Po czterech bolesnych porażkach i odpadnięciu z rywalizacji w EuroBaskecie, Polacy przystąpili do ostatniego spotkania grupowego tego turnieju z gospodarzem Słowenią. Dla obu zespołów to spotkanie było już bez znaczenia, chociaż biało-czerwoni chcieli chociaż w małym stopniu zmazać plamę z poprzednich meczów.
I to się udawało. Od samego początku mecz ten różnił się znacząco od pierwszych czterech. Polacy grali szybciej, aktywniej i skuteczniej. Ożywiony Thomas Kelati, skuteczny Marcin Gortat, czy solidne wsparcie zawodników rezerwowych - tak grała Polska. Koszykarze trenera Dirka Bauermanna nie przestraszyli się gospodarzy, dopingowanych przez ponad pięć tysięcy kibiców. Po pięciu minutach gry prowadzili już 13:4, trafiając trzy razy z dystansu, czyli w sposób, który sprawiał nam najwięcej kłopotów w całym turnieju.
Trener Bauermann często rotował składem w ciągu całego spotkania, dając pograć każdemu zawodnikowi. Jego Vis-a-vis Niemca - Serb Bożidar Malijković - mocno jednak to spotkanie odpuścił. Lider Słoweńców Goran Dragić grał mało, podobnie jak skuteczny Bostjan Nachbar.
Biało-czerwoni chcieli jednak za wszelką cenę pokazać się - choć raz - z dobrej strony i to im się udawało. W grze Polaków było dużo więcej kombinacji, aniżeli we wszystkich poprzednich spotkaniach. Widać było współpracę Gortata z Lampem, aktywne wejścia pod kosz Kelatiego, czy notującego asystę za asystą Łukasza Koszarka. To sprawiło, że nasi koszykarze prowadzili w pierwszej połowie nawet 36:26.
Po zmianie stron było jeszcze lepiej. Kelati trafiał tak, jak powinien od początku turnieju. Zdobył 21 punktów, w tym 15 po rzutach z dystansu. Odblokował się także Gortat, którego dwie akcje z Koszarkiem były ozdobą meczu. W jednej z nich środkowy Phoenix Suns pobiegł pierwszy do kontry, a rozgrywający Stelmetu Zielona Góra z połowy boiska podał mu piłkę nad kosz, którą Gortat potężnie umieścił w koszu.
Wiele dobrego można również powiedzieć o parze skrzydłowych - Przemysławie Zamojskim i Adamie Waczyńskim. Pierwszy dokonywał wielkich rzeczy pod tablicami, gdzie walczył o każdą piłkę i był szalenie nieustępliwy dla rywali, drugi z kolei w drugiej połowie swoimi dwiema trójkami powiększył przewagę Polaków.
Właśnie trójki były tego dnia mocną stroną Polaków. Trafili aż 11 takich rzutów i to w ważnym momencie, w którym Słoweńcy postawili na obronę strefową. Polska jednak w książkowy sposób tę strefę rozbijała, czyli skutecznie egzekwowała rzuty z dystansu.
Nasza reprezentacja prowadziła już 67:47 na cztery minuty przed końcem meczu, po czym trener Bauermann wpuścił na parkiet samych zawodników rezerwowych.
Polacy wygrali, choć spotkanie to nie miało absolutnie żadnego znaczenia dla układu miejsc w grupie C. Z jedną wygraną i czterema porażkami biało-czerwoni żegnają się z turniejem.
Słowenia - Polska 61:71 (17:19, 11:17, 14:17, 19:18)
Słowenia: Lorbek 13, Dragić G. 9, Begić 8, Balazić 7, Vidmar 6, Nachbar 5, Dragić Z. 5, Laković 4, Joksimović 2, Blazić 2, Slokar 0.
Polska: Kelati 21, Gortat 19, Lampe 8, Koszarek 7, Ignerski 6, Waczyński 6, Zamojski 4, Karnowski 0, Szubarga 0, Ponitka 0, Hrycaniuk 0.
Co to jest - towarzystwo wzajemnej adoracji???
Blamaż na maxa, a wszyscy zadowo Czytaj całość