Łukasz Wiśniewski: Nie rozumiem pretensji Stelmetu

- Oni nam zarzucają, że gramy agresywnie i prowokujemy? Nie rozumiem o co im chodzi. Finał to finał. Tutaj walczy się na maksa - mówi Łukasz Wiśniewski po pierwszym starciu PGE Turowa i Stelmetu.

Aż 100 punktów zdobyli w pierwszym meczu finałowym między PGE Turowem Zgorzelec a Stelmetem Zielona Góra, koszykarze Miodraga Rajkovicia, wygrywając tym samym czwartkowe starcie 100:88.
[ad=rectangle]
- Można nam gratulować, ale tylko w związku z tym jednym spotkaniem. Trzeba jednak pamiętać, że seria trwa i na razie zrobiliśmy tylko jeden, malutki kroczek do tego, co chcemy osiągnąć. Jesteśmy na samym początku drogi i tylko trochę wyprzedziliśmy już Stelmet - mówi Łukasz Wiśniewski, autor 11 punktów i trzech asyst.

W Zgorzelcu wszyscy odetchnęli z ulgą, wszak w zeszłym roku nastroje i oczekiwania były podobne, ale finałową serię lepiej rozpoczęli zielonogórzanie. Ostatecznie Stelmet zasłużenie wygrał mistrzostwo, nieprzegrywając ani jednego spotkania. Obecnie ten scenariusz jest już niemożliwy.

- Wiadomo jak to jest przed pierwszym meczem... Gdzieś zawsze jest ta niepewność. Akurat może nie do końca związana z tym, co było rok temu, bo obie drużyny są obecnie w innych kształtach, ale związana po prostu z pierwszym meczem finałowej rywalizacji. Bardzo chcieliśmy dobrze zacząć i to nam się udało - dodaje Wiśniewski.

Obie ekipy stworzyły naprawdę fantastyczne widowisko w czwartek, ale o ile Stelmet zagrał "tylko" bardzo dobrze, o tyle PGE Turów wspiął się na wyżyny. Aczkolwiek jak twierdzi obrońca zgorzeleckiego klubu, zawsze można zagrać jeszcze lepiej...

- Wiadomo, w serii chodzi o to, żeby wygrywać. Jest 1-0 i to jest najistotniejsze. Niemniej jednak te 88 punktów straconych to troszeczkę za dużo. Tak na pięć minut przed końcem wiedzieliśmy już, że ten mecz jest nasz i nic złego nie może nam się przytrafić, dlatego trochę straciliśmy koncentrację pod koniec i Stelmet to wykorzystał. Prowadziliśmy jednak blisko 20-oma punktami, graliśmy swobodnie, więc nie było czego się obawiać. Niemniej w sobotę powinniśmy zagrać nieco lepiej w defensywie, bo atak na pewno nie jest obecnie naszym problemem - tłumaczy koszykarz.

Jeśli pierwszy mecz finału to zapowiedź reszty serii, to trzeba przygotować się na wielkie emocje i prawdziwą huśtawkę nastrojów. Zawodnicy obu zespołów nie szczędzili sobie twardych zagrań, łokci i momentami atmosfera przypominała starcie tytanów na ringu. - Wiemy, jak obecnie gra PGE Turów: jest agresja, prowokuje nas i my im na to odpowiemy - powiedział Mantas Cesnauskis.

Co na to Wiśniewski? - Oni nam zarzucają, że gramy agresywnie i prowokujemy? Nie rozumiem o co im chodzi. Finał to finał. Tutaj walczy się na maksa. Jest zaangażowanie i jest agresja, ale po meczu każdy z każdym "przybija piątki". Na parkiecie jednak nie ma oszczędzania - kończy doświadczony zawodnik.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: