Mateusz Jarmakowicz nie miał w tym sezonie zbyt wielu szans na grę w barwach drużyny z Sopotu. Podkoszowy zagrał w 10 spotkaniach Tauron Basket Ligi, w których zdobył łącznie 18 punktów i 21 zbiórek.
W piątek działacze z Sopotu postanowili wypożyczyć Jarmakowicza do Rosy Radom. - Myślę, że to dobry krok dla Mateusza. Tutaj w Sopocie była jasno postawiona sprawa, ponieważ w rotacji meczowej był dopiero piątym zawodnikiem podkoszowym. W mojej filozofii taki gracz wychodzi tylko na parkiet w przypadku, gdy inni wysocy mają sporo fauli bądź są kontuzjowani. Tak było chociażby w Kołobrzegu, gdzie dostał on około 16 minut. Uważam, że Mateusz to całkiem niezły zawodnik, ale w naszym układzie jego występy były po prostu niemożliwe - ocenia Mariusz Niedbalski, trener Trefla Sopot.
Opiekun sopocian zdaje sobie sprawę z tego, że ambicje Jarmakowicza są znacznie większe niż tylko sama praca na treningach.- Nie jest to zły zawodnik. Bardzo się cieszyłem, że takiego zawodnika miałem do treningu, ale zdaję sobie sprawę z tego, że jego ambicje są znacznie większe. To zawodnik, który powinien grać. W Rosie Radom powinien ją otrzymać - dodaje Niedbalski.
Nie da się ukryć, że Jarmakowicz był po prostu słabszy od graczy, którzy występowali na jego pozycji. Marcin Stefański, Filip Dylewicz, Kurt Looby czy Sime Spralja to ich w trakcie meczów wykorzystywał trener Niedbalski. Sytuacja może wyglądałaby nieco inaczej, gdyby nie to, że Śląsk Wrocław nie przystąpił do rozgrywek i popularny "Stefan" został bez pracy i od razu ściągnięto go z powrotem do Sopotu. - Postawiliśmy od samego początku z trenerem Tabakiem na Stefańskiego i tak to wyglądało. Ten układ dobrze funkcjonował. Na pozycji Jarmakowicza byli Dylewicz i Spralja - kończy Niedbalski.