Do 15. minuty spotkania między PGE Turowem Zgorzelec a Startem Lublin walka między zeszłorocznym wicemistrzem Polski, a czternastą ekipą poprzedniego sezonu była naprawdę wyrównana. W pewnym momencie to goście wyszli nawet na prowadzenie 25:22 i wydawało się, że zgorzelczan czeka trudna przeprawa do samego końca.
Po trójce Alana Czujkowskiego (28:27 dla Startu), lublinianie nie potrafili jednak trafić do kosza przez 180 kolejnych sekund, przegrywając pięć ostatnich minut drugiej kwarty 3:15. Tym samym na przerwę schodzili ze stratą 11 oczek, 31:42.
- Te kilka minut drugiej kwarty ustawiło mecz do samego końca - powiedział Marcin Salamonik, 32-letni podkoszowy Startu, który indywidualnie rozegrał bardzo dobre spotkanie przeciwko wicemistrzowi Polski. W ciągu 34 minut spędzonych na parkiecie, Salamonik zanotował double-double w postaci 12 punktów i 13 zbiórek. Dobra gra silnego skrzydłowego nie przełożyła się jednak na zwycięstwo drużyny.
- PGE Turów jest zbyt doświadczonym zespołem, żeby odskoczyć na 20 punktów (na początku trzeciej kwarty zgorzelczanie wyszli na prowadzenie 53:33 - przyp. M.F.), a następnie roztrwonić ten zapas i pozwolić sobie na przegraną. Myślę, że długo będziemy żałować tej porażki - stwierdził podkoszowy Startu.
Lublinianie "gonili" wynik do samego końca, ale ostatecznie nie byli w stanie złamać przewagi 10 punktów i właśnie taką różnicą na niekorzyść dla Startu zakończyło się niedzielne starcie. Ekipa Pawła Turkiewicza przegrała drugie starcie w sezonie.
- Szkoda tego meczu. Sytuacja, w której moglibyśmy pokonać wicemistrza Polski może się długo nie powtórzyć. Zostawiliśmy sporo zdrowia na parkiecie, ale teraz musimy szybko o tym spotkaniu zapomnieć. Trzeba szykować się na mecz z MKSem Dąbrowa Górnicza - zakończył Salamonik.