Maciej Kwiatkowski: Los Angeles Lakers czyli jest życie po Kobe Bryancie

Maciej Kwiatkowski
Maciej Kwiatkowski

Jeszcze rok temu o tej porze rozgrywającym Lakers był Jordan Clarkson  - przechwyt Generalnego Menedżera Mitcha Kupchaka, bo wybrany dopiero z nr 46 Draftu 2014. Obecnie 23-letni Clarkson pełni rolę rzucającego obrońcy, combo-guarda, grając u boku Russella. Ma dopiero 23 lata i choć wciąż opiera swoją grę o penetracje, rzuty po zatrzymaniu - różnego rodzaju "floatery" - i nadal potrzebuje mieć piłkę w rękach, aby być efektywnym, to podniósł swoją skuteczność za trzy z poziomu 31 do 38 proc. w już drugim sezonie gry.

Czy obaj utrzymają i podniosą ten poziom skut. z dystansu? Czy nauczą się grać lepiej ze sobą, skoro jeden i drugi musi często mieć w piłkę rękach? Póki co, przykład Lillarda i CJ'a McColluma w Trail Blazers pokazuje, że dwaj podstawowi gracze na pozycjach 1/2 mogą we współczesnej NBA skutecznie koegzystować na zasadzie "teraz ja, a zaraz ty". Ale jest też przykład stojących bliżej tytułu Russella Westbrooka i Kevina Duranta, który pokazuje, że wymienne granie indywidualnych akcji przez graczy obwodu może nie być właściwą drogą do zdobycia mistrzostwa.

21-letni Julius Randle to teoretycznie drugoroczniak, ale praktycznie debiutant, bo kontuzja przerwała jego pierwszy sezon w już pierwszym meczu. Randle to nietypowy silny skrzydłowy, który po zebraniu piłki kocha zagrać jeden na jednego od kosza do kosza i ma lepszy kozioł i bardziej naturalny repertuar zwodów niż np Draymond Green z Warriors, który też lubi zaskoczyć rywali w ten sposób. Randle będzie musiał jednak szybko pokazać, że albo potrafi bardzo dobrze rzucać, albo co najmniej dobrze bronić. W dzisiejszej NBA powoli brakuje miejsca na "czwórki" bez rzutu z dystansu, a Randle trafił tylko 9 z 31 przez pierwsze niespełna 1800 minut swojej kariery. Trafił też zaledwie 27 proc. rzutów z 5-6 metrów i bez zagrożenia rzutowego, zmuszony jest często atakować kosz na siłę, gdzie przy swoim niewysokim wzroście (206 cm) miewa niemałe problemy z kończeniem akcji (57 proc.).

Dominującym obrońcą Randle na pewno nie będzie, więc jego rozwój rzutowy to absolutny klucz do jego dalszych losów, zarobków i także przyszłości Lakers. Atakujący w pick-and-rollu Russell i Clarkson potrzebują mieć za partnera silnego skrzydłowego, który zagrożeniem rzutu za trzy wyciąga rywali z pola trzech sekund.

Wybór w Drafcie 2016

Lakers po 65 meczach mają 21,5 proc. zwycięstw (14-51) i gorszy bilans od nich mają tylko Philadelphia 76ers. Po majowej loterii draftu (17.05) pierwszorundowy wybór Lakers musi znaleźć się w Top-3, inaczej trafi właśnie do 76ers.

To skutek nietrafionej wymiany Lakers w 2012 roku po Nasha, a potem wymiany przez Suns tego wyboru na Brandona Knighta do Milwaukee Bucks, którzy z kolei oddali ten wybór do 76ers w zamian za Michaela Cartera-Williamsa. Dziś wszystkie trzy kluby - najpierw Lakers, potem Suns i Bucks - chyba wolałyby nie robić tych wymian.

Jeżeli Lakers zakończą sezon - jak obecnie - na 29. miejscu, będą w trakcie loterii mieli 56 proc. szans na to, że zatrzymają swój wybór w drafcie. Do tego uzyskają 20 proc. szans na wylosowanie nr 1. Jeżeli w końcowej tabeli wyprzedzą Suns i awansują na 28. miejsce, to w tylko 47 proc. możliwości zachowują swój wybór po majowej loterii.

Czy zachowanie tego wyboru w tym roku jest aż tak istotne? Jeżeli przepadnie, to Lakers będą w 2017 roku już wybierać normalnie, bez żadnych zastrzeżeń. Ale jeżeli Lakers zachowają ten wybór, to ten w 2017 roku znów będzie zastrzeżony w Top-3. Wg ekspertów ten następny draft ma być dużo silniejszy niż ten w tym roku - to być może plus w sytuacji, jeśli w majowej loterii Lakers będą mieli pecha i stracą swój wybór. Z drugiej strony, dwie jedyne potencjalne gwiazdy z tego najbliższego draftu, to niscy skrzydłowi Ben Simmons i Brandon Ingram. A na pozycji nr 3 Lakers już od startu sezonu mają największą dziurę spośród wszystkich drużyn NBA.

Co dalej?

To czy Lakers zachowają swój wybór może zadecydować o dalszych losach składu i niestety także o losach krytykowanego (słusznie) trenera Byrona Scotta.

Pomimo swoich kurtuazyjnych komentarzy Kupchak - pracujący w Lakers od blisko 30 lat - dostrzega, że Scott to idealny trener, żeby "tankować". Po trzech latach prowadzenia Cleveland Cavaliers (2010-2013) Scott w tym sezonie znów pokazał, że liga NBA na poziomie analityczno-intelektualnym przerosła jego wojskowy styl prowadzenia zespołu. Ten styl przypomina bardziej rosyjską szkołę katorżniczych wuefistów w dresach zapiętych pod brodę, niż menadżerowanie na boisku i poza nim koszykarzami zarabiającymi po kilka milionów dolarów rocznie. Można też napisać, że Scott, jako eks-kompan Magica na obwodzie Lakers może i zna grę, ale jest to gra z lat 80-tych.

Scott może jednak pozostać trenerem Lakers w sezonie 2016/17. Wystarczy, że po loterii draftu Lakers stracą swój wybór i wtedy cały plan odbijania się od dna trzeba będzie wprowadzić w życie ostrożniej. Będzie to znaczyć, że Lakers nie staną latem do walki o np DeMara DeRozana z Toronto Raptors czy Ryana Andersona z New Orleans Pelicans, tylko spróbują zaliczyć kolejny sezon na 15-25 zwycięstw i w 2017 roku wybierać w drafcie w Top-3.

Oczywiście jest jeszcze agresywne rozwiązanie, które być może byłoby najbardziej w stylu Lakers - choć niekoniecznie byłoby najlepszym - czyli Lakers mogą stracić wybór w tym roku, ale zmienić trenera (np na Toma Thibodeau), wzmocnić się w lipcu i w kolejnym sezonie grać o 35-45 wygranych, jednocześnie jednak tracąc talent jaki mogliby pozyskać z bardzo wysokim numerem Draftu 2017.

Ale jeśli wybór w tym roku uda się zachować, to na pewno będzie jeszcze w czerwcu okazja napisać o planach i możliwościach, które pojawią się na horyzoncie Lakers już tego lata. W końcu obojętnie czy im idzie, czy nie, nawet moja dziewczyna chce wiedzieć co się dzieje w Lakerlandzie.

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: fenomenalny gol w MLS
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×