[b]
WP SportoweFakty: Przed sezonem 2015/2016 mówił pan dość jasno, że ze Stelmetem BC chce pan wygrać pierwsze mistrzostwo Polski w karierze. Cel udało się osiągnąć.[/b]
Szymon Szewczyk: Zgadzam się z tym, że cel drużynowy udało się osiągnąć. Cieszę się, że mogłem być częścią mistrzowskiego zespołu. Mieliśmy w tym sezonie skompletowaną drużynę z naprawdę wysokiej klasy zawodników. Mam tu na myśli obcokrajowców, ale także reprezentantów Polski. Proszę zobaczyć, że w naszym składzie było aż sześciu koszykarzy, którzy otrzymali powołanie do kadry Mike'a Taylora. Trzeba przyznać, że zrobienie z tych wszystkich elementów drużyny to zasługa Saso Filipovskiego.
Słoweniec bardzo dobrze to poprowadził. To było jego oczko w głowie. Wiedział, jak to wszystko ma funkcjonować. Niestety, ja trochę na tym ucierpiałem, bo grałem nieco mniej. Aczkolwiek w przypadku kontuzji czy niedyspozycji innych częściej pojawiałem się na parkiecie. Wydaje mi się, gdybym popełniał kardynalne błędy, to na pewno nie miałbym szansy na grę. Mimo wszystko pojawiałem się na parkiecie. Udowodniłem wszystkim, że potrafię grać w koszykówkę.
Ten fakt bycia piątym podkoszowym w rotacji meczowej irytował, denerwował?
- Mam teraz płakać, że byłem piątym podkoszowym w rotacji? Nie ma to kompletnie sensu. Na treningach udowadniałem swoją przydatność. Pokazywałem, że mogę robić pewne rzeczy. W meczu nie zawsze jednak rotacja wynika z treningów, ponieważ dochodzą inne zmienne. To trener ustala taktykę i my wszyscy zawodnicy musimy się do tego ustosunkować. Ale szkoda smutnych tematów. W tym momencie jestem szczęśliwy, mam mistrzostwo Polski.
Czyli ten złoty medal nieco przykrywa te smutniejsze momenty?
- Oczywiście, że tak. Gdybym miał przejmować się każdą pierdołą, to byłbym łysy i siwy, a i nabawiłbym się też wrzodów. Ja tego kompletnie nie potrzebuje. Zdawałem sobie sprawę z tego, gdzie jest moje miejsce. Potrafiłem schować swoje ego do kieszeni. Aczkolwiek dziękuję tym wszystkim ludziom, którzy mnie wspierali w Zielonej Górze. Trzymali za mnie kciuki, dopingowali. Chcieliby, żebym wrócił na kolejny sezon do Stelmetu BC. Jednak komuś moja gra się podobała.
ZOBACZ WIDEO Prezentacja strojów polskich olimpijczyków (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
W trakcie sezonu mógł pan odejść ze Stelmetu do innego klubu w TBL. Oferty były, ale ostatecznie się pan nie zdecydował. Żałuje pan?
- Nie żałuję, ponieważ ja nie lubię zostawiać niedokończonych projektów. Tym bardziej, że moim marzeniem było mistrzostwo Polski. To udało się zrealizować.
Pana grę i umiejętności docenił Mike Taylor, który powołał pana do szerokiego składu reprezentacji Polski.
- I ta informacja bardzo mnie ucieszyła. Po takiej kontuzji i tylu miesiącach rehabilitacji to powołanie jest zwieńczeniem mojej ciężkiej pracy. Z tego miejsca chciałbym podziękować osobom, które w tamtym czasie bardzo mi pomogły. Mam na myśli moją żoną - Agnieszkę, dzieci, lekarza - Romana Brzózkę i wszystkich rehabilitantów. Bez tych ludzi nie byłbym dzisiaj w tym miejscu, w którym jestem. Bardzo jestem usatysfakcjonowany także z faktu, że trener Taylor to zauważył i docenił. Ja zrobię wszystko, by jak najlepiej zaprezentować się podczas zgrupowania reprezentacji.
[b]
Zdominowaliście kompletnie Tauron Basket Ligę. W play-offach nie przegraliście żadnego meczu. Dawno nie było takiego hegemona w rozgrywkach.[/b]
- To prawda, ale trzeba zaznaczyć, że z rywalizacji odpadł główny kontrkandydat - PGE Turów Zgorzelec, który przez ostatnie lata toczył bardzo wyrównane boje ze Stelmetem. Inne drużyny również miały problemy kadrowo-budżetowe. Niektóre zespoły były stabilne finansowo, ale miały pecha, bo z rotacji wypadało 2-3 zawodników z powodu kontuzji. Ogólnie rzecz ujmując - liga zdecydowanie bardziej się wyrównała, ale Stelmet BC wybił się ponad całą stawkę. Nie mieliśmy większych problemów z urazami, a na dodatek dysponowaliśmy szerokim składem. Poza tym graliśmy w europejskich pucharach i to doświadczenie również zaprocentowało.
Mówi się, że był to zespół przez duże "Z" - zarówno na parkiecie, jak i poza nim. Faktycznie tak dobrze się rozumieliście?
- Była bardzo dobra atmosfera w trakcie całego sezonu. Wiadomo, że czasami pojawiały się tzw. "kwasy", ale to jest nieuniknione, bo zespół to żywy organizm. Na treningach nie było ustępowania drugiemu koledze. Była twarda walka o swoje. Nie ma drużyny na świecie, która spędza ze sobą czas 24 godziny. W końcu ktoś powie jasno, że ma dosyć i chce spędzić trochę czasu w samotności bądź z innymi ludźmi. To jest normalne. Konkludując - było fajnie i znośnie.
Rozmawiał Karol Wasiek