ACK UTH Rosa pokonała GTK Gliwice 72:71, wygrywając tym samym trzeci mecz ligowy z rzędu. Wyjazdowe zwycięstwo odniosła w bardzo dramatycznych okolicznościach. Na 30 sekund przed ostatnią syreną przegrywała bowiem 69:70. W decydującym momencie, przy stanie 71:71, sfaulowany został Filip Zegzuła. Ręka mu nie zadrżała. Trafił pierwszy rzut osobisty. Do końca spotkania pozostawały zaledwie 2 sekundy. W drugiej próbie chybił. Wtedy było już jasne, która drużyna zwycięży.
[ad=rectangle]
- Podszedłem do rzutu i powiedziałem sobie, że muszę go trafić. Na szczęście udało się wszystko po mojej myśli - skomentował najważniejszy moment bohater sobotniego pojedynku. Rodzi się pytanie, czy drugi osobisty nie był przestrzelony specjalnie. - Gdy trafiłem pierwszy rzut, spojrzałem na cieszących się chłopaków z drużyny. Wtedy dotarło do mnie, że wygraliśmy ten mecz i po prostu drugi rzut nie znalazł drogi do kosza - odpowiedział, dodając po chwili: - Przyznam, że nie utrzymałem już koncentracji w tym rzucie.
Rzucający zaliczył kolejne dobre zawody. Zdobył 11 punktów w trakcie 38 minut spędzonych na parkiecie. Miał 3 zbiórki i 4 asysty. Dzięki sobotniemu triumfowi jego zespół awansował na piąte miejsce w tabeli. Na koncie ma 23 "oczka" (bilans 8-7).
Po pierwszej połowie rezerwy Rosy prowadziły 38:26, w pełni kontrolując przebieg boiskowych wydarzeń. Później gospodarze zaczęli odrabiać straty i byli bardzo blisko zwycięstwa. - Zespół z Gliwic bardzo agresywnie wyszedł w obronie od trzeciej kwarty - gracz podał przyczynę słabszej postawy swojej i kolegów.
- W pierwszej połowie mecz układał się po naszej myśli, lecz nie utrzymaliśmy naszego stylu gry do końca spotkania - podkreślił. - Wkradł się w naszą grę moment dekoncentracji i Gliwice szybko odrobiły straty. Na szczęście wszystko potoczyło się po naszej myśli - zakończył Zegzuła.