Podopieczni Dusana Radovicia wyjeżdżali z Dąbrowy Górniczej z jednym zwycięstwem. Mimo że w pierwszym meczu zaprezentowali się z dobrej strony, to nie zdołali wygrać.
- Oczywiście, że pozostaje niedosyt, ponieważ jesteśmy drużyną, która chce walczyć w każdym meczu o zwycięstwo. Myślę, że w pierwszym spotkaniu pokazaliśmy, że nie jesteśmy dużo słabsi, w tej parze nie można powiedzieć, że ktoś jest lepszy, ktoś jest gorszy. Tak jak powiedział trener Wojciech Wieczorek przed tą rywalizacją, spotkały się dwie wyrównane drużyny i to właśnie nasza para będzie najciekawsza i najsilniejsza. Myślę, że właśnie tak jest. Szkoda tej niedzielnej przegranej, jednak w poniedziałek odrobiliśmy straty i wracamy do domu z wykonanym planem minimum - przyznał Kamil Łączyński, rozgrywający krośnieńskiej drużyny.
Zawodnicy PBS Banku Efir Energy MOSiR-u bardzo dobrze zagrali w ostatniej odsłonie drugiego spotkania, którą wygrali 29:19. Co było przyczyną tak dobrej postawy? - Jestem zaskoczony tą czwartą kwartą, gdyż wydawało się, że będziemy zmęczeni i "zajechani" po trzydniowym wyjeździe. Cieszę się, że w odpowiednim momencie zaskoczyliśmy, trafialiśmy bardzo ważne rzuty wolne i za trzy punkty, a to przekładało się na dobrą grę obronną - powiedział Łączyński, który na 21 sekund przed końcem kwarty trafił ważną trójkę przez ręce.
- Gdy dobrze idzie w ataku, to również napędza drużynę do jeszcze mocniejszej defensywy. Nie pozwalaliśmy w końcówce oddać dąbrowianom łatwego rzutu, w szczególności Wołoszynowi i Karolakowi; nie ukrywajmy, to są najgroźniejsze strzelby MKS-u. To przyczyniło się do naszej wygranej - zaznaczył.
Kamil Łączyński zaprezentował się z bardzo dobrej strony w obu spotkaniach. W pierwszym zdobył 33 punkty, trafiając siedem trójek, a w drugim zapisał na swoim koncie 24 "oczka" (tym razem oddał pięć celnych rzutów za trzy) oraz 10 asyst. W obu meczach była widoczna przewaga na pozycji rozgrywającego MOSiR-u, gdyż zawodnicy MKS-u nie zdołali zatrzymać Łączyńskiego.
- Staram się, jak tylko mogę. Bardziej cieszą mnie te 24 punkty, oczywiście ze względu na to, że wygraliśmy. W pierwszym meczu wszystko bardzo fajnie indywidualnie wyglądało, ale to jest sport zespołowy, a nie golf, czy tenis, dlatego te 24 punkty były zdecydowanie bardziej cenne, gdyż udało nam się zwyciężyć - podkreślił.
Ćwierćfinałowa rywalizacja przenosi się do Krosna, pojedynki zostały zaplanowane na 13 i 14 kwietnia (oba rozpoczną się o godzinie 18:00). Czy w związku z przewagą własnego parkietu krośnianie mogą czuć się faworytem?
- To jest wyrównana para i trudno mówić, czy ktoś jest faworytem, czy nie. Mam nadzieję, że wykorzystamy atut własnej hali. Pamiętajmy, że dąbrowianie nie tworzą zespołu, który nie potrafi wygrać na wyjeździe, oni po sezonie zasadniczym, czyli 30 meczach, byli na drugim miejscu w tabeli. To oznacza, że jest to solidna drużyna, o czym przekonaliśmy w pierwszym meczu. Mam nadzieję, że wsparcie naszej publiczności i nasza mobilizacja wystarczy, dzięki czemu nie będziemy musieli wracać do Dąbrowy Górniczej - szczerze przyznał Łączyński.