem. Takim, który patrzy na sam szczyt. To może tylko i wyłącznie dać nowej energii.
Czy w ostatnim czasie coś zmieniło się w grze stołecznej ekipy, która do tej pory w naszej lidze grała mocno w kratkę? - To nie jest tak, że nagle zrobiliśmy coś niesamowitego. Cieszę się, że wykorzystaliśmy swoją szansę - stwierdził Kamiński.
Dodał przy okazji, że jego podopieczni popełnili kilka błędów, których Anwil zazwyczaj nie wybacza, ale mimo wszystko udało się wynik przechylić na swoją korzyść. - Zachowaliśmy więcej zimnej krwi - rzucił.
Kamiński zwycięstwem we Włocławku poprawił - już i tak znakomity - bilans w starciach z drużynami prowadzonymi przez Przemysława Frasunkiewicza. Wtorkowy pojedynek był ich 15. w historii. Jak podaje Puls Basketu 11 z nich zakończyło się po myśli aktualnego trenera Legii.
To było kluczowe
Legii w metamorfozie miała pomóc przerwa. Konkretnie chodziło o 10 dni, jakie minęły od wcześniejszego występu. Jeżeli bowiem chodzi o pozostałe rzeczy, to nic nie uległo zmianie. - Nie zrobiliśmy wielkich rzeczy, ale był czas żeby odpocząć i przypomnieć sobie założenia - skomentował "Kamyk".
Patrząc jednak na to, co działo się we włocławskiej Hali Mistrzów w oczy rzucił się pewien szczegół. Mianowicie brak Christiana Vitala w pierwszej piątce. Co do jego gry było wiele zastrzeżeń. Zwłaszcza o forsowanie swoich rzutów i generalnie gry pod siebie.
Wielu postawiło już na nim krzyżyk. Amerykański łowca punktów przeciwko Anwilowi spędził jednak w grze 26 minut i - pomimo fatalnej skuteczności rzutów z gry (4/16) - uzbierał 26 punktów, co dało mu miano najskuteczniejszego gracza meczu.
Wszystko to przez znakomity procent na linii rzutów wolnych (16/18 w tym elemencie), którymi przypieczętował triumf Legii. Czy Kamiński zmienił taktykę i specjalnie posadził go na ławce? Chciał mu dać do myślenia?
Nic z tych rzeczy. - Christian miał po ostatnim meczu lekką kontuzję. Wrócił trzy dni przed świętami - uciął krótko wszystkie spekulacje.
Legia po zwycięstwie we Włocławku ma na swoim koncie 8 triumfów i 6 porażek. W ostatniej serii pierwszej rundy - we własnej hali - zmierzy się z drużyną Polski Cukier Start Lublin. Rywale mają dokładnie taki sam bilans, a walka toczyć będzie się o udział w turnieju finałowym Pucharu Polski.
Krzysztof Kaczmarczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Ziścił się koszmar Detroit Pistons. Pobili niechlubny rekord w NBA
Mocne stanowisko trenera Sochana. "Regularność albo zmiany w składzie"