Przed sezonem 2015/2016 Marek Zywert zmienił otoczenie i podpisał umowę z Energą Czarnymi Słupsk. Młody rzucający liczył, że w zespole Donaldasa Kairysa będzie odgrywał większą rolę niż to miało miejsce w Stelmecie BC. Tak się jednak nie stało. Zawodnik "zimował" na ławce i mógł jedynie oglądać kolegów. Pojawiał się na parkiecie w momentach, kiedy wynik meczu był już rozstrzygnięty.
Nieco inaczej było w piątkowym spotkaniu półfinałowym, które odbyło się w Zielonej Górze. Z powodu kontuzji Kacpra Borowskiego i Mantasa Cesnauskisa rotacja polskich zawodników w ekipie Czarnych Panter była bardzo zawężona. Litewski szkoleniowiec w trakcie meczu korzystał z tercetu: Jarosław Mokros-Grzegorz Surmacz-Łukasz Seweryn.
W czwartej kwarcie dwóch pierwszych musiało opuścić boisko z powodu pięciu przewinień. Na parkiecie przy wyniku 67:74 zameldował się Marek Zywert, który miał ponad pięć minut na zaprezentowanie swoich umiejętności.
ZOBACZ WIDEO Rio 2016: organizatorzy liczą na krocie ze sprzedaży pamiątek (Źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Młodego rzucającego wynik na styku nie przestraszył. Koszykarz był aktywny, podejmował odważne decyzje rzutowe, ale brakowało mu nieco precyzji przy wykończeniu swoich zagrań. Zywert podkreśla, że odczuwa duży głód gry.
- Chciałbym pobiegać po parkiecie trochę dłużej, ponieważ w tym sezonie nie miałem zbyt wielu okazji. Wejścia może były odważne, lecz zabrakło wykończenia - przyznaje zawodnik Czarnych Panter.
- Mamy problemy z kontuzjami, dlatego liczba Polaków w rotacji jest ograniczona. W piątkowym spotkaniu bardzo szybko limit fauli został przekroczony, dlatego też musiałem pojawić się na boisku - dodaje.
Dodatkowym smaczkiem była jego rywalizacja z bratem, Kamilem, który na parkiecie w zespole Stelmetu BC pojawił się na minutę przed końcem meczu.
- Można powiedzieć, że zawsze spotkania z bratem na parkiecie są czymś wyjątkowym. Może nie graliśmy za dużo minut razem, ale nie ukrywam, że to fajna sprawa, iż mogliśmy powalczyć ze sobą - zauważa Marek Zywert.