Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VIII

Trzeba być niezwykle zdeterminowanym, żeby po przeszczepie nerki wrócić do uprawiania sportu na poziomie profesjonalnym. Taka sztuka udała się naprawdę nielicznym, a "Zo" pragnął być jednym z nich.

W tym artykule dowiesz się o:

Zawodnicy ligi NBA wiedzą, że zarabiają astronomiczne sumy głównie dzięki swoim ciałom, dlatego bardzo często dbają o nie aż do przesady. Osobisty kucharz, który pilnuje przestrzegania odpowiedniej diety to w dzisiejszych czasach nic nadzwyczajnego. Mourning również należał do grupy graczy mających bzika na punkcie zdrowego odżywiania, ale jego ostatni posiłek przed pobytem w szpitalu nawet nie widniał w menu obok tych prozdrowotnych: dwa hamburgery z Wendy's, ser oraz frytki z majonezem. - Wieki nie jadłem czerwonego mięsa, a żarcie z Wendy's ubóstwiam do tego stopnia, iż chciałem, żeby było ostatnim, co spożyję w domu - mówi z całkowicie poważną miną.

Ówczesny środkowy New Jersey Nets w noc poprzedzającą wyjazd do kliniki nie chciał się dodatkowo stresować, więc zorganizował w swoim domu w Tenafly małą imprezkę, na której pojawiły się wszystkie bliskie mu osoby. Nie zabrakło tam również jego kuzyna Jasona, który miał być dawcą nerki. "Zo" jeszcze kilka razy rozmawiał z nim, żeby na sto procent upewnić się, iż mężczyzna jest świadom swojej decyzji. Kilka godzin później, o szóstej rano, Mourning i Cooper pojawili się w Szpitalu Prezbiteriańskim położonym na dalekim Upper West Side na nowojorskim Manhattanie. Nie było już odwrotu. - Gerald Appel był moim głównym lekarzem i tamtego dnia zawitał do kliniki, ale za transplantację odpowiadał ekspert w swojej dziedzinie - doktor Mark Hardy - opowiada "Zo". - W dniach poprzedzających przeszczep stałem się bardzo nerwowy i moi lekarze to wyczuli. Nie należę do strachliwych osób, ale taka operacja to nie jest bułka z masłem. Doktor Appel starał się pomóc jak najlepiej potrafił, więc zorganizował mi spotkanie z Michelle, młodą pacjentką, która otrzymała przeszczep od swojego przyjaciela. Dziewczyna opowiedziała mi jak gładko wszystko przebiegło i pokazała bliznę, która wcale nie wyglądała najgorzej.

- Ta operacja jest tak banalna, że mogę ją przeprowadzić z zamkniętymi oczami - Mark Hardy próbował odstresować Alonzo. - Doktorze, a może pan specjalnie dla mnie chociaż jedno oko mieć otwarte? - koszykarz starał się zachować resztki dobrego humoru. W ten sposób wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem, choć prawda była taka, iż zabieg może nie należał do najbardziej skomplikowanych, ale najważniejsze miało się wyjaśnić dopiero pewien czas po nim. W końcu nie od razu wiadomo czy organizm przyjął przeszczepiony narząd, czy go odrzucił.

Podczas operacji pojawiły się pewne komplikacje. Ze względu na wykonywany zawód Mourning był zbudowany inaczej niż przeciętny człowiek. Jego ciało wyglądało niczym góra mięśni, a to utrudniło doktorowi Hardy'emu "zainstalowanie" nowej nerki. Lekarz mógł wyciąć kawałek mięśnia pod starą nerką pacjenta, ale takie działanie prawdopodobnie zakończyłoby sportową karierę "Zo". Po namowach Geralda Appela specjalista jeszcze raz dokładnie przeanalizował przypadek Mourninga, po czym przy pomocy zacisków chirurgicznych poradził sobie z problemem i wykonał transplantację w sposób pozwalający koszykarzowi na walkę o powrót na parkiety NBA.

Podczas operacji Tracy z rodziną siedziała w szpitalnej poczekalni. Gdy transplantacja dobiegła końca, lekarz prowadzący przekazał, iż wstępne rokowania są pozytywne. Alonzo tuż po wybudzeniu z narkozy był bardzo słaby, ale z jego oczu i tak popłynęły łzy stanowiące wybuchową mieszankę emocji. Podłączony do aparatury sportowiec z ledwością komunikował się ze światem zewnętrznym, lecz i wówczas znalazł chwilę na modlitwę i podziękowanie Bogu za to, że dał mu siłę do walki z chorobą oraz zesłał Jasona. Następnego dnia pooperacyjny ból przeszywał jeszcze całe ciało Mourninga, jednak lekarz wparował do jego sali i rzekł: - Musisz wstać z łóżka i chodzić. Nie możesz leżeć cały dzień, gdyż trzeba pobudzić krążenie krwi.

Legendarny center początkowo patrzył na doktora jak na wariata, ale szybko zaczął wypełniać jego polecenia. Wiedział, że ten facet jest cenionym specjalistą, i że zna się na swojej robocie jak nikt inny. Koszykarz chodził więc po szpitalnym korytarzu z całą aparaturą, do której był podłączony. Śmiał się, że wygląda z tym niczym staruszek występujący w serialu "Benny Hill". Kiedy natomiast ujrzał na korytarzu piętnastoletniego chłopaka po przeszczepie nerki oraz serca, wtedy zdał sobie sprawę, że jego położenie wcale nie jest takie beznadziejne.

Pięć dni po operacji prognozy dla Mourninga były naprawdę znakomite, ponieważ jego organizm nie odrzucił nerki pobranej od Jasona Coopera. Zawodnikiem Nets opiekowała się pielęgniarka Mary Jane Samuels, a on sam nie mógł się już doczekać, kiedy będzie mógł zostać wypisany do domu. Tymczasem lekarz nie mógł wydać zgody na wypis zanim pacjent nie zacznie się samodzielnie wypróżniać. - Pooperacyjny ból powoduje zaparcia - żali się "Zo". - Dodatkowo podczas przeszczepu organy człowieka są w ruchu, co źle znoszą, czego efektem są jeszcze silniejsze problemy z wydalaniem.

Jason podlegał identycznej procedurze, ale podczas gdy u niego sprawy już się unormowały, to Alonzo wciąż miał problem. Matka poradziła mu, żeby napił się soku z suszonych śliwek. Z powodu okropnej pogody za oknem sama jednak nie mogła mu go przynieść, więc Mourning poprosił o pomoc Tony'ego Thompsona - swojego ochroniarza. Mężczyzna dość niechętnie udał się na "polowanie" i wrócił z butelką napoju, którego smaku Alonzo nienawidził od dzieciństwa. Co gorsza, sok był ciepły, więc koszykarz wychylił całość jednym haustem z prawdziwym obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Kilka godzin później, po długiej rozmowie o sensie życia, nastąpiła wyczekiwana wizyta w toalecie. - To było dla mnie jak wywalczenie mistrzostwa NBA - opowiada rozbawiony "Zo". - Parę dni później wreszcie wypuścili mnie do domu.
[nextpage]

Choć transplantacja zakończyła się sukcesem, to jak każdy człowiek po przeszczepie, Mourning również musiał liczyć się z ryzykiem nawrotu choroby lub odrzucenia nerki pobranej od Jasona Coopera. - Jeśli zawodnik NBA rzuca za trzy punkty z trzydziestoprocentową skutecznością, to można powiedzieć, że radzi sobie całkiem nieźle - mówi "Zo". - Nagle lekarze oznajmili mi, że szansa powrotu do punktu wyjścia wynosi dokładnie trzydzieści procent. To bardzo deprymujące i naprawdę ciężko żyć z taką świadomością - dodaje. Alonzo postanowił jednak nie rozmyślać i po prostu zmienić swoje życie tak, żeby dostosować się do nowej sytuacji. Zaakceptował skutki uboczne działania leków oraz nieszablonowej operacji wykonanej przed doktora Hardy'ego. Z diety niemal całkowicie wyeliminował niezdrową żywność i skupiał się na tym, co może przynieść przyszłość. Sporo też rozmawiał z pastorem Williem Alfonso, pełniącym funkcję kapelana New Jersey Nets i New York Yankees.

Oprócz życia w zdrowiu, "Zo" przed poddaniem się przeszczepowi nerki miał jeszcze jeden cel: wrócić do NBA i udowodnić, że wciąż może rywalizować na najwyższym poziomie. W tym celu zawodnik Nets pracował w New Jersey pod okiem młodziutkiego trenera personalnego - Shuichiego Take. Początki były naprawdę ciężkie, gdyż ciało niedawnego gwiazdora ligi zawodowej znacznie się zmieniło od czasu operacji. Center ekipy z Continental Airlines Arena z wiadomych powodów daleki był również od optymalnej formy i po bieżni automatycznej w zasadzie dreptał, a zamiast sztangi o wadze 115 kg, na ławeczce wyciskał... sam gryf. Być może z zewnątrz wyglądało to komicznie, ale w rzeczywistości Mourning toczył ciężką walkę o spełnienie marzeń, w której za przeciwnika miał samego siebie.

- Basket to gra zespołowa - mówi Alonzo. - Żaden zawodnik nie jest w stanie w pojedynkę wywalczyć mistrzostwa. Znam wielu znakomitych graczy, członków Koszykarskiej Galerii Sław, takich jak Patrick Ewing, Charles Barkley, Karl Malone czy John Stockton, którzy nigdy nie sięgnęli po tytuł. Nie chciałem dołączyć do tej listy, bo wiedziałem, że występy w Meczach Gwiazd czy wysokie kontrakty są ulotne, a czempioni przechodzą do historii. Mistrzowski pierścień stał się moim priorytetem, a nawet taką małą obsesją. Wcześniej nie miałem na niego takiego parcia, ale przeszczep uświadomił mi, że muszę się pospieszyć, bo nic nie jest wieczne. W lutym 2004 roku powoli dochodziłem do zdrowia i skończyłem przy okazji trzydzieści cztery lata.

Treningi kosztowały Mourninga mnóstwo bólu i cierpienia, ale zawodnik dzielnie znosił to wszystko, gdyż z każdym dniem zbliżał się do upragnionego celu. Niejednokrotnie zmagał się z kryzysem, lecz za każdym razem chęć powrotu na parkiet brała górę nad przeciwnościami. Drobne postępy traktował niczym milowe kroki i starał się cały czas myśleć pozytywnie. Shuichi Take pilnował natomiast, żeby Alonzo ćwiczył według zaleceń doktora Geralda Appela i nie przedobrzył na wczesnym etapie sportowej rekonwalescencji.

Nie wszystkie osoby z otoczenia "Zo" były zwolennikami jego powrotu do ligi zawodowej. - Po co się tak żyłujesz? Przecież pieniędzy wystarczy ci już do końca życia - mówił Jeff, jego agent. - Upewnij się, że dożyjesz chwili, w której twoje dzieci dorosną - dodawał coach John Thompson. Wszyscy wokół wiedzieli, jakiego kalibru graczem Mourning był przed operacją i wiedzieli również, że nawet jeśli wróci na parkiety NBA, to już nie w roli pierwszoplanowej postaci, a zmiennika czy też zadaniowca. Bliscy koszykarza obawiali się również, że podczas meczów nowa nerka narażona będzie na silne uderzenia, i że nawet specjalny ochraniacz nie zabezpieczy jej w stu procentach.

Pierwsze tygodnie po operacji dla Mourninga oznaczały nie tylko walkę o odzyskanie formy fizycznej, ale i konieczność zaakceptowania nowej diety. - Najciężej było mi zrezygnować z zimnego piwa - opowiada Alonzo. - Lubiłem delektować się lodowatym Fosterem w puszce. Wciąż pamiętam ten smak. W Miami panuje wilgotny klimat, więc browarek z lodówki idealnie gasił pragnienie - dodaje. Dziś "Zo" nie tęskni już tak bardzo za złocistym trunkiem, głównie dzięki otaczającym go przyjaciołom, którzy podczas spotkań towarzyskich nigdy nie naciskali, żeby się z nimi napił. Rozumieli, że po transplantacji trzeba o siebie dbać w szczególny sposób.

- Chcę zbudować wokół mojej nerki pancerz - Alonzo pewnego dnia zagadnął swojego trenera personalnego. W tym celu Shuichi Take przygotował dla środkowego Nets specjalny zestaw ćwiczeń na mięśnie brzucha. "Zo" do sprawy podszedł naprawdę poważnie, w efekcie czego już na początku września 2004 roku czuł, że jego ciało wygląda niemal tak samo jak przed transplantacją. - Shuichi wylewał pot razem ze mną - wspomina. - Wykonywał dokładnie te same ćwiczenia. Pod koniec lata jednak udało mi się zostawić go w tyle i pracować jak na topowego sportowca przystało. Te osiem miesięcy było czymś niesamowitym - serią małych kroków, które całkowicie zmieniły moje ciało.

Kiedy Alonzo Mourning powiadomił włodarzy New Jersey Nets, że weźmie z drużyną udział w obozie przygotowawczym do sezonu 2004/05, niektórzy pomyśleli, że to bardzo dobry żart. Specjalistyczna waga jednak nie kłamała - "Zo" miał na "liczniku" niespełna 121 kilogramów, a w jego organizmie było zaledwie 6 procent tkanki tłuszczowej. Dzięki intensywnym ćwiczeniom koszykarz zamienił 16 kilogramów tłuszczu w 18 kilogramów mięśni, przez co jego rzeźba prezentowała się naprawdę imponująco. - Tak dobrze nie wyglądałem chyba podczas całej swojej dotychczasowej kariery - wspomina. - Lepiej się odżywiałem, nie piłem alkoholu i dużo odpoczywałem. Po ośmiu miesiącach od pierwszych zajęć z Shuichim zrozumiałem, że miał on rację mówiąc mi, iż to nie będzie zwykły powrót na parkiet, a coś więcej.

Koniec części ósmej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Bibliografia: Miami Herald, Miami Today, Sports Illustrated, Alonzo Mourning i Dan Wetzel - Resilience: Faith, Focus, Triumph.

Poprzednie części:
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. I
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. II
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. III
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. IV
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. V
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VI
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VII

Komentarze (0)