Wiślaczki początek spotkania mogły zaliczyć jak najbardziej do udanych. Mimo oporu rywalek potrafiły zaznaczyć swoją wyższość i po kilku chwilach szczyciły się prowadzeniem 7:0. Widać było, iż wreszcie myślą o taktyce. Punkty zdobywała bowiem nie tylko Tina Charles, ale również pozostałe dziewczyny, które, co warte podkreślenia, otrzymywały od niej liczne podania.
Potem Czeszki trochę się otrząsnęły i stwarzały większe zagrożenie za sprawą m in. Aleny Hanusovej. Niemniej faworytki publiki zgromadzonej w hali przy ulicy Reymonta kontrolowały sytuację. Stosowały różnorodne warianty gry w ofensywie i wcale nie tak prosto przychodziło rozszyfrowanie ich zamiarów. Poza tym bardzo poprawnie funkcjonowała defensywa, a wynik 23:15, jaki brzmiał po pierwszej kwarcie mówił za siebie.
W drugiej odsłonie podopieczne Jose Ignacio Hernandeza dalej systematycznie wcielały w życie przedmeczowe założenia. Owszem, momentami przesadzały z nonszalancją i notowały niepotrzebne straty, jednak generalnie prezentowały się co najmniej dobrze. Zaimponowała także Katarzyna Krężel. Polka zwykle spędzała większą cześć spotkań wśród rezerwowych, lecz tym razem dostała szansę, wykorzystując ją fantastycznie. Tradycyjnie kawał pożytecznej roboty wykonywała mistrzyni olimpijska - Charles. Amerykanka może nie popisywała się skutecznością jak zwykle i nawet złapała faul techniczny (czym notabene w połowie powtórzyła wyczyn z ostatniego meczu ligowego), ale przy zbiórkach nie miała sobie równych. Dzięki niej oraz staraniom reszty zawodniczek Wisła wygrywała po 20 minutach 39:24, co dawało komfort wobec dalszej części rywalizacji.
Zmiana stron nie wniosła znaczącej korekty do scenariusza. Obrończynie tytułu FGE posiadały inicjatywę i choć w pewnym stopniu zwolniły tempo to ogólny bilans nie uległ wcale zmniejszeniu. Za motor napędowy teamu uchodziła Alana Beard. Eks-koszykarka Lotosu Gdynia harowała zarówno na własnej połowie, jak i pod tablicą rywala, niejednokrotnie dyrygując poczynaniami koleżanek, niczym klasowy lider. Przyjezdne zaś nie potrafiły znaleźć skutecznego sposobu, by seryjnie zaskakiwać defensywę Białej Gwiazdy. Ta ostatnia kapitulowała stosunkowo rzadko, w związku z czym istniały ogromne nadzieje, że zwycięstwo padnie jej łupem. Zwłaszcza, iż przed decydującą batalią posiadała dwadzieścia "oczek" zaliczki.
Jedyną kwestią wymagającą poprawy we wspomnianym względzie było odcinanie obwodowych od rzutów z dystansu. Przeciwniczki parokrotnie zaskoczyły właśnie trafieniami za trzy, więc krakowianki musiały tutaj bardziej się skoncentrować, by utrzymać względny spokój.
Tak też uczyniły. Ostatnie fragmenty w pełni udokumentowały przewagę klubu ze stolicy Małopolski. Pewnie zmierzał on po upragniony komplet punktów i nie oglądał się specjalnie na oponenta. De facto każdy wypatrywał finiszu, który nadchodził wielkimi krokami. W międzyczasie jeszcze pozytywną kartę zapisała Justyna Żurowska, przytomnie wynajdując sobie czyste pole i bez najmniejszych problemów umieszczając piłkę w obręczy.
Pojedynek zakończył się zasłużonym triumfem Wisły 69:47, która jednocześnie poprawiła położenie w euroligowej grupie.
Wisła Can Pack Kraków - BK Imos Brno 69:47 (23:15, 16:9, 15:10, 15:13)
Wisła Can Pack: Tina Charles 17 (15 zb), Alana Beard 14, Dora Horti 11, Justyna Żurowska 9, Katarzyna Krężel 7, Cristina Ouvina 5, Anke DeMondt 5, Paulina Pawlak 1, Daria Mieloszyńska-Zwolak 0.
BK Imos: Alena Hanusova 13, Nicole Ohlde 9, Farhiya Abdi 7, Tereza Peckova 6, Romana Hejdova 5, Anna Jurcenkova 4, Hana Horakova 2, Barbora Kasparkova 1, Veronika Vlkova 0.