Larry Bird - z piekła do raju cz. II

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Podczas ostatniego roku nauki w Springs Valley Bird mierzył już prawie 201 centymetrów. W wakacje pracował również solidnie nad muskulaturą, dlatego nowy-stary trener pierwszej drużyny, Gary Holland, przesunął go z pozycji rozgrywającego na... centra. - Do tego nie stracił nic ze swoich walorów. Tym, którzy chcieli słuchać, powtarzałem: mamy w drużynie prawdziwą gwiazdę - wspomina coach. Larry był niekwestionowanym liderem swojego teamu, notując przerażające statystyki: 30,6 punktu oraz 20,6 zbiórki na mecz. Ekipa Springs Valley zakończyła zmagania z bilansem 21-4 i dotarła do finału swojego regionu, w którym uległa 58:63 drużynie Bedford. O blondynie z West Baden było głośno w całym stanie, a jego grę przyjeżdżali oglądać skauci wielu znanych uniwersytetów. Bird w jednej chwili stał się sławny i zaczęła pisać o nim lokalna prasa. Nigdy jednak woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Czas wolny spędzał z przyjaciółmi, z którymi grał w bilard, czy jeździł na rynek do niedalekiego Jasper. Do leżącego nieopodal Northwood wybierał się słuchać transmisji radiowych z meczów baseballowych ekipy Chicago Cubs. - Do dzisiaj jestem ich fanem - mówi.

Brak kwalifikacji licealnego teamu Birda do turnieju stanowego miał wpływ na to, że młody koszykarz musiał się pogodzić z tym, iż wiele wyróżnień indywidualnych go ominie. To najważniejsze także - tytuł Mr. Basketball, przyznawany najlepszemu zawodnikowi na poziomie szkół średnich. Znane persony w świecie koszykówki nie miały jednak wątpliwości, że w liceum Springs Valley wyrósł zawodnik, który może zrobić wielką karierę co najmniej na szczeblu uczelnianym. Na kilku spotkaniach we French Lick pojawił się słynny coach teamu Indiana University - Bobby Knight. - Jest dobrym strzelcem i posiada odpowiednie umiejętności ofensywne. To najlepsza para rąk, jaką widziałem na przestrzeni całego roku – komplementował Birda. Chłopakowi z West Baden schlebiała możliwość pójścia na uniwersytet gwarantujący możliwość sportowego rozwoju, lecz w rzeczywistości... nie miał on ochoty kontynuować nauki. Chciał iść do normalnej pracy i zarabiać pieniądze, żeby jego matka nie musiała całymi dniami harować.

Rodzice szybko jednak wyperswadowali synowi, że powinien dalej się uczyć i rozwijać swój sportowy talent. Obok oferty słynnego Indiana University, na stole leżała również propozycja z mniejszej uczelni - Indiana State University oraz zaproszenie z legendarnego Kentucky. Matka przekonywała Larry'ego do wyboru pierwszej opcji, ojciec nalegał na drugą. Z trzecią wiąże się natomiast dość zabawna historia. Bird nie był chętny do rozmów z Kentucky, więc tamtejszy trener, Denny Crum, odwiedzając go wyszedł z propozycją pojedynku w H.O.R.S.E. - Jeśli wygram, przyjedziesz chociaż obejrzeć uczelnię – zaproponował. - Jeżeli natomiast wygrasz ty, dam ci spokój. To był chyba najgłupszy zakład w życiu Cruma, który już po pięciu rzutach musiał wracać do domu.

Larry w końcu zdecydował się grać dla Indiana University. Bob Knight był bardzo zdeterminowany, żeby pozyskać chłopaka z West Baden i widział wiele jego atutów, których inni zdawali się nie dostrzegać. - On jest zbyt wolny - komentował Joe B. Hall z Kentucky. - Bird jest wyjątkowym zawodnikiem, jednym z najlepszych - odpowiedział Knight. Coach był pod wrażeniem tego jak wychowanek liceum Springs Valley chwyta piłkę. Jego umiejętności w tej dziedzinie porównywał do kunsztu legendarnego baseballisty Cincinnati Reds – Johnny'ego Bencha.

Bird w swoich rodzinnych stronach już jako nastolatek traktowany był niczym bohater. Gdy zespół gwiazd stanu Indiana mierzył się w Louisville z ekipą tamtejszego uniwersytetu Kentucky, kibice z French Lick i okolic wybrali się na to spotkanie autobusem ozdobionym w hasła na cześć Larry'ego. W hali fani również o nim nie zapomnieli i non-stop zagrzewali go do boju. Entuzjastycznie do młodzieńca nie był jednak nastawiony trener Kirby Overman. Chłopak na początku spotkania rzucił 6 "oczek", po czym coach zdjął go z parkietu. Gdy czwarta kwarta dobiegała końca, nagle zdecydował, że Bird ma wrócić na boisko. Tymczasem on ani myślał go słuchać i odmówił. - Jeśli trener nie chciał widzieć mnie w grze niemal przez całe spotkanie, to dlaczego nagle miałem grać w samej końcówce? - wyznał matce. Po latach dodał: - Wiem, że postąpiłem źle, ale byłem młody. Poza tym, gdybym mógł cofnąć czas, to pewnie zachowałbym się dokładnie tak samo, bo wiem jak się wtedy czułem. Siedziałem tam i wydawało mi się, że wszyscy o mnie zapomnieli.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Wielka kariera była jednak dopiero przed chłopakiem z West Baden. Gra na uczelni należącej do słynnej konferencji Big Ten stwarzała możliwość pokazania się szerokiemu gronu obserwatorów przekazujących swoje raporty do najlepszych klubów w USA, w tym tych należących do NBA.

Koniec części drugiej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Sports Illustrated, Mark Shaw – Larry Legend, Larry Bird – Drive: The story of my life.

Poprzednie części:
Larry Bird - z piekła do raju cz. I

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×