Tadeusz Aleksandrowicz (trener Spójni): Myślę, że dwa oblicza miał ten mecz. Myśmy na początku dobrze grali, później nie trafiliśmy, jak nie sześć, to pięć rzutów na pewno po kolei. Mogę mieć jedynie pretensje do swojego zespołu, że jak nie wychodziło, to "pękliśmy" i nie wracaliśmy do obrony. Nie trzeba się przejmować tym, że się nie trafia. To jest jeszcze w głowach i charakterze graczy, że gdzieś opuszczą ręce. Próbowaliśmy za trzy punkty, a nie potrafiliśmy wejść pod kosz. Wystarczyło wybronić, dwa-trzy razy dobrze wrócić. Dużo zależy od "jedynek". W końcówce zanotowaliśmy dwie proste straty. Mecz mógł się podobać kibicom, choć nam na pewno nie, bo co to za różnica, czy się przegrywa dwoma, czy dwudziestoma, jak dwa punkty uciekają. Nie mogę mieć żalu do swoich zawodników. Jestem dobrej myśli.
Mariusz Karol (trener Rosy): Cieszymy się ze zwycięstwa, choć muszę powiedzieć, że bardzo obawiałem się tego spotkania. Gdy jeszcze nie pracowałem w Rosie, to miałem okazję oglądać wszystkie mecze pierwszej ligi rozgrywane w Gdyni. Ze wszystkich zespołów, które tam przyjeżdżały, największe wrażenie zrobiła na mnie właśnie Spójnia. W dzisiejszym meczu w pewnym momencie doszło u nas do wymuszonej zmiany, co spowodowało załamanie gry. Dobrze, że udało nam się wrócić do gry. Spotkanie mogło się podobać kibicom. Tak jak mówiłem, cieszymy się z wygranej, ale wciąż robimy proste straty, popełniamy błędy. Przed nami jeszcze dużo pracy.
Paweł Wiekiera (zawodnik Rosy): Te dwa punkty były nam bardzo potrzebne. W pierwszej połowie prezentowaliśmy się fatalnie na tablicach. Później jednak rywale byli zaskoczeni posunięciem trenera Karola, który zdecydował się grać na czterech "małych". To się opłaciło i dlatego wygraliśmy. Tak jak jednak mówi trener, przed nami dużo pracy, aby poprawić grę.