To spotkanie mogło być przysłowiowym gwoździem do trumny Anwilu Włocławek, ale ostatecznie okazało się przedłużeniem nadziei na awans do górnej szóstki, o którą walczy obecnie siedem zespołów.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo ten mecz, to zwycięstwo w pewnym stopniu przybliżyło nas do szóstki, która jest naszym celem numer jeden. W tej chwili mamy ten sam bilans, co AZS Koszalin i Energa Czarni Słupsk i to jest w tej chwili dla nas najważniejsze - mówił po ostatniej syrenie Przemysław Frasunkiewicz.
Polski skrzydłowy nie grał w ostatnim spotkaniu przeciwko Stelmetowi Zielona Góra, ale w starciu z PGE Turowem Zgorzelec ponownie pojawił się na parkiecie, wracając momentami nawet do swojej poprzedniej pozycji niskiego skrzydłowego. Ogółem przebywał na parkiecie przez 24 minuty, w trakcie których rzucił 10 oczek.
To on, wespół z Nikolą Jovanoviciem (15 punktów, siedem zbiórek), dał największe wsparcie z ławki rezerwowych. - Można powiedzieć, że każdy z nas dołożył dzisiaj swoją cegiełkę do ogólnego zwycięstwa, bo jako zespół zaprezentowaliśmy się naprawdę nieźle. Na początku mieliśmy co prawda trochę problemów w obronie, ale z minuty na minutę prezentowaliśmy się coraz lepiej w tym elemencie - komentował Frasunkiewicz.
Skrzydłowy Anwilu, poza grą w ataku, miał w drugiej połowie również inne zadanie - bronić przeciwko Ivanowi Opacakowi, który w pierwszej części meczu zdobył 22 punkty. Po zmianie stron Chorwat dołożył tylko cztery. - Ktoś te punkty dla nich musiał zdobywać, bo nasze założenia były takie by maksymalnie utrudnić grę w ataku Aaronowi Celowi i Michałowi Chylińskiemu. I to nam się udało w stu procentach - dodał doświadczony zawodnik.