Było jasne, że starcie z reprezentacją Bahamów - w składzie której są gracze z NBA, jak DeAndre Ayton, Buddy Hield i Eric Gordon - nie będzie łatwe. Walka była, ale to rywal cieszył się z sukcesu (więcej -->> TUTAJ) i jest już pewny awansu do półfinału z pierwszego miejsca w grupie.
Biało-Czerwoni źle weszli w mecz, co okazało się kosztowne i w sumie decydujące. Rywale rozpoczęli od serii czterech trójek (8/13 z dystansu w pierwszej połowie) i szybko wypracowali sobie dwucyfrową przewagę. Rekordowo w meczu wynosiła ona 19 oczek.
- Na początku meczu brakowało nam płynności w grze. Co ciekawe, zazwyczaj nie wynikało to z błędnych założeń, lecz złych decyzji poszczególnych graczy. A to ktoś się spóźnił o tempo z podaniem, a to ktoś za szybko postawił zasłonę - takie małe rzeczy. Kosztowały nas wiele - przyznał Michał Sokołowski w rozmowie z super-basket.pl.
W ofensywie mało co funkcjonowało tak, jak powinno. Małe detale sprawiały, że rywale mogli przybijać piątki za kolejne dobre akcje w obronie.
"Sokół" zdradził, że brakowało odpowiedniego timingu. I to pomiędzy wszystkimi zawodnikami. Nawet tymi, którzy w kadrze grają od lat i są głównymi jej postaciami. - Do nieporozumień dochodziło w akcjach między mną, Olkiem Balcerowskim czy Mateuszem Ponitką, a przecież gramy ze sobą już naprawdę długo - przyznał.
Innym mankamentem w jego ocenie był zbiórka, która przeważyła. - Rywale mieli aż 13 zbiórek w ataku. Już do przerwy po nich zdobyli aż 13 punktów. Daliśmy im w tym względzie zdecydowanie zbyt wiele - zauważył.
Nawet jednak pomimo tych wszystkich problemów, szalona pogoń w końcówce mogła odwrócić losy tego starcia. Rywal był na dystans dwóch posiadań piłki. Wtedy pojawiły się kosztowne błędy własne, z których koszykarze Bahamów korzystali bezwzględnie zamykając pojedynek.
- Dochodząc rywala, sprezentowaliśmy głupi faul w momencie, gdy mieliśmy już przekroczony limit fauli. Po chwili to powtórzyliśmy, prezentując łącznie cztery punkty. Szkolny błąd. Nie mam właściwie pojęcia z czego wynikał - zakończył.
Po porażce z Bahamami sytuacja jest jasna - jeżeli reprezentacja Polski chce pojechać na igrzyska, nie może już w Walencji (gdzie rozgrywany jest turniej kwalifikacyjny) przegrać. Już w czwartkowy wieczór (4 lipca) o godz. 20:30 o awans do półfinału zagra z Finlandią (tekstowa relacja "na żywo" na WP SportoweFakty -->> TUTAJ).
Co dalej? W przypadku zwycięstwa w sobotę (6 lipca) zagra w półfinale, gdzie czeka już Hiszpania. Dodajmy, że do Paryża poleci tylko triumfator turnieju.
Krzysztof Kaczmarczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
"Bahamy nas ukarały". Trener Polaków skomentował porażkę w walce o igrzyska
Fani w Polsce mają nowego idola. "Ja mu współczuję"
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poszła na plażę o 8 rano. Co za zdjęcia!