HOP
Christian Eyenga - wciąż jest chimeryczny, ale teraz zagrał na miarę swoich możliwości. Skrzydłowy Stelmetu był blisko stuprocentowej skuteczności z gry, lecz spudłował rzut z dystansu. Generalnie Kongijczyk był nie do zatrzymania i poprowadził zielonogórzan do zwycięstwa we Wrocławiu ze Śląskiem. Choćby za to warto go wyróżnić. Oby częściej grał z taką determinacją.
Paweł Leończyk - trzeba przyznać, że w Treflu odnajduje się naprawdę dobrze. Doświadczony zawodnik jeszcze ani razu nie zszedł poniżej 10 punktów (!), a w meczu z Kotwicą Kołobrzeg był jednym z najskuteczniejszych zawodników sopocian. To wyróżnienie mu się po prostu należy - za stabilność, za całokształt.
Asseco Gdynia - wypada docenić za kolejną wygraną w tym sezonie. Zespół Davida Dedka naprawdę spisuje się dobrze - gra z charakterem, nie poddaje się, a od czasu do czasu notuje zwycięstwa. Wygrana nad Rosą Radom to dowód na to, że gdynianie są całkiem mocni.
- za brak ambicji. Bo jak inaczej nazwać postawę kołobrzeżan w Sopocie? Trener Dariusz Szczubiał tłumaczy się urazami, ale to żadne usprawiedliwienie. Przecież kadra Kotwicy jeszcze nie jest tak szczupła, aby nie miał kto grać. Nie jest też tak słaba, aby dostawać regularne lanie.
Łukasz Wichniarz - tak, wiemy, przed chwilą "wyróżniliśmy" Kotwicę. Ale po prostu nie mogliśmy ominąć Wichniarza z jednego ważnego powodu. 31-letni koszykarz spędził na parkiecie 18 minut i miał bilans -41. Tak, to tylko statystyka, która nie jest głównym wyznacznikiem, ale w tym przypadku wiele mówi. Przez 18 minut obecności na parkiecie Wichniarza, Trefl Sopot był lepszy o 41 punktów. Przecież to jest dramat, zwłaszcza że sam zawodnik zagrał po prostu słabo.
Obrona Polpharmy - zastanawia nas, czy takowa w tym zespole w ogóle istnieje. Tylko raz w tym sezonie starogardzianie stracili mniej niż 70 punktów. W pozostałych meczach było to 80 i więcej. Ostatnio średnia wzrosła, bo w meczu z PGE Turowem 86, z Treflem 92, a z AZS-em Koszalin, który nie jest przecież najsilniejszym rywalem, 97.